poniedziałek, 16 listopada 2009

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego odszkodowania

Szpital zapłaci odszkodowanie za uratowanie życia dziecku.

Wiadomość z wczoraj tutaj. Dla nas szok. Wystarczy przeczytać komentarze.
Anioły i mordercy.

Lekarze stwierdzili nieprawidłowości w tętnie płodu. Kiedy dziecko urodziło się, nie oddychało, a jego serce czynnościowo znajdowało się w stanie zatrzymania krążenia*). Zabiegi reanimacyjne trwały około 40 minut. Przywrócono krążenie, pewnie oddychanie. Siedmioletni dziś Michael jest ciężko upośledzonym umysłowo i fizycznie dzieckiem.

O podobnej sytuacji nauczają na tutejszym kursie ratowania żyć ALS. Idący ulicą człowieczek nagle upadł. Akurat przechodził mimo jakiś wolny od zajęć doktór. Pchnięty niewytłumaczalnym impulsem ratowania innych rozpoczął czynności reanimacyjne, równocześnie ktoś z mobila wezwał karetkę. Karetka przyjechała, radośnie kontynuowała działalność doktora, któren pełen poczucia dobrze spełnionego obowiązku oddalił się do domu. Niestety, z pacjenta pozostało warzywo. I rodzina oskarżyła owego doktora, bo gdyby on nie rozpoczął akcji reanimacyjnej, to pacjent z godnością udałby się do przodków, a nie wegetował za ciężką kasę w ośrodku dla przetrwałych**).

Kto miał rację wtedy? A kto ma ją dziś? Czy liczy się ilość "życia"? A może ważna jest też jakość?

Dawno temu było proto. Żyje. Nie żyje. Pomiędzy tym cienka, niech będzie że czarna, kreska. Potem pojawiła się współczesna medycyna. Sztuczne oddychanie mniej lub bardziej skuteczne. Zewnętrzny masaż serca. Prąd. Leki. Intensywna terapia. Nadal skuteczność reanimacji jest niewielka, kilka-, kilkanaście procent, ale jest to przecież dla kogoś 100% żyjącego dziecka, męża, matki. Cienka czarna linia zaczęła się poszerzać. Zamieniła się w spory obszar pomiędzy życiem a śmiercią. Czerń kreski rozmyła się w szarość.

Wiemy już, że nie umieramy w całości 'na raz'. Najpierw umiera mózg. Po pół godzinie serce. Jakieś dziesięć minut po nim nerki. Chrząstka żyje jeszcze dwa dni. Stąd wzięły się przerażające legendy, że zmarłemu rosły włosy. Stąd też wzięła się transplantologia, a przynajmniej jej część.

Jeśli w czasie, kiedy umierający przebywa w "szarej strefie***)" zapewnić prawidłowe utlenowanie krwi i dostarczanie odpowiednich składników pokarmowych, narządy można utrzymać przy życiu, mimo, iż mózg przestał funkcjonować. To może trwać latami, jak wykazują doświadczenia z Włoch (np. Eluana Englaro) i USA. I liczni ludzie żyjący z przeszczepami, mimo, że ich "poprzedni właściciel" dawno już nie istnieje.

Takich szarych stref jest w medycynie więcej. Wszędzie tam, gdzie ludzkie życie spotyka się z nie-życiem. Na początku i na końcu.

Aborcja. Czy niezapłodnione jajo jest potencjalnie człowiekiem? A plemnik? Czy baca łonanizujący się do strumienia na prawdę posyła dzieci na kolonie nad morze? Kiedy zlepek komórek staje się odrębną istotą, z akcentami na odrębną i istotę? A in vitro? Wybieramy spośród sześciorga ludzi czy spośród sześciu komórek? W Ukeju uznaje się bardzo starą zasadę - jeśli "to coś" w macicy nie jest zdolne do samodzielnego życia pozałonowego, nie jest człowiekiem. Dlatego aborcję można przeprowadzać do 22 tygodnia ciąży. Co będzie, jeśli nauczymy się utrzymywać płody przy życiu poniżej 22 tygodnia?

Technika i Umiejętność, dwa rącze ogiery postępu, rwą w oszałamiającym galopie do przodu. Na bok, śledzie! Nauka jedzie. Zdysocjowały już życie (wewnątrzmaciczne) i zdysocjowały śmierć. Za nimi kuśtykają, kaszląc i posapując, zagubione w mgłach szarych stref, staruszki Etyka i Moralność. Dystans między nimi wzrasta z każdym rokiem, z każdym nowym odkryciem. Spod końskich kopyt zamiast krzesanych skier lecą pytania. O życie, śmierć, bogów, sens tego wszystkiego.

Dlatego tylu mamy wokół nawiedzonych, do których przemawiają bogowie, tych, którzy wiedzą z niezachwianą pewnością i pouczają innych. Chcą wrócić do prostej, czarnej kreski. Może dlatego ubierają się na czarno?

Nie zgubcie się. Ale też nie bójcie się szukać własnej drogi.

Wpadnijcie jeszcze.
____________
*) prawidłowe tętno noworodka to 140 ud/min. Tętno poniżej 80 ud/min uważa się za zatrzymanie krążenia.
**) to tylko potwiedza stare szamańskie przysłowie: Nie ma takiego dobrego uczynku, który nie zostałby wcześniej czy później przykładnie ukarany.
***) to nie ta "szara strefa" o której najgłośniej

11 komentarzy:

kiciaf pisze...

Walisz z grubej rury. To mi się podoba.

Anonimowy pisze...

i tak źle i tak niedobrze...jak ktoś chce się dopinglać to się dopingla...
nazywa się to roszczeniowość

M

jawron pisze...

Hm, Twój blog niewątpliwie inspiruje do przemyślenia pewnych rzeczy.
Wpadnę jeszcze

Anonimowy pisze...

No właśnie, co robić? Może reanimować i patrzeć, co z tego wyjdzie? Jak zostanę warzywem, to chcę być dawcą organów, i już. Nie kcem wisieć na rurze i zabierać tlenu, jak już nic ze mnie nie będzie. nika

Anonimowy pisze...

Ciezko mi sie dosc zrobilo po przeczytaniu, i tak trwam, i boje sie myslec, i pustawo jakos wokol, eh.Jola

abnegat.ltd pisze...

Szaman, toz to zwykłe kurewstwo jest i propaganda. Jak by zmarł to by zaskarżyli szpital że mu dali umrzeć.

Dlaczego badania nad jakością zycia - usług - leczenia - dają zawsze podobny wynik? Bo 85% ludzi jest zadowolonych z życia. 10 procent zawsze widzi że można by wykonać dana rzecz lepiej. A pozostałe 5% to niezadowolone z życia kutasy którzy po wygraniu miliarda w totolotka mówią: "Kurwa mać, akurat musiałem trafić jak nie ma kumulacji".

Wyrok jest kuriozalny - a szpitala nie rozumiem. To że sędzia okazał się uczuciową blondynka nie znaczy jeszcze że miał rację.

Anonimowy pisze...

W artykule na stronie gazety napisane było, że dziecko miało wadę genetyczną.
http://wyborcza.pl/1,76842,7248736,Szpital_skazany_za_uratowanie_zycia_noworodka.html
Zresztą kluczowe jest to czy rodzice dziecka podjęli decyzji o nie reanomowaniu. Jeżeli podjęli, i jeżeli faktycznie uznajemy, że to decyzja rodziców ma wyższy priorytet niż decyzja szpitala, a takie jest prawo, to wyrok jest jak najbardziej uzasadniony i szpital powinien zapłacić odszkodowanie.

Jeżeli faktycznie tak było, jak opisuje to gazeta (zresztą też niespecjalnie dokładnie, ale przynajmniej jest więcej szczegółów), to próby reanimacji po 20 min wyglądają trochę jak uczenie młodych lekarzy reanimacji noworodka, co przynajmniej dla mnie, jako matki, jest nie w porządku.

Tak się nieprzyjemnie składa, że miałam kiedyś uporczywie utrzymywane przy życiu dziecko z letalną wadą genetyczną. I na początku bałam się, że dziecko umrze, a po tym, jak do mnie doszło w jakim jest stanie, bałam się, że przeżyje i zostanie skazane na egzystencję w ciągłym bólu i kilka dużych operacji. I szczerze mówiąc, mam do siebie żal, że załatwiłam jej jedenaście dni cierpienia.
Czy pozwałabym szpital, który nie zważając na moją decyzję, reanimował i uratował, gdy ja chciałam i to zwerbalizowałam, żeby zaprzestać reanimacji? Pewnie tak, dla zasady i dla innych rodziców w tej sytuacji.
Życzę dalszych, błogich chwil teoretyzowania.

Szaman Galicyjski pisze...

Właśnie o to mi chodziło. Kiedyś, gdy technika i umiejętności stały na innym poziomie, takich problemów nie było. Na początku była Moralność i jej zasady przekazywane ustnie i przykładem. Dopiero długo, długo potem spisano je i powstało skodyfikowane Prawo. Zasady Moralne miały wtedy tyle lat, że nikt ich nie kwestionował (co nie znaczy nie łamał). Dziś rozwój nauki i techniki powoduje, że Nowopowstałe sytuacje wymuszają wręcz, aby Prawo powstawało już, zaraz, zanim zdołamy jakoś moralnie ustosunkować się do problemu. Stąd konflikty i nieporozumienia oraz zróżnicowana interpretacja faktów prowadzącą do opisanych sytuacji.

Krzysztof Stenografow pisze...

Pozostanie zawsze problem praktyczny, który na razie się kluje, ale już niedługo: bo medycy potrafią już w niektórych przypadkach utrzymać człowieka/warzywko/magazyn organów przy "życiu" niemal w nieskończoność (znaczy, jeszcze nie znaleziono granicy, bo zabawa trwa od niedawna) - kto i na podstawie jakich kryteriów powinien zadecydować, czy należy zwolnić machinę podtrzymującą funkcje życiowe dla następnego chętnego? Rodzina? Medycyna?
Ostatecznie zadecydują pieniądze - te na koncie rodziny, albo te na koncie polisy ubezpieczeniowej.
Wiliam Gibson w powieści "Neuromancer" odmalował taką wizję: ofiara np. wypadku samochodowego, w formie jakich-takich strzępów jednak została "uratowana" i podłączona do aparatury. Z całym majdanem odtransportowano cyborga (boż to przecie cyborg pełną gębą jest!) do magazynu w piwnicy i tam zostawiono. Aparatura pipa i pika i będzie to robić tak długo, jak będą napływać pieniądze z polisy ofiary. Jak polisa się wyczerpie, komputer szpitala sam, bez udziału człowieka, dokona odłączenia. Nie ma winnych, nie ma wyrzutów sumnienia. Wszyscy są szczęśliwi.

abnegat.ltd pisze...

Szanowna Anonimie.

Dzieci nie sa i w zadnym prawie nigdy nie byly wlasnoscia rodzicow. To co piszesz jest w najlepszym razie nieporozumieniem.

Z szacunku dla Gospodarza nie powiem co mysle o tego typu podejsciu do tematu.

abnegat.ltd pisze...

Amonimie, jeszcze jedno. Jeden ze zreanimowanych i nadal zyjacych pacjentow mial zatrzymanie ok 10-15 minut, a czas reanimacji przekroczyl 40 minut. Badania wskazuja ze szansa uratowania pacjenta jest funkcja odwrotna do czasu reanimacji ale nikt nigdy nie stwierdzil ze jakas bariera czasowa.