czwartek, 14 maja 2015

Szaman Galicyjski i sprawa odroczonego prezentu

     W ramach prezentu bożonarodzeniowego Najmilsza dostała sześć voucherów do wykorzystania w maju. W Wenecji. Bo w grudniu jakoś było nieporęcznie. Miała w tym udział z pewnością pogoda i choinka stojąca w Polsce.
     W związku z tym w długi tutejszy weekend, pierwszy majowy, polecieliśmy wraz ze znajomymi tamże. Co będę pisał - Wenecja jak Wenecja. Jak się leci tam po raz dziewiąty, to już takiego wrażenia nie robi. A jak nie trzeba się zastanawiać, czy starczy na paliwo jeśli kupi się wcześniej o jedną gałkę loda więcej - to już luzik zupełny.
     Są jednak miejsca w Wenecji, do których nie prowadzą popularne  przewodniki skupiające się na placu San Marco i bazylice, Murano i Lido. W takie to miejsca zabraliśmy naszych znajomych (po obowiązkowych punktach programu - pałac, bazylika, kanał w te i nazad). Pozwolę sobie podrzucić tu parę fotek.
     Najbliżej San Marco, za kawiarnią Florian, jedną z pierwszych we Włoszech, są ukryte przed turystami śliczne podwórka. Wejście - dla tych, którzy zechcą się tam wybrać - prowadzi przez bramę wiodącą  na posterunek policji i do punktu pierwszej pomocy, na prawo od Floriana.
     A podwórka wyglądają tak:

   
     I w ogóle nie ma turystów.

     Po przejściu przez Ponte Rialto, po paru krokach wchodzimy na plac San Giminiano di Rialto, z kościołem o tej samej nazwie. Mówią, że to najstarszy kościół w Wenecji, powstały w 421 roku. Niech mówią, pierwsze wzmianki o nim pochodzą z XII wieku. Co dla nas, Polaków, może być ciekawe to znajdujący się na fasadzie zegar o niecodziennej, dwudziestoczterogodzinnej tarczy. Zamontowany i uruchomiony został w 1410 roku. Myśmy, panie dziejku, pod Grunwald, a oni zegar.


No, zeżarło mi zdjęcie! Wciórności. Idźmy dalej.



     Nieopodal możemy znaleźć ciekawą postać Gobbo di Rialto czyli Garbusa z Rialto. Podpiera on stopnie prowadzące na kolumnę Colonna del Bando. Z jej wysokości ogłaszano w czasach Republiki dekrety, także te, które dotyczyły uznania kogoś za przestępcę. Są tacy, którzy utrzymują, że od jej nazwy pietre del bando pochodzi późniejsze określenie bandyta, czyli ten, którego ogłoszono z tej kolumny. Druga, podobna, znajduje się na placu San Marco.

     Skoro już przy kolumnach, to w tej samej dzielnicy, na Campo San Polo, ciekawy... no, właśnie, chyba szyld, choć wyrzeźbiony na murze. Te dwie kolumny, a właściwie jedna i pół to szyld apteki "Alla Colonna e Mezza" - Pod Kolumną i Pół. Bo w dzielnicy San Marco była druga apteka, "Pod Dwiema Kolumnami".



     Ulice w Wenecji mają bardzo ciekawe nazwy, tylko trzeba ich poszukać. Na przykład nazwa groźna:


ulica zabójców
I przyjazna:


ulica miłości przyjacielskiej.




     Sotoportego to przejście pod budynkami. To, którego nazwę widzicie na zdjęciu jest na Campo Sant Aponal. Papież Aleksander III, kiedy uciekał przed cesarzem Barbarossą w 1177, ukrył się anonimowo w Wenecji, właśnie w kościele St. Aponal. Udzielił on wiecznego odpustu zupełnego każdemu, kto stojąc w tym sotoportego odmówi Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario.

     W innym zakątku można znaleźć takie oto schody.


     Znajdują się w Calle e Corte Contarini del Bovolo. Bovolo to w weneckim dialekcie ślimak i wznoszą się one w coraz ciaśniejszych skrętach. Podobno widok z nich jest wspaniały, ale niestety, było zamknięte.

     Jeśli przyjrzeć się uważnie rzeźbom na fasadach kościołów można odnieść wrażenie, że artyści pracowali ze słuchu. Mam na myśli, że rzeźbili to, czego nigdy nie widzieli. Oto przykład z kościoła Sant Moise - czy to ma być wielbłąd czy jakieś inne, wymarłe już, zwierzę?



     Na koniec tej krótkiej wycieczki mała zagadka. Co jest nie tak z tą rzeźbą? Najmilsza stwierdziła, że to jakiś mały słoń, ale kto tak na prawdę może określić jak duże są anioły? Zatem chodzi o co innego. Nagród nie przewiduje się.



     Do następnego.