czwartek, 20 grudnia 2018

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego smuteczku

Znowu miałem przerwę, ale to dlatego, że załatwiałem Bardzo Ważne Sprawy w Urzędach Jej Królewskiej Wysokości. I załatwiłem, co bardzo mnie cieszy.

Na Święta, jak zwykle, polecieliśmy do Polski. I tu dopadł mnie tytułowy smuteczek. Dostałem albowiem polecenie nabycia drogą kupna wierszy Brzechwy i/lub Tuwima dla dwuipółlatki.
Pojechałem zatem do Miasta i udałem się do księgarni znanej sieci (od razu przyznam, że jest koło dworca autobusowego, więc daleko nie miałem). Mimo wsparcia komputera, który wskazał mi siedem regałów, gdzie są książki dla dzieci, zeszło mi ze dwadzieścia minut na znalezienie wciśniętego w kąt tuż przy podłodze tomu Brzechwy. Jedynego z sześciu czy siedmiu reklamowanych przez sieć. Reszta tylko przez internet. Cała reszta regałów wypełniona była feerią barwnych okładek Transformers, Avengers, Pokemonów, Zamarzniętej i reszty bajek Disney'a oraz takich stworków-potworków, których nawet nie byłem w stanie rozpoznać.

Idąc do kasy mijałem inne półki ze Zwiadowcami, Batmanem (u nas powinien się nazywać Furman?), Pajęczakiem i innymi cudakami. I tu zrobiło mi się smutno. Tyle u nas krzyków o patriotyźmie, ukochanej Ojczyźnie, wstawaniu z kolan i tp. A dzieci karmimy imperialistyczną sieczką od najmłodszych lat.

Ja chciałbym owej wspomnianej dwuipółlatce poczytać przed snem Tuwima i Brzechwę, a potem może sama weźmie Szatana z siódmej klasy, postawi na Tolka Banana albo ruszy w podróż za jeden uśmiech. Dlaczego patriotyzmu nie mierzy się polskimi książkami czytanymi od najmłodszych lat, mówieniem poprawnie po polsku, słuchaniem polskiej muzyki? No, ok, bez niektórej muzyki się obejdzie, lepiej, żeby dziecka miały niespaczony gust. Czy zawsze patriotyzm będzie kojarzony z marszami, pochodniami, krzykiem podgolonych głów i brakiem tolerancji dla inaczej myślących?

Kiedy ludzie krzyczacy o UE, że chce zniszczyć nasze poczucie narodowościowe, równocześnie przestaną zatapiać przyszłość narodu w kolorowym guanie, które z naszą kulturą nie ma wiele wspólnego. Nie chodzi mi o to, że to są ideologicznie wrogie produkcje, a o to, że ten chłam wypiera polski język i polskich twórców z umysłów najmłodszych, którzy jeszcze niewiele rozumieją z tego kto swój, a kto obcy.

Ot, taki przedświąteczny smuteczek.

Pozdrawiam.