środa, 20 stycznia 2016

Szaman Galicyjski i sprawa nowego


Jeden z moich kolegów ma powiedzonko, że nowe nie tylko idzie, ale nawet zap...a. I chyba to właśnie najlepiej oddaje sytuację w eRPe.

Obiecałem sobie kiedyś, że o polityce pisał nie będę. I staram się dotrzymywać tego postanowienia. Nie jest to łatwe, bo zmiany w eRPe zachodzą w taki sposób, że trudno się powstrzymać. Dziwi mnie tylko to, że ludzie patrząc na to, co się dzieje, z uporem starają się dostrzec tylko powierzchowne zmiany, z pewnością często irytujące i budzące niepokój, a nie chcą spojrzeć szerzej i ocenić sytuację z dystansu. Wielu mówi i pisze o zmaganiach PO i PiS na tej czy innej płaszczyźnie, o takim czy innym traktowaniu prawa, o możliwej dyktaturze i tp. Zróbmy jednak krok do tyłu i zobaczmy wydarzenia takimi, jakimi one są, bez rozpraszających detali, bo tak na prawdę nie dzieje się nic nowego.

Zanim jednak napiszę coś dalej pragnę złożyć oświadczenie, że nie jestem zwolennikiem żadnej partii (absolutnie żadnej*), w wyborach nie uczestniczę od 2010 roku, bo uważam, że mieszkając na stałe za granicą nie mam moralnego prawa decydować (nawet współdecydować) jak mieszkańcy Polski mają żyć i co dla nich najlepsze. To tyle tytułem wstępu.

Zawsze pisałem, że demokracja to najgorszy ustrój, w którym dziesięciu głupców pod przywództwem jednego cwaniaka przegłosuje dziewięciu mędrców. Dobra była w starożytnej Grecji i to w małych mieścinach, gdzie wszyscy się znali i wiedzieli czego po kim oczekiwać. W państwach o wielomilionowej populacji demokracja musi prowadzić do dyktatury lub zagłady.

Demokracja jako system sprawowania władzy, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli, może być bezpośrednia (ta w miastach-państwach greckich na ten przykład) i pośrednia (sprawowana przez przedstawicieli).
Tyle teorii, a jak to działa w praktyce?

Ano, nie działa. W każdym razie w eRPe. My mamy partiokrację, czyli rządy partii. Członków partii jest pewnie z parę, może kilkanaście tysięcy. Rządzi w partii kilkadziesiąt, albo nawet kilka, osób. Na kilkadziesiąt milionów Polaków. W ostatnich wyborach na partię rządzącą głosowało 19% obywateli. W poprzednich nie było lepiej. Jak tu mówić, że "źródło władzy stanowi wola większości obywateli"? Raczej wola obywateli, którym pozwolono głosować i którym chciało się ruszyć z domu. Pozwolono głosować, bo uprawnienia do głosowania są ustalone arbitralnie, czyż nie?

Spójrzcie na system wyborczy w eRPe - wybieracie w pierwszym rzędzie partię, a dopiero potem konkretnego kandydata (lub kandydatkę). I to też tylko z pośród tych, których "wystawiła" partia. Ilu niezależnych kandydatów widzieliście na wyborach? Ilu z nich weszło do sejmu, senatu?

Kampania wyborcza jest festiwalem populizmu i kłamstw. Wszyscy to wiemy i jak zawsze dajemy się nabrać na piękne słówka i obietnice. Wybieramy tych, którzy obiecają więcej i którzy głośniej krzyczą.

Oddawszy głos na pana/panią X wcale nie macie pewności, czy to właśnie on/ona wejdzie do parlamentu, bo być może nie uzyska stosownej ilości głosów. Ale głos oddany na partię nie przepadnie - dostanie go pan/pani Y (o których to możecie wiedzieć, że to świnia, szuja i kocmołuch) z listy ustalonej przez partię. I on/ona wejdzie do sejmu. Choćbyście tego nie chcieli.

A czyje interesy będzie tam reprezentować? No przecież, że nie nasze, obywatelskie, tylko partyjne. Bo wszedł z listy jakiejś partii i musi "spłacić dług". A swoich wyborców zna bardzo powierzchownie. Najważniejsza jest dyscyplina partyjna przy głosowaniu. Za głosowanie tak, jak partia kazała, może oczekiwać takich czy innych korzyści. To dlatego po wejściu do sejmu czy senatu niektórzy nagle zmieniają przynależność do klubów partyjnych i idą tam, gdzie więcej dają.

Nowoczesna demokracja wg. podręczników opiera się na trzech niezależnych filarach: władzy ustawodawczej (sejm i senat), władzy wykonawczej (rząd) i sądowniczej. Dodaje się i czwartą władzę - mass-media. Wszystkie te filary powinny być niezależne i współpracujące. Ale i to nie działa tak, jak to opisuje teoria. Partie, które weszły do sejmu rozdrapują pomiędzy siebie pozostałe dwa filary - przecież rząd nie składa się z ekspertów w danych dziedzinach, tylko z polityków gotowych wykonywać polecenia swojej partii.

Walkę o trzeci filar macie przed sobą. Najpierw PO rzutem na taśmę próbowała opanować ten przyczółek, teraz robi to samo PiS. Podobnie ma się rzecz z mass-mediami. Wyrwać jak najwięcej, Obsadzić swoimi. Postawić swoich przy żłobie. I kontrolować.

Oczywiście wszystko to pod hasłami odnowy, skończenia ze starym, spleśniałym systemem.

Partiokracja. A jeśli "partia to ja"?

Dlatego nie ma prawdziwej demokracji demokracji. Taki twór nie działa. I nie może działać. Jak perpetuum mobile.

____________________________________
*) może czasem, w chwilach słabości skłaniam się ku Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa

sobota, 16 stycznia 2016

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego skrótu


W UKeju od lat istniał skrót RTA = Road Trafic Accident, który oznaczał wypadek drogowy. I nagle, od jakiegoś czasu zaczęli pojawiać się pacjenci z RTC = Road Trafic Collision czyli nie wypadku a kolizji drogowej. Z ciekawości zapytałem jednego z policjantów czemu ta zmiana? Bo jak "accident" (w j. ang. "wypadek", ale też "przypadek") to nikt nie jest winien, bo to było przypadkowe, zatem trzeba było zmienić określenie.

No tak, przypadkowo mogę na kogoś wpaść na ulicy i nie ma w tym niczyjej winy, a kolizja to kolizja i winny musi się znaleźć.

Chyba coraz trudniej z rozumieniem tego, co się mówi i pisze. Trzeba pozmieniać i wykładać jak łopatą po głowie. Żadnych dwuznaczności.

Co za czasy.

wtorek, 12 stycznia 2016

Szaman Galicyjski i sprawa nowomowy


Witam w nowym roku, mam nadzieję, że nie gorszym od poprzedniego.

Skoro nowy rok to może trochę o nowomowie. Czytam właśnie notatkę w jednym z internetowych portali o panu Aleksandrze, który w swoim kartonie soku z firmy T. znalazł "dziwne coś". Jest nawet zdjęcie owego "cosia", który wygląda mi na kożuch pleśni, ale badają to instytuty, komisje i urzędy, co się będę wtrącał.

Ciekawą jest wypowiedź pani rzecznik firmy T., która stwierdziła: "podejrzewamy, że w trakcie procesu logistycznego mogło dojść do uszkodzenia opakowania". Czy już nic nie "transportujemy", albo lepiej "przewozimy"? Wiem, że "proces logistyczny" brzmi bardziej wyszukanie i mądrze, że zawiera w sobie wszystkie elementy związane z przepływem materiałów, ale do jasnej-ciasnej, czy nie można mówić po ludzku?

I czy ja muszę tak od początku nowego roku?