czwartek, 4 lutego 2016

Szaman Galicyjski i sprawa nowego po raz trzeci.

    Najlepszym ustrojem jest dziedziczna monarchia oświecona. Dlaczego? Bo tak jak w każdej firmie chcę mieć u sterów rozsądnych i wykształconych ludzi, z dużym wsparciem eksperckich doradców, tak w państwie chcę rządów fachowców. I jednego, mądrego szefa. Czemu nie nazwać go królem?

    Monarchia dziedziczna ma to do siebie, że przyszły władca (a na wszelki wypadek także jego rodzeństwo) od najmłodszych lat przygotowywany jest do tej funkcji. Treminuje od szczenięcych lat.

    A "demokratycznie" wybierani posłowie? Szkoda gadać. Nawet jeśli w Sejmie powstają komisje i podkomisje i zasiadają w nich ludzie związani z jakąś konkretną dziedziną gospodarki czy innej aktywności ludzkiej, to oni opiniują projekty ustaw, a reszta Sejmu, kiedy przyjdzie do głosowania, po prostu potulnie klepie łapkami w przyciski, nawet nie wiedząc, o co dokładnie chodzi. Albo tak ufają komisji, albo przestrzegają dyscypliny partyjnej. Czyli, praktycznie, są zbędni umysłowo, ważni są tylko liczebniczo. Dowód? Proszę spojrzeć na puste ławy sejmowe w czasie debat. Liczy się tylko obecność na głosowaniach. Macie przyjść, przeczytać instrukcję i w odpowiedniej chwili podnieść łapkę. A jak się pomylicie? To nic, zarządzimy głosowanie jeszcze raz.

   Spojrzałem ostatnio na szczegóły dotyczące posłów, dostępne w internecie. Możemy zobaczyć, jak i ile razy głosowali, ale ile razy uczestniczyli w obradach już nie. Może chcę wiedzieć za dużo?

    No, ale taki król będzie łupił podatkami! Będzie żył w zbytku, kiedy wkoło będzie nędza i głód.

    Nie, nie będzie. Po pierwsze o ile szef firmy może pomyśleć, że jak pracownicy zniechęcą się panującymi warunkami i odejdą, wezmę sobie innych, to trudniej jest wymienić wszystkich obywateli w królestwie i wziąć sobie innych*). Po drugie z historii będzie wiedział, że każdego króla da się skrócić o głowę, jeśli stopień niezadowolenia przekroczy pewną barierę. A jego następca cofnie nieżyciowe podatki za strachu o samego siebie. Poza tym, ile można mieć bogactw? Z dwóch talerzy zupy nie będzie jadł, na dwóch stołkach siedział.

    A "demokracja"? Spokojnie zdziera z nas skórę przez uszy, bezpieczna, bo nie ma jej na co wymienić. Partia przegra wybory? No i co z tego, następcą będzie następna "demokratyczna partia". Zauważyliście, żeby kiedykolwiek, po wyborach (często mimo przedwyborczych obietnic) którakolwiek partia obniżyła podatki podniesione przez poprzedników? Wolne żarty. Najwyżej dodadzą swoje. A biorąc pod uwagę ilość "zatrudnionych" przez "demokrację" chętnych do skorzystania do oskubania naszych podatków jest niepoliczalnie więcej.

    Demokracja w formie, jaką obecnie przyjęła w Europie nie ma prawa przetrwać.

____________________
*) w demokracji mamy zaś "przypadkowe społeczeństwo", jak to mówił pewien wybraniec narodu

poniedziałek, 1 lutego 2016

Szaman Galicyjski i sprawa nowego po raz drugi

    Pisałem ostatnio o demokracji, że nie może ona funkcjonować prawidłowo. Demokracja rozumiana jako system oparty na woli większości obywateli we współczesnym świecie nie ma racji bytu.

    Spójrzmy na ostatnie wybory, o czym już wspomniałem w poprzednim wpisie. Znany wszystkim Antoni Macierewicz na ten nieskomplikowany przykład. Głosowało na niego 33 960 osób. Na 37 milionów obywateli (dokładnie 37 424 459). To daje 0.09%. Fajna większość.

    Dobra, powie ktoś, ale na niego głosowali ludzie tylko w obwodzie piotrkowskim, a nie w całej Polsce. Zgoda, przeliczmy - w swoim obwodzie otrzymał 11.3% głosów. Też nie jest to imponujący wynik.
A z tego samego obwodu weszli do Sejmu i inni posłowie, np. Dariusz Kubiak z 8004 głosami. I ma taki sam głos jak rekordzistka tych wyborów Ewa Kopacz, na którą zagłosowało 230 894 obywateli. I poseł z najmniejszą ilością głosów - Zbigniew Grylas - tylko 1011.

    O jakiej więc "reprezentacji" można mówić i o jakiej "woli większości"? Utopia.

    Rządzą nami partie. Do Sejmu nie dostał się żaden kandydat niezrzeszony, do Senatu weszła czwórka i to tacy, którzy już wcześniej tam byli. Reszta musi być posłuszna partyjnej dyscyplinie, zatem tak na prawdę potrzebna jest wyłącznie w roli posłusznie podniesionych łapek i naciśniętych guziczków. Czytałem wiele artykułów poświęconych zeszłorocznym wyborom i, wierzcie mi, nie znalazłem w żadnej wypowiedzi szefa którejkolwiek partii, który powiedziałby, że oto cieszy się z wyboru posła X, bo to mądry i rozsądny człowiek, i z wyboru pani Y, bo to doskonały fachowiec w np. negocjacjach lub makroekonomii. Natomiast wszyscy piali nad tym jakąż to ilość posłów mają na sali i co z tą ilością można przegłosować i z kim trzeba się połączyć, żeby przepchnąć tę czy inną ustawę.

    Tłumacząc na polski: ja tu rządzę, reszta to mięso armatnie, nic innego.

    W mediach coraz więcej pojawia się artykułów o tym, jak diaboliczną rolę pełniła przez ostatnie osiem lat Platforma, równolegle do informacji w telewizjach, jak diabelski plan przygotowuje PiS. PO zawłaszczała co się da w białych rękawiczkach i skutecznie kryła swoje działania przed opozycyjna prasą. Teraz PiS jak słoń w składzie porcelany chce się nachapać, byle więcej. Budzi może trochę więcej oporów, bo łapie się nawet za to, co do niego należeć nie powinno i to w sposób, który nazwałbym bezczelnym, z miną "no i co mi, q..a, zrobicie?".

    Dla naprzykładu tylko jedno zdarzenie - wejście do Centrum Eksperckiego NATO. Wyglądało to jak jakiś nocny napad. Przecież jak ktoś ma stosowne papiery, to może przyjść normalnie, za dnia, wylegitymować się, dokumenty przedstawić i po sprawie. Czemu robią taką szopkę? Obawiali się, że płk. Dusza będzie się ostrzeliwał zza biurka?! Albo wysadzi się jak Wołodyjowski?
Pozwolę sobie powtórzyć - ten system, demokracja w wydaniu europejskim, nie da się utrzymać. Albo sam zgnije, albo go ktoś rozwali. I to nie od środka, obawiam się.

Ten system musi upaść, mówię wam.

———————
Odpowiadając Kretce na komentarz (dziękuję!) - nie namawiam do rewolucji, bo to nic nie da. Czemu tak uważam? W następnym wpisie.