sobota, 27 listopada 2010

Szaman Galicyjski i sprawa pewnej przekąski

Piątek wieczorem. Człowiek radośnie nastawiony do świata, tydzień skończony. Jeśli chodzi o pracę. Bo od jutra zakupy w towarzys... pod nadzorem Najmilszej. Prezenta, paczuszki, duperelki, jeszcze tylko tu zajrzymy, nie ważne, że to ma powierzchnię boiska do piłki nożnej i siedem pięter, potem pójdziemy do mniejszego. Ale to dopiero jutro. Dziś spokój, rozrywka, możliwe, że nawet intelektualna.

Zasiadamy przed telewizorem. Jedną z cech - jeszcze nie zdecydowałem czy to wada czy zaleta - posiadania SkyTV jest możliwość nagrywania programów z telewizji. Problem polega na tym, że trzeba mieć czas, aby nagrane obejrzeć. Jak się nie ogląda, to niezauważenie zaczyna brakować miejsca na tym nagrywającym dysku. A o zapełnienie go łatwo. Rok temu nagrywałem program o malarstwie akwarelowym. Nacisła mi się opcja "nagrywaj seryjnie". I teraz mam sto fafdziesiąt odcinków ładniutko upakowanych w katalogu na dysku. Mam też mnóstwo odcinków Morse'a, bo tak mi się nagrały. Podobno, jak ktoś gdzieś mówił, można do tego ustrojstwa podłączyć nagrywarkę i owe rzeczy przenieść na DVD, ale ja żadnego wyjścia DVD nie znalazłem.

Revenons à nos moutons co się na polskie przekłada "wróćmy do ad remu", a francuskiego użyłem nie bez kozery.

Bo otóż także zarówno nagrałem sobie Herculesa Poirot, detalicznie "Żółty Irys". I ten to właśnie odcinek zamierzałem obejrzeć. Zatem zasiadłem w fotelu, okryłem nogi pledem, w prawej ręce pieściłem szklaneczkę z sherry, w lewej pilota i już, już miałem zagłębić się w otchłani pełnej mordów i przestępczych knowań, kiedy na fotelu obok zmaterializowała się Najmilsza i mimochodem rzuciła w kierunku mojej czasoprzestrzeni: zjadła bym coś, wiesz? mam ochotę na coś małego i ostrego.

Pierwsza myśl "to zjedz żyletkę" wydała mi się zabawną tylko przez chwilkę maleńką. Po owej chwilce wstałem, zastopowałem czołówkę Poirota i udałem się do kuchni.

A teraz - jak w 12 minut zadowolić kobietę.

Gromadzimy na stole: ciasto francuskie (gotowiec z Sainsbury - życie jest za krótkie, żeby samemu robić ciasto francuskie), kozi ser, pomidorowo-chilowy relish (nie potrafię przetłumaczyć relish, opis przygotowania na końcu), jajko (w tym konkretnym przypadku zadowolenie kobiety można osiągnąć mając jedno jajko), nieco mąki, pędzel gumiasty.



Z "narzędzi" potrzebne będą dwa naczynia plus blacha do pieczenia. Włączamy piekarnik na 180-200 stopni C.


Po rozwałkowaniu ciasta nie zbyt cienko, jakieś 3 milimetry, większym naczyniem - tu szklanka do piwa - wycinamu koła. Następnie mniejszym naczyniem - tu kieliszek do dobroci różnorakich, robimy "nacięcie" pośrodku każdego krążka. Chodzi o przecięcie paru warstw ciasta tak, aby zewnętrzny pierścień mógł swobodnie rosnąć.



Gotowe krążki smarujemy rozkłóconym jajkiem.



Na środek każdego kółka nakładamy łyżeczkę relish, przykrywamy plasterkiem sera, posypujemy świeżo zmielonym pieprzem i solą (z solą trzeba ostrożnie, ilość zależy od sera) i...


... układamy na blasze. Smarować czy nie blachę czymś (masło, oliwa, tp.) pozostawiam do uznania, bo to zależy od blachy. I do pieca. Po 8-10 minutach uzyskujemy coś takiego.

Pino Grigio z lewej strony zdjęcia jest dadatkiem i nie występuje w przepisie.

Smacznego. Pożarła większą część, a była jeszcze druga blaszka.

A tym czasem w TV:
Hastings: Powiedz mi, Poirot, co ci nie odpowiada w angielskiej kuchni?
Poirot: Anglicy nie mają kuchni! Mają tylko jedzenie. Mięso niedopieczone, warzywa rozgotowane, ziemniaki twarde! A w dniu, w którym Anglicy zrobią swoje wino wracam do Belgii!

I to jest zasadniczo prawda.

Teraz o relish. Relish znaczy w języku angielskim przyjemność. Jak to przetłumaczyć? Pewnie jakieś mądre słowo na to jest, ale nie znam. Relish'y jest kilka. Tu opiszę to, którego używałem.

Potrzebne jest: 1 kilogram pomidorów, 2 duże suche chili, 4 łyżeczki brązowego cukru, 2 łyżki octu z czerwonego wina, 3 łyżki octu balsamicznego, mielony imbir, 4 ząbki czosnku, 5 łyżek oliwy.

Pomidory posiekać dość zgrubnie, usunąć jak mają coś zielonego, wrzucić do malaksera razem z pozostałymi produktami i zmiksować. Uwaga! Ma to-to dużo wody i chlapie, łatwiej jest podzielić na dwie porcje. Całe pure wlać do płytkiego, dużego naczynia, postawić na średnio-małym ogniu i często mieszając gotować około 45 minut. Generalnie większość płynu powinna wyparować, a całość mieć konsystencję dżemu. Wlać do słoiczków, zakręcić, odwrócić denkiem do góry i poczekać, aż wystygnie.

Są też inne: cebulowy (cebula 1 kg, seler naciowy 2 łodygi, 1 czerwona papryka, i reszta jak wyżej), jalapeno (ostre papryczki) i mnóstwo innych, bo można dodawać co się chce. Ważne jest - długie gotowanie, ocet i żeby było ostre. Dobre!

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O bogowie! Szamanie! Ślinotok to mało powiedziane, przepis chowam do skarbczyka :-)))
nika

Anonimowy pisze...

ha, moje szczescie, ze czytajac twoj blog w pracy spozywalam kanapeczki bo bym pewnie wywalila ozor na biurko.

przpepisik zacny, widze mozliwosc kombinacji z roznymi serami i tym co pod nimi :)))

skrzacik

Szaman Galicyjski pisze...

Możłiwość kombinacji jest rzeczywiście ogromna. Kozi ser z relish'em pomidorowo-chilowym daje dobry zestaw (w oryginale był relish czerwonocebulowy), zarówno w smaku jak i konsystencji. Robiliśmy próby z innymi serami: jeden żółty mature cheddar i jeden pleśniowy, ale pleśniowy się rozpłynął (8 minut w 200 st.C to było zdecydowanie za długo), a cheddar w środku został twardawy.

Green pisze...

...oto jest prostota, w takim wydaniu w jakim lubię najbardziej.
Kreatywnie i rozwojowo, aczkolwiek względnie bezwysiłkowo.

Pozdrawiam
- e.

thalie pisze...

jeśli powiem, że mam ślinotok to nie będziesz szczególnie zaskoczony, prawda?
muszę się rozejrzeć za ciastem francuskim w formie gotowej :)))

pozdrawiam,
zasypana Wiedźma

Anonimowy pisze...

hallo, skrzacik sie nisko klania i nowe wpisy pieknie prosi!

Moja Ameryka czyli dwa lata wakacji. pisze...

A u mnie relish to np korniszonki pokrojone na drobniutko na slodko, taki amerycki dodatek do hamburgerow (ohyda), albo red relish - te same slodkie korniszonki z papryczka chili (ostra ohyda).