poniedziałek, 19 października 2009

Szaman Galicyjski i sprawa zasiedzenia

Zasiedziałem się dzisiaj w pracy, co nieczęsto mi się zdarza. Jeszcze rano myślałem, że mam przed sobą dobry dzień, a tu masz.

Najpierw, to znaczy jeszcze w piątek, Piotruś, mój ginekolega, odwołał dzisiejsze obie sesje. Z ciekawości rzuciłem okiem cóż to takiego wiekopomnego miał robić i ileż to żyć (czy rzyci?) miał uratować. I co wylazło? Ano rankiem miała przyjść jedna panienka, co to jakiegoś pypcia miała (tzn. jeszcze ma, bo odwołane...) w "rzeczy samej" (albo tuż obok), a po południu druga, ale do outpatients, czyli tylko pogadać chciała, czy co ma na rzeczy.

Uradował mnie tym przeokrutnie, bo właśnie takiego wolnego przedpołudnia było mi trzeba.

Mianowicie, jako porządny rezydent UK chciałem zapłacić podatek od posiadanego pojazdu i to z wyprzedzeniem, bo potem zapomnę. Jak prawie wszystko w tym kraju, można i to zrobić przez internet. Wlazłem na stosowną stronę, zaznaczyłem co trzeba było zaznaczyć, a to-to ustrojstwo mi mówi, że musi sprawdzić, czy aby mam MOT, czyli badanie techniczne aktualne. Zaszumiało, zahuczało, popiszczało i przestało. Po czem wyświetliło w angielskich barwach (czyli czerwone na białym), że aktualnych badań ni mom. Noż, Jezusku tłuściutki! Jakże nie mam, kiedy mam?! Rzuciłem parę wyrazów pod adresem mechaników, co mi przegląd robili, że do głównej bazy nie przesłali danych, a potem rzuciłem się do papierów. Wyszło na to, że niepotrzebnie się rzucam, bo MOT mam aktualny do 24 października, a tax chcę zapłacić od 1 listopada. Parszywy system sprawdził i dał mi odpór. Chrześcijanina tak traktować?! Zadzwoniłem do mojego serwisu, umówiłem wizytę, wszystko ok. W lipcu moja Złota przeszła przegląd, więc nie oczekiwałem żadnych niespodzianek. I niesłusznie! Bo oczywiście okazało się, że jakaś żaróweczka nie działa, lampa przednia jest jakaś nie taka i tp. W związku z tym dostałem na różowym papierku zalecenia, co muszę zrobić, żeby dostać MOT. Czy nie można tego zrobić od razu? Obglądnęli auto, wypisali co im się nie podoba, skasowali funciaki i koniec? Milusiński Gavinek wyjaśnił mi, że oni to zrobią, ale muszę przyjechać drugi raz, bo wtedy mnie skasują po raz drugi tylko z innej listy. I po to właśnie potrzebny mi był dzisiejszy wolny poranek.

Zerwałem się przed świtem i wyjechałem... to jest, próbowałem wyjechać. Akurat dzisiejszego ranka moja rada dzielnicowa zapragnęła poprzycinać gałęzie drzew na naszej ulicy. Jest ona tak wąska (ulica, nie rada), że jak cosik urośnie o dwa cale, to już rysuje lakier na przejeżdżających samochodach. A i tak wszyscy jeżdżą tu dwukierunkowo i mniejszy wieje w krzaki, żeby się zmieścić. Tym razem ja byłem mniejszy, bo z tą piekielną maszyną będącą połączeniem koparki z kombajnem równać się nie mogłem. Przedarłem się przez drzewostan, po czyimś podjeździe, cały czas tyłem, bo zawrócić nie ma jak. Udało się.

Zajechałem do serwisu, chłopcy uradowani, że przyjechałem (bo po to mi muszą dać tę różową karteczkę z zastrzeżeniami, żebym mógł pojechać gdziekolwiek, gdzie zrobią to taniej), proszą siedzieć, dają kawusię, kultura w domu i zagrodzie. Po godzinie i pół pan wręcza mi z kwaśną miną kluczyki i papiery. Wiele się należy? - zagaduję uprzejmie. Spochmurniał. Ano, nic - powiada. Czemuż to, ach czemuż? - darmo to tu można tylko po pysku dostać, a i to nie każdy. Bo my sobie nie popatrzyli dokładnie w kompjuter, a tam stoi, że ty masz extended warranty, czyli płacisz tylko za żarówkę, coś ją miał spaloną - on to wszystko w tutejszym narzeczu nawija, oczywiście. No i narobili się chłopcy półtorej godziny za złoty sześćdziesiąt.

Tak, tak, mili moi - chytry dwa razy traci.

Wróciłem do pracy. Luzik, obejrzałem paru klientów na zaś, podumałem nad terminami do zębodłuba (2 grudnia!), zjadłem lanczyk i do roboty.
Sesja z zębodłubem jest o tyle fajna, że człowiek ów jest miły, jasno precyzuje potrzeby, a co najważniejsze, z dokładnością prawie do minuty określa czas trwania zabiegu. Znieczulam nieco inaczej niż Abnegat - używam rurek zbrojonych, które są cieńsze i zajmują mniej miejsca w dzióbie, tak, że nie ma problemów lokalowych ani on ani ja. Poza zębami robimy też podniebienia i przepony jamy ustnej. Dziś tylko się wyrwał i wycinał zmianę na powiece. Żeby jednak nie posądzono go o okulistykę - wyharatał jakiś stary korzeń tej samej pacjentce.

Miało być miło. Dwójka pierwszych pacjentów znieczuliła się wg planu lotu, niestety, kiedy odsyłałem drugą do recovery - alarm. Następna pacjentka odpaliła bradycardią do 38/min, spadkiem ciśnienia do 38/15 i - jak łatwo się domyślić - utratą przytomności. Szczęściem Sally założyła jej wcześniej wkłucie. Poszły płyny, ułożenie głową w dół, udrożnienie dróg oddechowych i oczywiście zmiana planu listy. Z tym jest problem. Kiedy coś dzieje się pacjentowi poza salą - on/ona mają pierszeństwo, a więc lista staje. I zamiast jednej nieprzytomnej mam jeszcze czwórkę wkurzonych, czekających na swoją kolej. Zarządziłem, żeby zębodłub brał się za miejscówki, a ja zostałem z dochodzącą do siebie ex-nieprzytomną. Zacząłem jej tłumaczyć, że w takich okolicznościach to my raczej niechętnie byśmy ją znieczulali, licząc na zrozumienie, a ta na to, że ona tak ma zawsze, jak się podstresuje, i że jak ją przesuniemy na inny termin, to pewnie też tak będzie miała. Nieśmiało próbowałem zasugerować, że może inna, wysocespecjalistyczna jednostka objęłaby ją opieką, ale kiedy usłyszawszy chrząknięcie nad sobą podniosłem wzrok, zobaczyłem Szefową i w jej szczerych do bólu oczach uciekające jak na kreskówce funty. Dobra, czekamy. Jak do końca miejscówek się ustabilizuje powyżej 100 ciśnienia i 60 tętna - robimy. Ustabilizowała się, poszła jako ostatnia.

Niestety, w związku z tym musiałem pozostać dłużej na stanowisku pracy, co spowodowało, że dziesiejszy wpis, zamiast jak zwykle o 18:00 GMT, pojawia się o 23:00. Cóż, jest to dowód, że anestezjolog nie ma lekko i czasem musi wziąć się do pracy. Na szczęście takie dni trafiają się bardzo rzadko.

4 komentarze:

nika pisze...

A to u mechaników funty nóżek dostały :-DDD Wypisz wymaluj: oszust oszukany :-D

abnegat.ltd pisze...

A to w mordeczke :D
moj stomatol pierniczyl sie z przedostatnim pacjentem do 20.30... I sie dziwowal ze nie chcemy mu dac dlubac w zebach ostatniemu. Grr :D

Anonimowy pisze...

Nie bój nic... mechanicy odbiją sobie na następnym kliencie ;D
Lena

Szaman Galicyjski pisze...

Nie boję, ale tak trochę mnie niepokoi, kto następnym razem będzie przede mną...