Szamani poruszają się czasem w świecie równoległym do rzeczywistości i nie mam tu na myśli stanów po użyciu. Wtedy poruszają się również w świecie równoległym, ale drugim pasem. Żeby dostać się do magicznej, szamańskiej rzeczywistości trzeba znać odpowiednie zaklęcia i inkantacje*).
Okazuje się jednak, że są takie kraje, gdzie również używa się zaklęć i magicznych słów.
W ukejskiej medycynie takim słowem jest procedura.
Rozkoszowałem się sobotnim wieczorem z książka rozciągnięty na fotelu w anaesthetic office kiedy zadzwonił telefon. Rzut oka na wyświetlacz - nie 2208, czyli trakt porodowy, co oznaczało by zewnątrzoponówkę do porodu lub, co gorsze, cięcie cesarskie - wydech z ulgą, słucham? A&E, czyli nasz polski SOR prosi o natentychmiastowe przybycie celem ratowania życia. Pędzę, lecę, gnam.
W A&E poruszenie, ale poza latającym wkoło personelem średnim żadnego obiektu ratowania życia nie widzę. Pytam więc jedynego stojącego bez ruchu, Ciemnobursztynowego doktora (odmiana matowa), w czym rzecz. Zgłosili z karetki, że wiozą pacjenta po laryngectomii**), któren podczas rutynowego czyszczenia sobie rurki tracheostomijnej wepchnął był ją sobie w głąb i wyjąć nie może.
Sprawdziłem swój sprzęt, wszystko działa, świeci, buczy i popiskuje, po czem zastygłem w bezruchu jak Ciemnobursztynowy, patrząc z podziwem ile razy można wygładzać prześcieradło na łóżku i macać worek z kroplówką. Nie policzyłem, ale wyszło mi, że wiele razy.
Czekamy.
Jeszcze jedno wygładzenie i macnięcie.
Czekamy.
Wygładzenie, macnięcie, sprawdzenie, czy napis na worku się nie zmienił od ostatniego razu czyli od minuty temu. No, no, nie doceniałem koleżanki...
Czekamy.
Minęło ze dwadzieścia minut. Pielęgniarki patrzą na mnie nerwowo, bo zawezwały konsultanta, a tu nic. Za to można zebrać ładny ochrzan. Ciemnobursztynowy zagłębił się w lekturze BNF czyli spisu leków, co pozwala mu na wyłączenie się z zajęć.
Dwadzieścia pięć minut.
Czekamy.
Mówię spokojnie: albo umarł, bo się udusił, albo mu nic nie jest. Po takim czasie innej opcji nie ma.
Zamierający ruch nagle się ożywił, wygładzenie, macnięcie, kontrola tacy z lekami, rzut oka na wygładzone i macnięte, trochę rozkojarzenia, ale nie wiele, pośladki zwarte, łopatki ściągnięte - pełna gotowość.
Są!
Kółka wózko-noszy na całym, świecie wydają ten sam dźwięk. Kto pracował na pogotowiu lub izbie przyjęć ten rozpozna go wszędzie.
Wpada zielony zespół, wwozi pacjenta na siedząco. Staruszek, zabarwiony jak śliwka z mlekiem***), charczy jakoś tak może nie przedśmiertnie, ale blisko, choć ciągle wygląda na całkiem żywego. Niewiele myśląc porwałem za stołu latarkę i zajrzałem mu w otwór. Jakieś trzy centymetry poniżej krawędzi tracheostomii widać błękitno-zieloną końcówkę rurki. Jeden obrót do stolika, kleszczyki w rękę, zapięcie na widocznym brzegu i ...jednym zręcznym ruchem wyjąłem co trzeba. Obejrzałem koniec, czy nie uszkodzony i czy coś jeszcze nie zostało w środku oraz czy nie ma jakiś tkanek ludzkich, bo mogłem przecież w rozpędzie wyrwać mu płuco, abo co. Nic, czysto. Dziadeczek oddycha normalnie, równo, żadnych niepokojących wrażeń słuchowych nie odnoszę. Radość powoli wypełza na jego sterane życiem oblicze walcząc o miejsce z uśmiechem.
Odwracam się ku memu tymczasowemu zespołowi i zlecam tlen.. . .
A tu wszystko stoi jak na stopklatce. Oczy otwarte nad miarę, usta rozwarte w niemym krzyku "Nooo!!" Ten obraz, co go w Szwecji ukradli, to było właśnie to tylko razy trzy.
Tylko Ciemnobursztynowy z nosem w BNF, jak za szybą.
Co jest, qurna, Stasek? pytam się sam siebie, bo przecież i tak nie zrozumieją.
Najodważniejsza z pielęgniarek stara się mówić powoli.
Coś ty zrobił?! Tak nie wolno! Jak mogłeś mu wyjąć tę rurkę?! On jeszcze nie został wpisany do książki przyjęć, nie ma zmierzonego ciśnienia, tętna, saturacji, nikt go za rękę nie potrzymał i nie głaskał, mówiąc z pełnym przekonaniem "you are doing very well****)"! Nie podpisał czterostronicowej zgody na zabieg i nie wiemy czy rodzina zdążyła dojechać!
Ależ by się dziadzio do tego czasu udusił, kobieto!
Dziadzio dziadziem, ale procedury! Złamałeś je wszystkie.
A jeszcze rentgen klatki... mówi młodsza, ale z takim żalem, że już-już a wepchnąłbym tę rurkę dziadkowi z powrotem.
Po co mu rentgen - pytam nieco już nakręcony.
Bo ma ciało obce w tchawicy.
Nie, już nie ma.
Ależ ma, bo wyjąłeś mu sprzecznie z procedurami i jako takie nie może zostać uznane za wyjęte.
Ale ja mam je w ręce. To co, mam pójść do rentgena i zrobić sobie zdjęcie z rurkę w ręce?
Nie, to chory ma mieć zdjęcie.
Z rurką w ręce?
Patrzyły na mnie dziwnie. No, nie... czemu w ręce?
A gdzie jest rurka?
No, w ręce.
Przestraszyłem się, że za chwilę zagotuje im się płyn mózgowo-rdzeniowy i postanowiłem ustąpić. Z tym, jednakże, że niekoniecznie do końca. Szamany twarde są.
Dałem rurkę paramedykowi mówiąć, żeby przeczyścił i założył z powrotem, tylko tasiemki użył z węzłem takim, coby dziadeczek znowu sobie krzywdy niechcący nie uczynił. A na pozostały personel popatrzyłem z wyższością i powiedziałem, że bardzo im dziękuję za wszelką pomoc, jakiej mi udzieliły w trudnym dziele ratowania ludzkiego życia i zdrowia i że tylko dzięki naszym wspólnym działaniom udało się osiągnąć sukces i pacjent nam się nie udusił, bo proszę, jaki różowy i śliczny jest teraz. I zaproponowałem, żeby dziadka ta sama karetka do domu odwiozła.
O ile pierwsza część przemowy została przyjęta ze zrozumieniem, to odesłanie dziadka do domu nie przeszło. Poszedłem do siebie zostawiając nieco skonfundowany personel A&E, ale wiem, że dziadek spędził jeszcze ponad dwie godziny na robieniu wszystkich przewidzianych procedurami badań, a Ciemnobursztynowy przeczytał połowę leków na literę N.
Bo nie liczy się pacjent. Liczą się procedury. I już. A z szamaństwem, to, qurna Stasek, do Azji.
I ja myślałem, że tylko w RP są ciekawe dyżury na pogotowiu...
_______________________
*) albo adres nocnego.
**) całkowite wycięcie krtani, zazwyczaj z powodu nowotworu
***) opis koloru pod wpływem kobiety, dla mężczyzny śliwka z mlekiem to wstęp do wymiotów, a nie kolor
****) (ang.) świetnie sobie radzisz
4 komentarze:
musze szanownego szamana nieco zmartwic, sw. proceudra wkracza do naszej kochanej ojczycny po cichutku, jakby tylnymi drzwiami i co gorsza, jest scisle powiazana z finansowaniem przez nfz. co razem daje diabelska miksture i nie wiadomo kto pierwszy nie zdzierzy tego konglomeratu.
to pisalam ja - pacjent kochajacy lekarzy ale tylko w konaktach pozasluzbowych :)))
skrzacik
Ano wkracza i do nas. Durny przykład, ale właśnie w związku z tym: aby zrobić posiew moczu należy najsampierw zgłosić się do lekarza pierwszego kontaktu (uwielbiam to określenie) i dostać skierowanie. Z totym skierowaniem pojechać należy do odpowiedniego labu i wziąć pojemnik. Koniecznie pojemnik musi być ich, bo chociaż nie różni się od aptecznego, to nfz nie da kasy, jeśli będą siki w aptecznym. Następnie nasikać i znowu odbyć podróż do labu. Denne i nic nie znaczące, ale takie same durności będą dotyczyły tych najważniejszych procedur, o których mówisz Szaman. Mam tylko nadzieję, że w odpowiednich momentach polski z krwi i kości i mentalności lekarz pójdzie logiczną drogą:)
GoS
Dzięki za przykłady. O procedurach jeszcze będzie. Ale po weekendzie. Aa, się rymło, ale to przypadek.
Przez procedury w Szwecji na ostrym dyzuze czekalam 5 godzin zwiajac sie z bolu. Zadna pielegniarka , lekarz sie nie pokazal by mnie zobaczyc ewentualnie ulzyc jakimis srodkami przeciwbolowymi. Po 5 godzinach poszlam w p... i az zaniemowilam gdy na korytarzu "wyrosla" z nikad pielegniarka (o dziwo ktos tam pracowal w ten dzien) i mi mowi alez tak nie wolno, przeziez zaraz lekarz przyjdzie.
No teraz rozumiem ze jakies procedury im pogmatwalam...
Myslicie ze sie ze mna skontaktowali? Nie, no bo po co im taki niezdyscyplinowany pacjent.
Oby mi zdrowie dopisywalo i nidgy wiecej szwedzkiego "ostrego" dyzury
Prześlij komentarz