niedziela, 25 października 2009

Szaman Galicyjski i sprawa kosztownego transportu

Stacja ambulansów transportowych jest w Belfaście - 80 mil od nas. I oni obsługują transporty, po naszemu mówiąc "erkowe". Nawet jeśli mieliśmy po przewiezienia pacjenta z mojego szpitala do odległego o 28 mil Erne Hospital to przyjeżdżała karetka z Belfastu.

Kiedy miałem przekazać mojego pierwszego pacjenta do Erne okazało się, że przyjdzie nam czekać sześć godzin na transport. Nasz nie był pilny, mieli pilniejsze. Za szpitalem było pogotowie. Piękne karetki, wyposażone jak nasze R. Rzuciłem propozycję, że może weźmiemy jedną z nich, ja pojadę z pielęgniarką z HDU*), bo żadnego pacjenta nie mamy, i jedna z trzech na dyżurze może jechać. Najpierw obejrzeli mnie dookoła, czym nie zwariował może od tych leków, co je podaję. Źrenice jakie? Nie wąskie? Bo może i sam biorę? Owszem są trzy pielęgniarki na dyżurze na pustej sali, ale jedna nie pojedzie, bo jest szefową, druga nie pojedzie, bo jest "locum" z banku**), więc ubezpieczenia na podróże służbowe nie ma, a trzecia pracuje dopiero trzy miesiące i kursu nijakiego na transporty nie ma.

Przecież to tam i z powrotem najwyżej godzina! - tłumaczę jak chłopu na miedzy - Chory stabilny, nic mu nie będzie. Jest 22:00, przed północą wrócimy. Jak będziemy czekać, to zejdzie do czwartej. Po co komu w Erne o 4:30 d... zawracać przyjęciem. Miejcież Boga w sercu.

Na nic to, społeczeństwo tutejsze bezbożne widać jest, będziemy czekać.

Widać jednak zapuściłem im truciznę do uszu, przemyślały, że przecież i one do tej czwartej czekać będą, a może sumienie je ruszyło, dość na tym, że jeszcze przed jedenastą zadzwoniły, że może jednak dało by się wcześniej... Musiały wzruszyć panienkę po drugiej stronie druta, bo powiedziała, że dobra, wyśle do nas inny zespół, ale bez... karetki. Jak to usłyszałem, tom sobie usiadł i zadumał się. Jakże to tak, na taczki go wezmą? Na wózku szpitalnym powiozą? Żeby mnie bardziej nie obwąchiwały i nie patrzyły mi w źrenice się nie odezwałem. Pażywiom, uwidim.

Po dobrej godzinie***) mam telefon z HDU, że przyjechali i cobym przyszedł pacjenta przekazać. Wchodzę, a tu radosny, zielono przyodziany zespół dwuosobowy typu lekarz-pielęgniarka, plus trzy ogromne walizy, bo w jednej butla z tlenem i przenośny respirator, w drugiej zestaw monitorujący z czteroparametrowym monitorem (ekg, pulsoksymetria, CVP i krwawe tętnicze dla ciekawych), a w trzeciej leki i sprzęt do resuscytacji. To co - myślę - teraz jeszcze pacjent na plecy i jazda! Jeden rzut oka na końce nogawek, czy aby nie spięte klipsami, co wskazywało by na przyjazd rowerem (no, czas by mieli jak na Wyścigu Pokoju) - nie spięte, zresztą oddech wyrównany i czoła nie spocone. Mimochodem pytam: a jakżeście to przyjechali, kolego, droga dobra? Droga dobra, nawet ruch niewielki, jak to o tej porze i taryfiarz mógł przycisnąć. Taryfiarz? Ja chyba faktycznie do tyłu z tymi idiomami irlandzkimi jestem. Czegoś nie łapię, ale kiwnąłem głową, że jasne, w takich warunkach to nie ma sprawy. Spakowali sobie pacjenta, uradowali się, że centralne wkłucie i pomiar tętniczy ciśnienia krwawy ma, fakt założenia cewnika do pęcherza skwitowali mlaskaniem zachwytu, ale jak się ma w perspektywie sześciogodzinne czekanie na karetkę, to jeszcze mogliśmy pacjentowi zrobić trwałą i masaż gorącymi kamieniami.

Na salę weszło jeszcze dwoje zielonych, ale naszych, z naszej karetki, z wózkiem, przywitali się miło, a mnie kamień spadł z serca, że jednak jakimś pojazdem mechanicznym pojadą. Pomogli ułożyć chorego na wózko-noszach i razem poszliśmy do ambulansu. Razem, bo dopóki pacjent w obrębie ścian naszych, to nasz ci on i moja odpowiedzialność. Dopiero kiedy znajdzie się w karetce przejmuje go zespół transportowy. Krótko mówiąc - ja z chorym i osadą karetki windą, zespół transportowy schodami, na szczęście w dół. Na podjeździe stoi dumnie z wszelkimi możliwymi światełkami na full nasza karetka. A tuż obok... taxi z Belfastu.

Otóż ten zespół transportowy faktycznie przyjechał taryfą. Miałem moment na pogadanie z lekarzem podczas gdy pacjent był podłączany do wszystkiego co robi ping w karetce. Tak, są zespołem awaryjnym, siedzą w domu pod telefonem i jak trzeba, to taksówką jadą do szpitala przekazującego chorego, wiozą go i wracają do domu. Po zapakowaniu wszystkich do ambulansu, taksiarz pojechał za nimi do Erne, poczekał, aż chorego przekażą i odwiózł zielony zespół do Belfastu.

Rozwiązanie nawet nie głupie. Ale...

Czytałem kiedyś, że opieka zdrowotna w Irlandii Północnej jest o 30% droższa niż na większej wyspie. Nie dziwię się.

_______________________________________

*) High Dependency Unit - nie oddział bardzo uzależnionych, ale odpowiednik naszej Sali Intensywnego Nadzoru.

**) pielęgniarki są w tzw. bankach pielęgniarek, czyli na liście w firmie załatwiającej zastępstwa. Jak szpital potrzebuje kogoś na krótko, dzwoni do banku i dostaje pracownika. Dobra praca, stawkę godzinową miały taką jak lekarze.

***) zajmie mi to dobrą godzinę = 66 minut, za małą godzinkę będzie = 54 minuty


1 komentarz:

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

No wiesz, zawsze mogli po pacjenta przyjechać na motorze...
...z przyczepką of course ;)