niedziela, 14 listopada 2010

Szaman Galicyjski i sprawa następnego miasta.

Przecież dziś niedziela! Więc San Gimignano.

Wyrosło z etruskiego centrum, rozwijając się około VII wieku jako część parafii episkopalnej wokół zamku darowanego volterańskim biskupom. W XII w. przekształciło się w samodzielne miasto-republikę. Końcem X wieku powstały mury miejskie, kiedy San Gimignano stało się ważnym punktem na trasie handlowej zwanej Via Francigena. Był to główny szlak pielgrzymek z północy do Rzymu*). Pierwotnie opisany był nawet nie jako Droga Francuska (Iter Francorum) lecz lombardzka, w zapiskach biskupa Willibalda z Bavarii. Pełny opis wraz z miejscami postojów pozostawił jednak pod koniec X w. Sigeric Poważny, arcybiskup Canterbury, podróżujący po papieskie błogosławieństwo aż z Anglii. Bardzo interesujący to dokument, obejmujący około 80 punktów przystankowych, odległych od siebie o 20 kilometrów (dzienny przejazd) na trasie liczącej 1700 km. Hej, jedziemy po błogosławieństwo do papieża, nie będzie nas pół roku! Fajne czasy.

To zdjęcie z sieci, bo niestety nie latam (za dnia), a chciałem dać widok z góry na wieże.

Bogacące się kupieckie rodziny w San Gimignano budowały, jako znak swej ważności, wieże. W szczytowym okresie było ich 72, stąd ówczesna nazwa miasta, z przekąsem określająca go jako "Manhattan Toskanii". Wysokość wież była określona przez prawo - żadna nie mogła być wyższa niż wieża ratuszowa, zwana Rognosa. Do czasów dzisiejszych zachowało się 15 nienaruszonych wież.
Miasto-republika zostało wchłonięte przez Wielkie Księstwo Toskanii w 1353 (po króciutkim, dziesięcioletnim okresie podległości Księstwu Aten) i pozostawało pod jego rządami do 1860.


Do miasta weszliśmy bramą Św. Jana i przekraczając ją cofnęliśmy się w czasie o jakieś sześćset lat***).

Zresztą, co ja tam będę nawijał. Zobaczcie sami.












Ciekawą postacią z historii miasta jest Święta Fina. Młoda dziewczyna, określana przez znających ją jako "najmilsza osoba na świecie". Skąd to wiedzieli, nie wiadomo, bo przez pierwsze dziesięć lat nie opuszczała swego skromnego domu, w którym mieszkała z rodzicami. W dziesiątym roku życia zachorowała, prawdopodobnie na gruźlicę, która zajęła kości, ale część objawów przemawia za chorobą jelita grubego (colitis ulcerosa?). Nie chciała leżeć w łóżku, natomiast spędzała czas leżąc na dębowym stole. W czasie choroby zmarli jej rodzice. Opiekowały się nią dwie kobiety - Beldia i Bonaventura. Postęp choroby spowodował paraliż, wymagała więc stałej opieki. Jej gnijące ciało (odleżyny?) "stało się pożywką dla robactwa i szczurów." Po pięciu latach choroby, 4 marca 1253 roku, pojawił się w jej domu Święty Grzegorz Wielki (papież od 590 do 604) i zapowiedział, że umrze 12 marca (w tym samym dniu w 604 roku zmarł Grzegorz). Jak powiedział, tak się stało. Kiedy wyniesiono ciało zmarłej do kościoła, ze stołu, na którym leżała wykwitły białe fijołki, zwane do dziś fijołkami świętej Finy i rosnące do dziś w domach w San Gimignano. Kiedy niesiono Finę wszystkie dzwony w mieście zaczęły bić, choć nikt ich nie dotykał. Jedna z opiekujących się Finą kobiet, Beldia, miała sparaliżowaną rękę z powodu podtrzymywania głowy dziewczynki. Teraz, kiedy zbliżyła się do ciała zmarłej, ręka została uzdrowiona. Jeszcze parę cudów uzdrowienia miało miejsce w tym okresie.

W dokumentach zachowała się jeszcze jedna opowieść o Finie. Otóż miała ona jakieś kontakty z żołnierzem, który dał jej w dowód miłości pomarańcz. Rodzicom się to nie podobało. Może dał jej jeszcze coś? Medycyna zna taką chorobę, która również atakuje kości i której można nabawić się od żołnierzy... nieważne.


Popatrzcie na te uliczki, placyki i wieże. Cudowne.


Z tą wieżą związana jest ciekawa historia. Zwana jest Wieżą Diabła. Otóż okazało się, że przewyższa ona wieżę ratusza, co, jak wspomniałem było zabronione. Właściciel tłumaczył się, że wybudował niższą, a pewnego dnia, kiedy wrócił po kupieckiej wyprawie do innego miasta, zobaczył, że w przedziwny sposób jest wyższa niż początkowo! Zapewne diabelska to sztuczka. Stąd też i nazwa wieży. Ache, to prawo budowlane! Bez diabła się nie obejdzie.


Na koniec sklepik pełen kolorów tak, że oczy bola patrzeć. I drzwi. Kiedyś muszę pobłądzić po toskańskich zaułkach i zrobić "album toskańskich drzwi". Ale to później, nie dziś.


Do następnego.



_____________________________________

*) Do dzisiaj pielgrzymi korzystają z niej, choć mniej jest uczęszczana niż El Camino de Santiago w Hiszpanii.
**) w Itinerarium sancti Willibaldi z 725 roku.
***) Razem z nami, niestety, cofnęli się w czasie także właściciele telefonów komórkowych, którzy próbowali nawiązać łączność z XXI w.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jeja, ale mi fajne wakacje przypomniałeś :-))) Echhh, kiedy to było...
A co to za weneryczna choroba, co kości atakuje?
nika

Szaman Galicyjski pisze...

Kiła, niestety. Uważa się powszechnie, że przywieziono ją z Ameryki (druga wyprawa Kolumba), bo wtedy wystąpiła epidemia - w czasie wojny o Neapol. Istnieją jednak przypuszczenia na temat wcześniejszego występowania tej choroby w Europie (także na terenach dzisiejszej Polski – czego przesłanką może być jedna z postaci w ołtarzu Wita Stwosza w Krakowie, wyrzeźbiona z charakterystycznym dla kiły nosem siodełkowatym).

Anonimowy pisze...

No popatrz, a ja myślałam, że atakuje tylko tkanki miękkie. Grunt to nie myśleć, tylko się medyka zapytać :-)))
nika

Anonimowy pisze...

Pamiętam, jak moja mama, gdy jeszcze nie umiałam czytać, w jakiejś mądrej książce medycznej pokazała mi dziecko z kiłą wrodzoną, mówiąc, że tak wygląda, bo paliło papierosy.
Gdy naumiałam się czytać i później znalazłam tę książkę, oszustwo wyszło na jaw. Papierosków jednak do tej pory nie paliłam i raczej już nie zapalę;) Nie wiem, czy to z powodu tego obrazka, ale takie mam oto skojarzenia z kiłą:)

GoS

(KK) pisze...

Ech, wpuścić medyka do miasta i od razu świętą obgada.. ;)