Ot, pewnego roku wybrałem się do Ukeju na trzytygodniowy staż indywidualny z zakresu medycyny paliatywnej. Było miło. Człowiek opuścił trzymający się już nie najmocniej, ale mimo wszystko, blok, a po powrocie... zgroza! Nie ma Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. No, na pięć minut nie można było spuścić ich z oka! Rozebrali, rozkręcili, rozkradli!
Innym czasem pojechaliśmy do Włoch. Droga, jak zwykle początkowo trudna (Polska, Czechosłowacja), a potem jakby łatwiejsza - Austria i Włochy. Sylwester, Nowy Rok. Wracamy do domu. I jakoś dziwnie. Niby tędy jechaliśmy, to drzewo pamiętam, tę stację benzynową, ale zaraz... zaraz... Włochy - OK, Austria - OK, a dalej? No nie ma Czechosłowacji! Człowiek na parę dni chce odetchnąć, a tu już jakieś takie moment wyczają i masz! To znaczy - nie masz.
A przedwczoraj? Zdrzemnęliśmy się wieczorkiem, po kieliszku wina, a rano... powódź. W Kornwalii!
No, nasss..ypali piachu!
A powódź w moim kornwalijskim miasteczku wygląda tak:
A to tutaj to nie nadbrzeże rzeczki, tylko murek przy stacji benzyniastej i główna ulica miasta.
A na osiedlu było tak:
Do wysuszenia.
5 komentarzy:
Oż ty karol! Trzym się tam!
nika
O jaciez. A ja smialam narzekac, ze na polnocy leje trzy dni z rzedu.
Udanego suszenia.
Kurcze nie wiedziałem, że było tak źle...
Szamanie a gdzie byłeś w 89r?
Szybkiego suszenia
Pozdrawiam
Młoda Kobziarka
'89 był długi, kiedy tak detalicznie?
Prześlij komentarz