czwartek, 12 stycznia 2012

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego wpisu na blogu

Zalinkowałem wczoraj blog Dorothei i "oskarżono" mnie o dwie sprawy - po pierwsze, że "zrobiłem" Jej statystykę, czemu zaprzeczam, bo niewinien jestem czegokolwiek, a zwłaszcza namawiania. Napisałem, że wpis zrobił na mnie wrażenie pozytywne, a nie coś w stylu "idźcie, poczytajcie". Po drugie zaś, że należy się komentarz, a ja, leniwiec, nie napisałem. To piszę. Nie komentarz, bo było by nieco przydługie lecz mój samodzielny wpis. A co? Jest mnie na tyle.

Czemu urzekła mnie ta notka? Bo jest taka... hmm... nie-polska? Spieszę wyjaśnić.

Wiele osób spotkałem w życiu i wiele blogów czytałem, w których przewija się mniej lub bardziej otwartym tekstem lub mniej lub bardziej na pierwszym planie temat "jak to życie kopie mnie w słabiznę, o! jaki ja biedny i nieszczęśliwy!" I mają tak osoby pojedyncze jak i mnogie, czy to grupy zawodowe, czy lokalne społeczności, czy też cały Naród, co to, jako ów Chrystus narodów czy inny Winkelrid musi cierpieć za miliony. Bo za stówkę jakoś nie łaska. I za tym narzekaniem i mamłaniem się we własnej biedzie i nieszczęściu nie idzie nic, a jeśli już zoczycie jakiś cień czegoś majaczący na krawędzi pola widzenia, to będzie to następna porcja mamłania, w tym samym tonie, choć detale mogą się lokalnie zmieniać.

A tu nagle ktoś, kto zaczyna od tego samego, jak to Świat i Fata, spersonifikowane rzecz jasna, sprzysięgły się i kopią Autorkę w siedzenie, a co cios zadadzą, to poniżej pasa. I rodzina i szkoła i kto tam się trafił. Początek typowy, do bólu przewidywalny ciąg dalszy. Ot, Polska.

I nic właśnie! (podkr. moje) Zamiast złorzeczyć i pluć na otaczający ją wredny świat, spojrzała na siebie i od siebie zaczęła zmienienie swej doli. Zamiast zamknąć się w swoim skołowanym życiu i oczekiwać, że ktoś/coś (w tym siły nadprzyrodzone, dziękujemy bardzo za wsparcie, tak trzymać) zbuduje dla Niej wyłożony czerwonym dywanem gościniec, po którym dojdzie Ona zaniosą Ją w lektyce ku oazie wszelkiej szczęśliwości, splunęła w dłonie, wzięła topór i tarczę i poszła walczyć o swoje szczęście sama. Ze sobą i swoimi demonami. I tak miast zapłakanej Ofelii dostaliśmy jednoosobowy oddział 300 Spartan, który rąbiąc i spychając do dziury kolejne ciemnoskrzydłe demony być może krzyczał This is Spartaaa! (w jakiejś lokalnej odmianie). Nie oszukujmy się - nie obyło się bez łez, krwi i potu, zajęło to pół życia, były momenty zwątpienia, lęku i błędów. Ale, na wszystkich Bogów Podziemia! zwycięstwo kosztuje! Z tym, że smakuje słodko.
Za to szacun, cool i high five! (Bogowie! Co to za język!) Za to podziw i szacunek prawdziwy. Bo krytyczne spojrzenie na siebie, przyznanie, że coś jest nie tak, chęć zmiany i dokonanie tego, jest dla mnie powodem do szacunku. To jedno z najtrudniejszych przedsięwzięć w życiu.

I to jest piękne. I takie właśnie nie-polskie. Nie wiem czemu przyszła mi na myśl pieśń kościelna, którą tak często śpiewa się w eRPe: "Słuchaj, Jezu, jak Cię woła lud / Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud."
Powinno otworzyć się niebo i głos potężny zawołać "A weźcie wy się, qurna, sami do roboty!"

I tego powinniśmy się trzymać.

P.S. Pominąłem tu wątek Miłości, bo ten temat jest mi nieznany, a ja po grząskim chadzał nie będę. Tak mam.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

I masz rację i się z Tobą zgadzam i jeszcze dziękuję :)

Dorothea pisze...

Napisałam długi komentarz.
I mi zeżarło...
Drugi raz już nie odtworzę, za dużo serca w niego włożyłam - nie da się...

Kaczka pisze...

Pieknies to Szamanie podsumowal. A mnie nie piesn rzewna, koscielna, ale ten dowcip sie skojarzyl, w ktorym petent uprasza o glowna wygrana w loterii... i wreszcie otwieraja sie niebiosa i slychac glos 'KUP LOS! KUP LOS!'.
Zaskakuje mnie, nie od dzis, jak wiele osob woli nie kupowac. I mam na ten temat zgrabna teorie poparta licznymi przykladami. O ilez latwiej jest nie kupowac! Same zalety, praca nad soba ciezka i krwawa czlowieka nie zmeczy, a zawsze znajdzie sie jakis glupek-slupek, po ktorego wspolczuciu, czy dobrej woli, czy zwyklej przyzwoitosci bedzie mozna sie jak powoj wspinac. :-)

Sylwia pisze...

Aż żal, że to takie nie-polskie, ale nie sposób się z tym nie zgodzić. Sama potrzebuję czasem porządnego kopa bądź też innego bodźca równie silnego, żeby przestać trwać w tym wszechogarniającym marazmie i brać się do roboty. To przynajmniej daje możliwość zmian.

Szaman Galicyjski pisze...

@Dorothea: chcesz, żebym się zapłakał? Napisz chociaż, jak oceniasz mój wpis. Plizzzz... ;-)
Ale i tak czoła chylę raz jeszcze.

@nie.anioł: na Ciebie też się czaiłem od jakiegoś czasu, ale jakoś mi nie sporo. Choćby za sam tytuł "Wędrowanie-Upadanie". Czemu nie "Wędrowanie-Powstawanie"? Mniej poczucia winy - wiecej optymizmu!

@Kaczka: miło gościć w niskich progach. Ja często podczytuję o Dyniowych losach. Masz rację, kupowanie rodzi ryzyko, że sie może wygra i coś trzeba będzie z tą wygraną zrobić. Zatem po co ryzykować? Lepiej siedzieć na 4 literach i narzekać, przy okazji podkładając nogę temu co spróbował i wygrał.

@Sylanko: to, że trochę obawiamy się zmian, to nic zdrożnego. Bardziej przeszkadza chyba brak realistycznego, ale opartego na marzeniach, pomysłu na życie i w związku z tym na zmiany. Chaotyczne miotanie się w rzeczywistości zniechęca. Natomiast dobre wykorzystanie kopa od życia, o, to jest sztuką.

Dorothea pisze...

Szamanie - zapłakał???:)
Zgadzam się z Tobą- no jakże się mam nie zgodzić!
Ino to "oskarżenie" weź w cudzysłów, bo normalnie czuje oddech prokuratora na karku:D:D:D

A czoła chylić nie trza, dochtorze:)
Jakbym usiadła i płakała to by mnie zaraza pożarła ze szczętem!
... domyślasz się diagnozy...?
Ino publicznie nie pisz, plizzzz!

Szaman Galicyjski pisze...

Diagnoza jest łatwa do odgadnięcia. A publicznie pisać? Komu trza wiedzieć, ten wie, a kto nie wie, temu wiedzieć nie trza. Ot co.