środa, 13 października 2010

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego dojazdu

Wstałem rano, wchłonąłem jogurt z płatkami i kawę, czyli rytualne śniadanie Szamana i wyruszyłem w drogę do pracy.

Najpierw wypełzłem z podjazdu do domu. Mieszczą się na nim aż dwa samochody (co prawda jeden za drugim i jeden mały), ale i tak sąsiedzi nam zazdroszczą, bo oni mogą sobie stawać tylko na drodze. A droga jest wąska tak, że dwa samochody się nie miną. Trzeba komuś na podjazd dwoma kołami wjechać. A stojący tak przytula się do flory pobocza, że większość ma zadrapania na lakierze.

Jak już wypełzłem to musiałem zawrócić, oczywiście na podjeździe sąsiada. I tu muszę ze wstydem się przyznać, żem cham, ordynus i środkowoeuropejski gbur, bo zawracam na tym podjeździe, bo tak i już. A kiedy sąsiad wyjdzie czasem przed dom, to mu radośnie macham łapką i ślę rozbrajający*) uśmiech. To znaczy, detalicznie, to machałem i słałem, bo mu się zmarło parę miesięcy temu.

Zawróciłem i już moja Złota Szczała pędzi ku głównej drodze. Jest ona główną, bo ma na całej długości dwa pasy. Poboczy nie ma, tylko krzaki, piękne, dwumetrowe albo i lepiej, kryjące w sobie zdradzieckie kamienne murki, więc trzeba się trzymać od nich z daleka.

Poszanowanie własności wysysa się w Ukeju z mlekiem matki. Z tego powodu drogi w okolicach wiejskich to są po prostu wyasfaltowane drogi, które założyli Rzymianie, a może Celtowie. Jeśli im starczyło, to i nam musi. Bo poszerzenie drogi to odebranie komuś jego spłachetka ziemi, czego robić, nawet w interesie publicznym, nie wolno**).

Z tej drogi skręcam na pieciomilową dojazdówkę do miasta. Ta nie jest już główną, bo miejscami ma jeden pas, biegnący w kanionie utworzonym przez wielometrowe nasypy ziemi. Dwie osobówki mogą się tamtędy od biedy przecisnąć, choć zdarzyło mi się, na poczatku mej tu bytności, że składałem lusterka. Ciężarowe muszą kolejno.

Tu mała dygresja. Moim zdaniem stan dróg powoduje, że ukejscy kierowcy są tak uprzejmi. Na wąskich odcinkach, kiedy dwa auta spotkały się nos w nos, częściej widziałem, że oba zaczynały się cofać, żeby zrobić sobie nawzajem miejsce. Jakieś wymachiwanie rękami, miny i inne takie nie miały miejsca. Fakt, że ktoś jest na głównej drodze oznacza, że ma prawo do pierwszeństwa, co nie jest jednoznaczne, że musi z tego prawa bezwzględnie korzystać. Miło jest, jeśli weźmie pod uwagę innych i ułatwi im włączenie się do ruchu. Tu nie da się jeździć inaczej.

Najfajniejszą rzeczą, jaka może mnie spotkać na owej dojazdówce jest traktor, o co łatwo, bo biegnie ona wsród farm i gospodarstw. Człowiek jedzie sobie spokojnie 10 mil na godzinę w rozbudowujacym się wężu aut i próbuje co jakiś czas wychynąć, a nuż się uda wyprzedzić. Gdzie tam. Wszystkie te górki i dolinki, zakręty porośnięte żywopłotem, nadjeżdżające z przeciwka samochody przypominają mi o tym, że jestem śmiertelny i za młody, by umierać. Za mną sznurek samochodów i w lusterku widzę miny pozostałych kierowców mówiące "no, wyprzedzaj, dawaj, nie bądź rura, nie pękaj!". Zatem kolejna próba wychynięcia, spojrzenie w oczy nadjeżdżającej śmierci i gwałtowny powrót do szeregu.



Jak to, qurna, jest? Taki traktor snuje się po drodze z prędkością minimalną, radośnie trzepocząc jakimiś oblepionymi ziemią (lub obornikiem, zależnie od pory roku) stalowymi kolcami czy talerzami akurat w czasie, kiedy inni porządni ludzie próbują dostać się do pracy. Czy jak on orze to ja moją Złotą Szczałą jadę przed nim po polu mile na godzinę? Nie! To niech on spyla z drogi!

I wtedy... zawsze się taki znajdzie. Nie samochód za mna, ani nawet samochód za samochodem za mna. Ani nawet samochód za samochodem za samochodem za mna. To jest ktoś, kogo wcześniej nie widziałem w lusterku. Najczęściej czarne BMW X5. Nagle pojawia się nie wiadomo skąd i zaczyna wszystkich wyprzedzać. Luzik. Nie jest trudno wyprzedzać, jeśli wszyscy jadą 10 mil na godzinę. Pozostali kierowcy patrzą nań pobladli, nagle odarci z męskości. I jak za dotknięciem różdżki odstępy między samochodami zmniejszają się. No, chłopie! Już nie wrócisz do szeregu. TIR z przeciwka. My jeszcze ciaśniej. I wszyscy jak jeden mąż w myślach: "Giń! Wybrałeś swój los, więc bądź mężczyzną!" A ten tylko gaz i poooszedł... Qurna!

Potem mam dwie drogi - obrzeżami miasta, przez wiadukt nad torami (szerokości bryczki, ale dwukierunkowy) lub wzdłuż pola golfowego drogą wyżłobioną w ziemi i glinie tak wąską, że jak chciałem zrobić zdjęcie, to się okazało, że nie wysiądę z samochodu, bo nie otworzę drzwi. Ale to tylko mila, nie wiecej.

Na szczęście pierwsza pacjentka z listy nie przyszła, więc nikt nie zwrócił uwagi na małe spóźnienie.


Teraz czuję, co mój Tato ma na myśli mówiąc, że ktoś snuje się jak smród za wojskiem. W roli wojska - traktor.
_______

*) w rozumieniu autora

**) nie dotyczy autostrad i dróg szybkiego ruchu

P.S. Dziękuję Michaelowi M. za temat.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A może lepiej by Ci się dojeżdżało rowerem, motorynką lub motorem po jakiejś polnej dróżce? :-)
nika

Szaman Galicyjski pisze...

Nad motorem się zastanawiałem, mimo częstych deszczów, ale Najmilsza zagroziła, że mnie porzuci, jak to zrobię.

Anonimowy pisze...

A no to lepiej nie kupuj :-)
Moja matka w charakterze pasażera kiedyś razem z ojcem jeździła motorem.
Może Twoja Najmilsza przekonałaby się do motoru podczas takiej jazdy próbnej ?
nika

Tuki pisze...

A tam motor.
Quad i na przelaj przez pola.
Czasu oszczedzisz, zdjecia ladnych widoczkow porobisz... same plusy :D

Anonimowy pisze...

Ewentualnie mały proszeczek przed jazdą, wyłączający czasowo emocje i... jedziesz sobie za takim traktorem na luzie, facet w BMW śmigający obok Cię nie rusza. Dojeżdżasz spóźniony pół godziny, wsadzasz pierwszemu pacjentowi rurę nie z tej strony i... też Cię nie rusza;-)Uchowaj Boże pierwszego pacjenta.

Wiem, że kontrowersyjna alternatywa, no ale zawsze jakaś;-)

GoS

Szaman Galicyjski pisze...

Nie, z motoru raczej nie skorzystam. A co do proszków - ja tam luźna guma jestem sam z siebie. Dlatego mnie wyprzedzają ;-)
A co do wsadzania rur w otwory inne niż tchawica to pozostawiam to Kolorektalowi, któren dziś bluzgał jak "ksiądz pleban, na odpuście, przeciw dziatkom i rozpuście", a dlaczego, opowiem... Ino nie dziś, bo późno.