niedziela, 31 października 2010

Szaman Galicyjski i sprawa wampirza

Szczególna niedziela... Bo jutro, wiecie co jest...

Do Volterry pojechaliśmy prawie że przypadkiem. Trzeba czymś żyć (samą miłością parę dni się pociągnie, ale potem, niestety, zakupy zrobić mus), a w Volterze (Volterrze?) był supermarket. Nasz pech polegał na tym, że trafiliśmy na końcówkę etapu Giro di Toscana, i wlekliśmy się krętą, leśną drogą za peletonem, który miał w nogach przejechane 50 kilometrów, więc pełzł pod górę w tempie przestraszonego ślimaka.

Czy widzisz te mury na szczycie? Jadąc za kolarzami można robić zdjęcia.

Nie próbujcie googlać Volterry. Z 350 tysięcy linek ponad połowa prowadzi do zapytań nastoletnich amerykańskich nastolatek "czy w Volterze są wampiry? Naprawdę? Łojesoo!"
Jedna kobita, też Amerykanka, zawzięła się napisać sagę o wampirach. Pani zwie się Stephania Meyer, a jej saga "Twilight". I to jest hit. Pani wymyśliła "toskańską" część, bodajże w New Moon i w fikcyjnym mieście Volturin zasadziła starożytny ród krwiopijców naźwiskiem Volturi. Potem sama sobie googlła coś o Toskanii i nagle...! Voila! Jest cuś co się nazywa Volterra i zrządzeniem bogów podziemia leży w Toskanii. Potem nakręcono film i tu zonk! bo volterzański rynek nie ma fontanny. Wieża owszem jest (poniżej na zdjęciu), ale fontanny nie ma. Dlatego, żeby było jasne - do zdjęć użyto lokacji w położonym na południowy-wschód i odległym o 130 kilometrów, także zarówno toskańskim, Montepulciano.
I tak się to zaczęło. Teraz wszystkie amerykańskie nastolatki, z mózgami otłuszczonymi hamburgerami z frytkami i zlasowanymi przez Coca-Colę, uważają, że w tym mieście żyją i po zmroku łażą wampiry wielkie jak wyrośnięte pittbulle. Nie? Proszę - napis na ścianie tamże.

Dla nieznających języka: "Przybyliśmy do Volterry, porwali nas Volturi i zrobili z nas WEGETARIAŃSKIE WAMPIRY"

Ta cywilizacja musi zginąć! Do tematu wampirzego wrócę jeszcze na końcu, teraz coś o mieście.

Jest faktycznie stare, postawione na miejscu neolitycznej osady, później ważne etruskie centrum kulturalno-handlowe. Przez Rzymian zamienione w ich municipium*). Setki lat potem Volterra stanowiła część Republiki Florentyńskiej, po jej upadku znalazła się pod panowaniem Medyceuszy. Od V w.n.e. siedziba biskupstwa.
Położona, jakże by inaczej, na szczycie wzgórza, otoczona poważnie wyglądającymi murami jest kolejnym, przykładem typowego, toskańskiego, średniowiecznego miasta.



Brama miejska zawiera elementy etruskiej architektury, alem za mało biegły, żeby wiedziać które to. Kto uczony, niech się wypowiada.



Pochyła uliczki i w oddali widoczna wieża bazyliki Santa Maria Assunta stojącej obok rynku, Piazza dei Priori. Bo w samym rynku stoi pałac, Palazzo dei Priori, z XIII w. W Palazzo Minucci-Solaini, mieści się obecnie galeria sztuki z działami głównie włoskiego Odrodzenia. Nad miastem góruje (chciałoby się napisać, ale nie góruje, tylko jest na tym samym szczycie) twierdza Medyceuszy, zwana Maschio, krórej zdjęć nie mam, bo to obecnie więzienie, więc nic szczególnego do oglądania, a fotografowanie takich obiektów może się skończyć przykro.



Za to mam baptyserium, jak zwykle tutaj stojące oddzielnie, w charakterystyczne biało-ciemnozielone pasy, podobnie jak w katedrze florenckiej i innych.


Po tym bruku chodzili Santi di Tito, Giovanni Balducci i Agostino Veracini kiedy w XIII w ozdabiali swymi malowidłami ściany katedry.

I jak zwykle uliczki w górę i w dół, wąskie, ciemne nawet w toskańskim słońcu, w których być może jednak kryły się wampiry i stąd na narożach domów figurki świętych i Matki Boskiej.



A po tym nie chodzili, bo ten jest nowy. Ale uliczka i tak ma charakter i miłe, prawie rodzinne knajpki. Niestety pełne, bo skończył się etap wyścigu kolarskiego i lud wyległ na ulice, place i radował się w kawiarnich i restauracjach.

Chroniła czy nie, zajęta swoim Dzieciątkiem?

Krążąc mrocznymi uliczkami, z dala od tłumów, kamer, zawodników i całego blichtru XXI wieku wdychaliśmy parujące z rozgrzanych ścian historię i legendy. A zatem wampiry... hmm. Skąd się to wzięło? Duchów i demonów żywiących się ludzką krwią było w wierzeniach pełno. W każdej niemal kulturze coś takiego straszyło w nocy i podchodziło o nowiu pod wejścia do jaskiń, strasząc naszych gładkokamiennych przodków, glinianych chat wypalaczy cegieł w cieniu zikkuratów czy popod etruskie domostwa. Jednak pełen rozkwit wampiry zawdzięczają średniowieczu. A dokładnie morowi. Wiedza o przemianach pośmiertnych, obecnie dostępna każdemu oglądającemu CSI w różnych wydaniach, w czasach wieków średnich leżała na obu łopatkach. Nikt zatem nie wiedział, że UWAGA! Dalej może być mało estetycznie! błona śluzowa żołądka po śmierci właściciela przestaje bronić się przed kwasem będącym podstawą soku żołądkowego i zostaje nadtrawiona uwalniając pewne ilości krwi, która w tymże kwasie przyjmuje ciemnobrunatną barwę. Podczas przenoszenia zwłok płyn ten wydostawał się otworami naturalnymi czyli ustami i nosem, barwiąc na krwisty kolor skórę twarzy i całun w okolicy ust. W czasie normalnym grób zamykano i był spokój. W czasie moru czyli zarazy, często w bardzo krótkim czasie otwierano grób ponownie, zwłaszcza groby zbiorowe, i z przerażeniem oglądano straszny widok, jakoby zmarły żuł swój całun a następnie pożywiał się krwią współmieszkańców grobu. A potem z całą pewnością wstawał i rzucał się na członków swej rodziny, którzy wkrótce umierali (co w czasie moru dzisiaj wydaje się być dość naturalne, choć epidemiolodzy tłumaczą to inaczej). Aby uniemożliwić takie praktyki trzeba było podejrzanej osobie nasypać ziemi do ust tak, aby nie mogła żuć lub jeszcze lepiej - wsadzić w usta cegłę**). Co poniżej.

Zdjęcie z National Geographic czaszki z XVI w. wydobytej w okolicach Wenecji z masowego grobu ofiar zarazy.

Choć zmiany pośmiertne, o których pisałem miała większość zwłok, tylko kobiety podejrzewano o wampiryzm i nie znalazłem żadnej wzmianki o czaszce mężczyzny z cegłą w zębach.

Dobra, dajmy spokój mrokom średniowiecza, rozświetlmy je jakąś ładną lampą. Dla poprawy nastroju.


Do następnego.
_____________________
*) ośrodek drugiej klasy, na drabinie poniżej kolonii.
**) osikowy kołek i srebrne kule to wymysły romantyków. Badziewie. Nic nie pobije dobrej cegły.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jeja, ale to ciekawe :-)
nika

Anonimowy pisze...

A tu nagle pikne obrazki znowu! Naprawdę fantastyczne! Powinieneś, Szaman, przewodniki zacząć popełniać:)

A ja tu chciałam jeszcze uprzejmie donieść, że zupa z przepisu z poprzedniego posta właśnie dokonana została i nieco tylko dym nam się wydobędzie pewnie uszami po zjedzeniu, bo przegięłam z chorizo (ogólnie jednak super hiper jak na mój gust:)
No i szpinaku w liściach nie znalazłam, ale obejdzie się. Czekam aż dzieciarnia powróci do paśnika;)

GoS

Anonimowy pisze...

ooo znow sie niezle bawilam zwiedzajac twoimi oczami 'wiekszy kawalek swiata' :))

ps. zupa zrobiona, pozarta ze smakiem. dzieki za przepis.