niedziela, 24 października 2010

Szaman Galicyjski i sprawa historii, która zatacza koła

Kolejna niedziela, kolejna wyprawa.


Historia lubi kołem się toczyć. Ludzie, porwani przez pęd tego koła najpierw oddalają się od miejsca, w którym byli, a później wracają doń pełni impetu nabranego podczas podróży. Wielowiekowej czasem.

Zacznijmy zatem od początku. A na początku naszej opowieści jest potop. Zawsze warto zacząć od czegoś imponującego, nieprawdaż? Dwieście siedemdziesiąt trzy lata po potopie, syn Noego, niejaki Crano, przybył na wzgórza obecnej Toskanii i spodobały mu się one. Zatem na szczycie jednego z nich wzniósł miasto, piękne strzelistymi wieżami. Od nich to cały otaczający kraj nazwano Turrenia. To była pierwsza nazwa Toskanii. Pięćset dwadzieścia siedem lat potem, a więc 800 lat po potopie, tatuś wyżej wymienionego, Noe, przypłynął do ujścia Tybru i pożeglował w górę rzeki. Zobaczył miasto zbudowane na wzgórzu i spodobało mu się. Nazwał Crano nowym imieniem Corito*), czyli Król i Dziedzic Krainy. Jednym z jego potomków był Dardanus - tak, wiem, chyba go usynowił, bo wg innych źródeł Dardanus był synem Zeusa i Elektry, córki Atlasa, ale proszę nie utrudniać. Dość na tym, że wyruszył onże Dardanus z Hesperii, później zwanej Italią, w podróż, trudno powiedzieć dlaczego, bo wymienia się jako powód... potop (nadal proszę nie utrudniać) i poprzez Samotrację i Frygię dotarł do Azji Mniejszej, gdzie założył był miasto. Dość duże. Od jego wnuka, króla imieniem Tros zwane Troją, a od prawnuka Ilusa - Ilionem. Po upadku Troi Aeneasz, powiedzmy, że "zbliżony do rodziny", bo koligacje są różne w różnych źródłach, zbieżał z rodziną do Italii - Hesperii, pamiętacie? - (z sześcioletnią przerwą na pobyt w Kartaginie) i założył Lavinium, miasto nazwane tak od imienia żony Aeneasza, córki króla Latinusa. Piętnaście pokoleń później w rodzinie urodziło się dwóch braci bliźniaków - Romulus i Remus. Ten pierwszy z żoną Hersilią dali początek dynastii królów rzymskich, którzy podporządkowali sobie Turrenię czyli Toskanię.

Ufff... długie, ale zatoczyłem koło. Mieszkańcy Cortony w Hesperii dali początek Dardanom w Troi i już jako Grecy wrócili, by dać początek Rzymowi. Dzielni ludzie.

Panorama z Cortony na południowyzachód.

W Cortonie jest wszystko co potrzebne prawdziwemu, toskańskiemu miastu. Położone na zboczu góry, ma połowę ulic spadzistą (to te wzdłuż zbocza), a drugą połowę poziomą (to te w poprzek). Ma stare mury obronne i wieże, z widocznymi elementami budowli etruskich. Ma Twierdzę, budowlę na szczycie, postawiona przez florenckich Medyceuszy. Ma wreszcie swoją własną świętą - Małgorzatę i jej bazylikę.

Cortona leży na zboczu, to widok spod bazyliki św. Małgorzaty.

Zostawiliśmy samochód na parkingu w połowie zbocza. Stamtąd, po krótkim podejściu doszliśmy do ruchomych schodów, które wyręczyły nas we wspinaniu się w okolice centrum. Podejście do bazyliki było jednak przed nami i nieźle dało nam w kość. Bazylika stoi prawie u szczytu wzgórza. Wyżej jest tylko Twierdza Medyceuszy. O tej porze roku i dnia jest tu cicho i tak słonecznie, jak tylko w Toskanii być może. Wnętrze puste. W głównym ołtarzu Święta, którą można oglądać, jak kto lubi podziwiać zasuszone zwłoki. Dla mnie to dość paskudne, nawet biorąc pod uwagę, że i tak jej się udało, bo nie pokroili jej w plasterki i nie rozsprzedali po świecie.

Bazylika jak się patrzy. Znaczy, jak się patrzy od przodu.

A tu jak się patrzy od środka. Centralnie ołtarz z tym, co poniżej.

Zasuszone zwłoki św. Małgorzaty. Ja tam chyba małej wiary jestem, bo mnie takie widoki raczej zniesmaczają. (foto z internetu)

Zejście na dół już inną drogą. Uliczki wyludnione, biegnące w górę i w dół, niektóre tak wąskie, że wejście do nich z otwartym parasolem było by prawdziwym wyzwaniem. Cudowne placyki i malutkie, ukryte kamienne kościółki z dzwonnicami jak z obrazka. Wszędzie detale, kamienne lub metalowe, które sprawiają, że spacer spowalnia się niemożebnie, bo jeszcze tu trzeba zajrzeć, jeszcze jeden zakątek, a widziałeś tutaj...? Mieliśmy pół dnia - stanowczo za mało. Znaczy za mało dla ducha, bo nasze nogi mówiły co innego ;-)

Uliczki są w górę...


...i w dół.


I takie, gdzie wejście z otwartym parasolem stanowi wyzwanie.


Placyki, z kościółkami, dzwonnicami i kamiennymi domami pamiętającymi chyba Crano.


Na Placu Teatralnym, a właściwie pod nim, w stylowej piwniczce pełnej win, wypiliśmy**) butelkę Chianti w oczekiwaniu na tartollini i gnocci, potem drugą, żeby dobrze się trawiło.



Cortona znana jest dobrze***) w USA i Ukeju. Rozsławił ją film wg książki Frances Mayes "Pod słońcem Toskanii" /Under the Tuscan sun/. Jeśli nie widzieliście - koniecznie zobaczcie. Podobnie polecam "Ukryte pragnienia" /Stealing beauty/. Zakochacie sie w Toskanii.

Jeszcze tylko mała lampka ze ściany magistratu. Nie kamienna co prawda, ale może ja też się rozwijam i z epoki kamienia przechodzę do epoki żelaza? Do następnego.


P.S. Picasa 3 zażarła mi cały album (nie ten, inny, który wobec tego będzie później). Dlatego zdjęcia w tekście, bo muszę opanować gadzinę zdjęciożerną.



__________________________

*) niektórzy wywodzą to imię od Quirim - berło.
**) ja piłem wodę, jak zwierzę! Poświęcenie kierowcy.
***) dobrze - w rozumieniu Amerykanów

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ha! Wniosek z tego, trza się machnąć do Cortony :-)
nika

Anonimowy pisze...

oj, szwendacze mi sie wlaczaja :)))

skrzacik

Malutka... pisze...

A o wampirach powstał post widmo, którego wyświetlić nie można? (Albo to tylko mój sprzęt odmawia współpracy).

Szaman Galicyjski pisze...

@Malutka: to efekt mojej nieudanej walki z Picasą 3. Post będzie w odpowiednim terminie, ale własnie pokazał się i znikł i musiałem go przepisać. Sorry. Sprzęt masz dobry.