czwartek, 3 grudnia 2009

Szaman Galicyjski i sprawa jutra

Przepraszam wszystkich, że nie piszę.

Zdanie bez sensu, zwłaszcza, że napisane i to przeze mnie. O ile w Ukeju w urzędach załatwić da się wszystko (no, prawie) w terminach sensownych, to w tzw. zakładach usługowych czeka się i wygląda jak kania dżdżu.

We wrześniu 1588 roku hiszpańska Wielka Armada wracała z nieudanego ataku na Wyspy Brytyjskie. U wybrzeży Irlandii i Szkocji zatonęło wiele statków, a ponad pięć tysięcy marynarzy i żołnierzy hiszpańskich nolens volens (ze wskazaniem na nolens) wylądowało na szkockiej i irlandzkiej ziemi. W Irlandii większość z nich zabito, ale niektórym udało się przeżyć. Znając tę historię uznałem, że powolność działań Irlandczyków spowodowana jest przeniesieniem z Hiszpanii przez owych nieszczęsnych wojowników zasady maniana - jutro. Żeby sprawdzić, czy tak było naprawdę zapytałem kiedyś w pubie wiekowego, rudo-siwego tubylca o maniana.

- A co to znaczy, maniana? - poprosił o szczegóły potomek Drakea.
- Jutro.
Zamyślił się nad swoją hot whiskey, bo czas był słotny i zimny.
- Nie. - powiedział i w miarę jak mówił jego przekonanie, że ma rację, rosło. - Jutro, mówisz? Nie, nie ma nic aż tak pilnego na tej wyspie.

Na tej drugiej zresztą też.

W hrabstwie Cornwall naprawa laptopa odbywa się w sposób typowy - przyjmujemy do naprawy, pakujemy i wysyłamy gdzieś w nieznane. Czas oczekiwania na powrót to około trzy tygodnie. Jak ma się szczęście. Ucieszyłem się więc, kiedy współpracująca z nami pani z administracji wręczyła mi wizytówkę któregoś ze swoich uno posuware zajmującego się zawodowo wszystkim, co jest związane z komuterami. Usuwaniem wirusów, składaniem pod zamówienie, naprawami i tp. Mój chory laptop trafił więc do szpecjalysty, który po prawie godzinie (stałem nad nim) z dumą oswiadczył, że wie, co się zepsuło. Ja to wiedziałem w cztery minuty. Padł czytnik CD/DVD i to zdecydowanie nie laser, tylko cuś z elektroniki w środku.
- Laptop się zepsuł! - ogłosił dumny szpecjalysta i popatrzył na mnie zwycięsko. W pierwszym odruchu chciałem mu go wyrwać nie bacząc, że musiałbym pozbierać kilka części, które wybebeszył i pędzić gdzieś indziej, ale myśl ta była jak osiemnaste mgnienie wiosny. Gdzie ja, biedny, popędzę? Chyba na pocztę, żeby wysłać mojego przyjaciela w nieznane.
- Możesz coś z nim zrobić? - w moim głosie brakło chyba przekonania, że uzyskam odpowiedź twierdzącą.
- Jasne! My przecież z tej samej branży! - uśmiech, że jakby nie uszy, to otoczyłby jego głowę. Zobaczył, że nie kumam i pokazał wizytówkę. PC Paramedix i rysuneczek karetki pędzącej na sygnałach. Może karawan byłby właściwszy?
Zadzwonił następnego dnia i potwierdził wiadomość, że to naprawdę padł CD/DVD. I że nie ma problemu.
Panienka z administracji za każdym razem, jak mnie widziała, zapewniała, że wszystko jest na najlepszej drodze.

Po tygodniu zadzwoniłem spytać, czy może jakiś problem jednak jest. Nawet parę razy zadzwoniłem, bo nikt nie odbierał telefonu. Pewnie na wyjeździe, jak Abi, tą karetką z wizytówki... Za którymś razem odebrał.

- Nie słyszałem telefonu, bo muzyka grała. A właśnie szykowałem się, żeby ci wysłać dwie propozycje. Nawet mam tu na kartce. Albo ci założę nowy cedek albo ci dam zewnętrzny, to sobie kabelkiem do usb podłączysz i masz jak nowy. I taniej.
Czy oni tu pastuchom owiec te laptopy naprawiają? Przecież jakbym chciał zewnętrzny to bym mu kapuścianego łba nie zawracał, tylko kupił na Amazonie, żeby po sklepach nie latać i by mnie do do,u przynieśli.
- Załóż nowy. Do środka.
Słyszałem po głosie, że się zmartwił. To będzie trzeba rozkręcić, przykręcić, zakręcić... Co tam!? Do roboty! To było w piątek.

Byłem wczoraj, przejazdem, pod jego domem. Widzę, że się świeci. Stanąłem, dzwonię do warstatu. Cisza. Nikogusieńko. Dzwonię do domu. Nic. Słyszę jakąś muzykę, wydaje mi się, że głosy też, więc nie ustaję. Po pięciu minutach drzwi warstatu się odmykają, gościu wystawia głowę.
- Nie słyszałem, bo muzyka...

Wchodzę do środka. Ze trzech ich tam siedzi. Grają w Guitar Hero. Nie wiem detalicznie czy w to można grać, ale coś tam z tym herosem gitarowym robią. PC Paramedix pokazuje mi paczkę, jeszcze nie otwartą.
- O! - mówi - tu mam ten CDek dla ciebie.
- To czemu go jeszcze nie założyłeś? - pytam ciągle jeszcze spokojny.
- Bo gramy. Właśnie kumple przyszli...

Rozbroił mnie. To już dawno nie jest imperium. To musi upaść.

Jadę tam dzisiaj. Obiecał, że będzie gotowe.

Wpadnijcie jeszcze.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

poczekaj aż go zęby będą bolały, albo cóś... I odwlekaj morfinkę :)


pozdrawiam Piotr

Anonimowy pisze...

Teraz rozumiem, dlaczego brat w Ukeju zawsze szukał serwisu, gdzie chłopaki z Polandu pracują. Mój układ nerwowy, Szaman, mógłby nie wytrzymać, po tekscie, że sobie chłopaki grają....chyba w kulki lecą. Trza by ich z lekka spremedykować i wtedy już uległych nakłonić do roboty. A po robocie wybudzić i łbem o ścianę. Tak dla swojej zdrowotności i odreagowania.

Pozdrawiam i większej cierpliwości niż moja gratuluję:)

GoS

magbod pisze...

lomatku kochana! chyba bym zatluka na miejscu juz przy drugiej rozmowie.
teraz przestalam sie dziwic, ze naszych specow tak lubia.

trzymam kciukasy za powodzenie jutrzejeszej wyprawy. moze, niech sobie doktor, na wszelki wypadek wypije przed tym herbatke z meliski?

Zadora pisze...

może nie taniej ale szybciej byłby kurier w obie strony do Polski do zaprzyjaźnionego komputerowca. W końcu unia, obrót bezcłowy, nie trzeba się tłumaczyć :)

abnegat.ltd pisze...

Szaman - ja ci nastepnym razem przywioze komplet srubokretow :D

pozdrowienia

Anonimowy pisze...

No właśnie,to samo co Zadora chciałam zaproponować :) W Polsce chyba jednak usługi są jeszcze na w miarę przyzwoitym poziomie.
Przynajmniej niektóre.

Szamanie, kiedyś polecałeś nam serial Dr Martin. Oglądam i muszę przynać, że całkiem przyjemny on jest. Relaksujący, z dowcipem, pieeeeękne widoki :)

teta