piątek, 5 grudnia 2014

Szaman Galicyjski i sprawa pewnych wyborów

Trochę już ochłonęliśmy po wyborach i to nawet po drugiej turze.
I co? I Bożesztymój! Czy my naprawdę nic nie potrafimy zrobić porządnie?!
Czy eRPe nie stać na porządny program do liczenia głosów? Czy musimy, zgodnie z zasadą, że jakoś to będzie, kupować za psie grosze jakieś dziadostwo na ZX80 od szwagra kuzynki? A potem kłócić się, kto oszukiwał, kto przerabiał głosy i po co?
Ja w demokrację nie wierzę. Piszę to jasno i otwarcie, mogę powtórzyć w boldzie.
Po pierwsze statystycznie rzecz biorąc połowa głosujących ma IQ poniżej średniej**, a głosy liczą się tak samo. Poza tym, to oni właśnie nie mają wątpliwości. Jeśli ktoś obieca im bezpłatną opiekę zdrowotną, wysokie emerytury i szereg dopłat i zapomóg w pakiecie z niskimi podatkami, to nawet ich nie zadrze myśl prosta „a skąd on na to weźmie?” i nijakiej sprzeczności w populistycznym programie nie zobaczą. Ci, których tak łatwo nie da się wziąć na lep będą kombinować, rachować i wyjdzie im, że coś tu nie tak. I albo nie pójdą do wyborów, „bo wszyscy kłamią po równo”, albo jeśli pójdą, będą głosować po polsku, czyli „przeciwko” a nie „za”. Głosujcie na PO, bo jak nie, to PiS wygra i da wam popalić. Głosujcie na PiS, bo jak nie, to PO będzie nadal prowadzić Polskę skrajem przepaści. I tp. I td. A potem przeczytać można w gazetach ile to miast „zdobyła” która partia. Po drugie przecież to wybory samorządowe. Co mają partie do tego? Ja chcę, żeby w Miasteczku burmistrz dbał o oświetlenie ulic, załatał dziury w jezdniach i pomógł małym sklepikom przeżyć atak molochów komercji. A czy będzie on platformistą czy ludowcem to mi wisi i powiewa. Ja chcę fachowca. Nie chcę, żeby burmistrzem został np. krawiec*), ale za to z poparciem własciwej partii. Ma być gospodarzem w moim Miasteczku i o nie dbać, co tu ma do rzeczy partia jakaś?
Wyobraźcie sobie, że macie firmę, dużą, przynoszącą wam dochody. Czy wybierając kandydata na dyrektora ogłosicie wybory wśród załogi czy przeprowadzicie rozmowę kwalifikacyjną zwaną interwjew? Czy oprzecie swój wybór na obietnicach kandydata, jak to ślicznie będzie prosperować wasza firma, czy raczej przejrzycie jego kwalifikacje i dotychczasowe osiągnięcia?
Niestety, demokracja i wybory oparte są na zasadzie, że dziesięciu żuli spod budki z piwem przegłosuje dziewięciu profesorów uniwersytetu. A wygra ten, kto obieca więcej, nawet jeśli bez sensu, bo i tak nikt go nie rozliczy z realizacji obietnic. W kraju, w którym osiem na dziesięć osób nie potrafi ze zrozumieniem przeczytać instrukcji obsługi śrubokręta, dziwimy się, że średnio wykształceni piarowcy są w stanie doprowadzić do drugiej tury wyborów prezydenckich gościa z nikąd, ale za to z czarną teczką, zresztą dość tajemniczą. I gdzie pozostali kandydaci poważnie o tej teczce mówią, czyli jednak mają coś na sumieniu. Albo gdzie startuje w wyborach gościu, który obiecuje, że jak wygra „to niczego nie będzie”, a wszyscy chichoczą radośnie nie dostrzegając, że to nie jest śmiesze, ale bardzo, bardzo żałosne. I nie mam na myśli tego, co mówił ten kandydat, tylko to, że w ogóle był kandydatem.
Dobrze, że mamy to za sobą. Strach pomyśleć co będzie, kiedy zaczniemy głosować w internecie.


*) nie mam nic przeciwko krawcom zostającym burmistrzami, o ile potrafią wywiązać się z obowiązków burmistrza

**) już po publikacji tego posta zadzwonił do mnie Docent i powiedział, że nie średniej a mediany. A że mądrego posłuchać warto, to dodaję tę poprawkę.

Brak komentarzy: