poniedziałek, 12 grudnia 2011

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego czujnika

Od czasu do czasu w szamańskim szpitalu pojawiają się nursy typu locum. Co się wykłada na polski "zastępczy nurs na czas jakiś". Od paru dni kręci się po Centrum osobnik wielki, blondynowato-rudawy, miły w obejściu, pewny siebie jak dwie żeńskie nursy na raz, odziewający się (poza pracą, oczywiście) w skóry, jeżdżący moturem, który w swoim "normalnym" świecie pracuje głównie gdzieś daleko od Ukeju, na platformach wiertniczych na morzu Norweskim lub u wybrzeży Nigerii i z tego powodu zwany Oil Rig*).

W piątek Oil Rig pracował ze mną. Miał parę swoich pomysłów, jak nasza współpraca powinna wyglądać, ale bez bicia dał się przekonać, że jednak będzie tak, jak ja chcę, a nie tak jak on. Przyjął to z godnością, nie powiem, wziął się do roboty i muszę przyznać, że szło mu bardzo dobrze. Niestety uznał przy tem, że poniżej jego godności będzie pytać o cokolwiek, nie tylko mnie, ale kogokolwiek. Póki miałem go na oku, było dobrze, ale "czyż jestem stróżem brata mego?" Przy sprzątaniu sali po zabiegach został sam.

Dziś przychodzę, jak to w poniedziałkowy poranek, rześki i pełen chęci do pracy, a tu zonk! Nursa anestetyczna ze łzami w oczętach błękitnych mnię mówi, że aparat mój do znieczulania nie chce się skalibrować. Otarłem jej łzy jak grochy (uczynek miłosierny co do ciała), strapioną wziąłem się pocieszać (uczynek miłosierny co do ducha), aparat nieusłuchany sprawdzać (uczynek niemiłosierny co do materii nieożywionej). I faktycznie - nie chce się bydlę skalibrować. Rozpocząłem skomplikowaną procedurę szukania czemuż to i patrzę, a tu nie ma w układzie oddechowym takiej małej, mizernej, przezroczystej zielonej rureczki. Gdzie - pytam - owa rurka? Ano, nikt nie wie. Z tym, że wracając pamięcią do piątku ktoś przypomniał sobie, że Oil Rig zmieniał cały układ, jako, że piątek.

No właśnie. Wyszło na to, po krótkim śledztwie, że wziął i w czambuł wywalił do śmieci cały układ oddechowy wraz z ową rureczką, która może i mizernej postury, ale zawierała czujniki przepływu i ciśnienia gazów w układzie oddechowym. A bez tego aparat skalibrować się nie da. A jak się nie da skalibrować, to używać też się nie da. I całą dzisiejszą listę diabli biorą. I jutrzejszą też, bo najwcześniej we środę możemy dostać zamiennik, a i to tylko pożyczony z innego szpitala.

Rozległ się płacz i zgrzytanie zębów. Oil Rig został zaocznie oskórowany, szczodrze posypany solą i skórę naciągnięto nań ponownie. Płakali wspólnie wszyscy - Ginekolega, bo wreszcie udało mu się skompletować listę, Kolorektal, bo na popołudnie miał dwie soczyste przepukliny, Sister-śister, bo co to będzie jutro, jak tu poodmawiać tylu pacjentów, a przecież idą Święta.

Nie wzięli tylko, nieszczęśni, pod uwagę, że pracuje z nimi anestezjolog z eRPe, przyzwyczajony, że połowa sprzętu działa dzięki poloplastowi, a drugiej połowy nie ma, bo ordynator ma ją zamkniętą w szafce  w gabinecie. I to taki anestezjolog, co lubi gry komputerowe.

Właściwa kombinacja klawiszy wystarczyła, żeby obejść auto-test aparatu, szczelność została sprawdzona "ręcznie" (dosłownie), alarmy wyłączone lub wyciszone do minimum, a lata spędzone na ręcznym "dęciu w blazę" spokojnie pozwoliły ustawić i kontrolować parametry oddechowe pacjentów przez cały zabieg mimo, że respirator pokazywał Bezdech i Brak ciśnienia w układzie i parę innych, pomniejszych błędów i stanowczo wymagał wyłączania alarmów co dwie minuty (alarmów tzw. krytycznych nie da się wyciszyć i/lub wyłączyć na stałe).

Nursy najpierw patrzyły niespokojnie i trwożliwie, co ten tu Szaman wyprawia, ale kiedy pierwsza, a potem druga pacjentka wybudziły się bez kłopotów i bez wyraźnego uszczerbku na zdrowiu, wpadły w zachwyt. Okrzykom "O, Boski" i "Królu, mój Królu" nie było końca. "I ty to tak sam, tymi ręcami, bez niczyjej pomocy, te gałeczki, guziczki, pokrętełka poustawiać umiałeś, coby onych pacyjentów naszych wentylowała maszynka?" "Ja tak zawsze, to proste" - skromnie reagowałem na te objawy radości nursowatej.

Jednego im tylko nie powiedziałem. Jak to zrobiłem. Po co im to wiedzieć? Zwłaszcza, że to naprawdę proste. Ale, jak to mówią bracia zza Buga - mniej wiesz, lepiej śpisz. A anestezjolog powinien dbać o dobry sen, nieprawdaż?

____________________________
*) (ang.) Platforma Wiertnicza (taka na morzu)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

HA! Jesteś WIELKI :-))) Nic nie mów, ciszej będziesz, dalej pojedziesz :-)))
nika

Anonimowy pisze...

A ja biedna nie wiem, do którego ewentualnie pierdla paczki słać, gdyby któryś jednak się nie wybudził jak należy.

Kciuki trzymam, żeby tak dalej gładko i miętko szło.

Iwona K

Szaman Galicyjski pisze...

Dzięki za obietnicę paczek, Iwonko. Z tym, że bez paniki. Przez jakieś dwadzieścia lat w eRPe miałem "przyjemność" pracować na sprzęcie, który nie miał żadnego respiratora i trzeba było ręcznie wentylować pacjentów. Dla mnie to nie nowość. Zaczynałem na sprzęcie z 1938 roku, który miał dwa przepływomierze (O2 i N2O), jedną zastawkę i słoik na eter z takim po zbóju bawełnianym knotem. Potem z 10 lat na Mini-Maxach. A monitorowanie to była panna Małgosia, która mierzyła CTK rtęciowym aparatem i trzymała palce na tętnie. I to był zwykły, polski, powiatowy szpital.
Ej, wy, młodzi, z tą waszą elektroniką...

Kaczka pisze...

O, Boski! O, królu, nasz królu! Zeby tylko im do glowy nie przyszlo, ze ta rureczka zupelnie niepotrzebna i mozna budzet na rureczki przyciac :-)

Anonimowy pisze...

Ej, nam młodym przez tę elektronikę mózgi zanikają. Jako narządy, których się z rzadka używa.

Myślę, że tamtejsze nursy teraz szacun wypromieniowują na Twój widok.

Iwona K

Anonimowy pisze...

jest też wersja :mniej wiesz krocej zeznajesz :-)