środa, 2 marca 2011

Szaman Galicyjski i sprawa entuzjazmu

Entuzjazm w pracy jest może nie konieczny, ale pożądany. Z tym, że niekoniecznie.

Mamy nursę Entuzjastkę. Jest entuzjastycznie nastawiona do wszystkiego. Do pracy, do jedzenia (są dowody, nie powiem, że namacalne, bo mnie Najmilsza czemś przez łeb zdzieli, jak przeczyta), do futbolu nawet. Niestety ów entuzjazm przejawia się sub forma bałaganu. Kiedy przychodzi mi z nią pracować, nigdy nie wiem co mnie czeka, dlaczego, kiedy i w którym miejscu.

Kiedy na początku mojej tu pracy powiedziałem, że pielęgniarki powinny zakładać wkłucia dożylne, ona jedna nie dość, że nie protestowała, ale entuzjastycznie się zgodziła. Uczyła się pilnie. Niestety.
Dziś samodzielnie biega i próbuje kaniulować każdego, kto jej w łapki wpadnie. Skutek jest taki, że przyprowadza pacjenta na salę, oblepionego gazikami od palców po pachę i słodziutko patrząc mi w oczy mówi:
- Chyba będziesz musiał ty założyć to wkłucie, bo mnie się nie udało.
Tylko gdzie założyć? Na stopie?!
Odpuszcza tylko w razie, kiedy pacjent zasłabnie widząc jej poczynania. Wtedy próbuje "jeszcze raz tylko" i daje mnie spróbować.

Myślałem, że początkowy entuzjazm nieco osłabnie pod wpływem nieudanych posunięć. Skąd tam, jego pokłady są niewyczerpane. Mimo, że minęły dwa lata nadal każda żyła w zasięgu jej wzroku jest w niebezpieczeństwie.

Entuzjastycznie podejmuje się pomocy innym, nie bacząc na własne obowiązki.
Ma przygotować pięć kroplówek, bo na liście jest pięciu pacjentów. Lecimy kolejno, pierwszy, drugi, trzeci... gdzie czwarta kroplówka? Nie ma.
- Bo myślałam, że może nie przyjdą i pomagałam w przedoperacyjnej.

Na sali ma być rezerwa płynów. Chcę przełączyć kroplówkę - nie ma rezerwy.
- Bo taka byłam zabiegana...

Poszła po preparat, trzymany w specjalnej lodówce, który ma być podany w ściśle określonym momencie zabiegu. Kamień w wodę. Czeka operator, instrumentariuszka, ja, cały zespół.  Ktoś wreszcie po nią biegnie, jest, nie zginęła, przyniosła.
- Czemu tak długo?
- A, spotkałam instrumentariuszkę z ciężkim wózkiem, pomogłam jej rozładować narzędzia.

Wjeżdżając na salę ze śpiącą pacjentką zastawałem aparat do znieczulenia, który miała dziesięć minut temu włączyć i przetestować, mrugający wesoło lampkami, że test niedokończony i aparat działać nie będzie. Chcąc wydrukować zapis parametrów pacjenta nie raz drukowałem wstęgę szesnastu operacji zaćmy z poprzedniego dnia, bo nie skasowała pamięci.

I wiecie co? Nawet nie można na nią wrzasnąć. Pomijając fakt, że tu się nie wrzeszczy, to ona to mówi z takim rozbrajającym wyrazem twarzy, z taką pasją i entuzjazmem, że ręce opadają bezsilnie.

Jest natomiast niezrównaną instrumentariuszką w zabiegach ocznych. Kiedy staje do stołu nagle koncentruje się tak, że nawet myśli samodzielnie. W każdym razie okuliści nie mogą się jej nachwalić. Kontroluje pole operacyjne, stolik z narzędziami, ekran monitora, wyprzedza myśli chirirga, zawsze ma gotowe narzędzie, po które on chce właśnie sięgnąć.

I, jakem Szaman, nie wiem co sprawia tę przemianę.

5 komentarzy:

paniena pisze...

przykuc ja na krotkim lancuchu do okulisty-operatora i wszyscy beda zadowoleni?

Młoda Lekarka pisze...

Szamanie, a nie przyszło Ci do głowy, że to Ty tak na nią działasz ;)? Znane jest takie zjawisko, że ktoś bardzo chcąc się przypodobać osiąga efekt odwrotny :)

Anonimowy pisze...

Na sali operacyjnej brak jest elementow rozpraszajacych, wiec cala te rozhulana nadaktywnosc nagle ma sens. Bo przeciez ona nadal jest nadaktywna, tylko ze nie trafia na instrumentariuszki z ciezkim wozkiem.
Propozycja krotkiego lancucha ma bardzo duzo sensu, ale obawiam sie miejscowa inspekcja pracy moze miec jakies dziwne zastrzezenia.
Turzyca

Szaman Galicyjski pisze...

@paniena: jak poniżej, inspekcja pracy nie puści takiego rozwiązania, niestety

@ML: ja jeszcze mogę działać na kobiety, ale mi się już nie chce ;-)

@Turzyca: pewnie masz rację. Może dać jej długą nitkę do zwijania w kłębek?

zielonooka pisze...

jeden z młodych pielęgniarzy stojąc nad pacjentką zaintubowaną tuż przed moją zmianą , z błyskiem w oku, żarem i zaangażowaniem zapytał "pani doktór, a te tabletki na 10, to mam podać NORMALNIE, czy sondę założyć??" i tak mi się ten wpis Szamana przypomniał , i łza się w oku zakręciła, i pomyślałam że entuzjaści są pod każdą szerokością geograficzną a i każdej płci...Na tym samym dyżurze na jego sali zaginęła jedna z wymazówek, a pytane o nią pielęgniarki odmawiały odpowiedzi, co się z nią stało i odbiegały kurcgalopkiem krztusząc się ze śmiechu... Co on mógł z nią zrobić??!