wtorek, 22 marca 2011

Szaman Galicyjski i sprawa nałuki

Pisała o tym Młoda Lekarka, pisał Abnegat, że nauka (nałuka?) polska leży, a zawodowo my, medycy, mamy przes.. unięte równolegle względem środka ciężkości.

Ja tam się na nałuce nie znam. Raz w życiu dałem się namówić na pisanie doktoratu, ale skutecznie mi to rzeczywistość ze łba wybiła. Ja sobie wymyśliłem temat z zakresu "ekonomia w medycynie", czyli czy opłaca się stosować pewną, hmm... dziś bym napisał "procedurę", ale wtedy mówiło się "metodę" i w jakim stopniu pozwala ona obniżyć koszta leczenia*), co było dobrym przykładem "pracy dla przemysłu" bardziej niż dla nałuki, ale mój promotor za chińskiego boga nie chciał ustąpić i wymyślił mi temat, który wymagał zastosowania aparatury prawie kosmicznej i osiągalnej tylko na zamówienia rządowe. Zatem rozstaliśmy się, a ja, zniechęcony, doktoratu nigdy nie napisałem. Za to zrobiłem trzy specjalizacje. No i ch.. .

Z tego powodu do nałuki podejście mam praktyczne. Albo czytam o czymś, co mogę zastosować w codziennej pracy, albo w pole.

Mam jednak żal do naszych gron profesorów zwyczajnych, nadzwyczajnych i nienadzwyczajnych, do docentów zrehabilitowanych i innych prominentnych... echem.. członków akademii wszelakich. O to, że nie potrafią zebrać się do kupy, podać sobie łapki na zgodę i stworzyć Jedną Polską Naukę Medyczną. Jak to opisał Abnegat Ltd., ja też znam dwie klyniki oddalone od się może o dwieście metrów, przedzielone ulicą noszącą imię było nie było lekarza, a które dzieli niemal wszechświat. Co na jednej jest kanonem, na drugiej jest wyklęte.

Abnegat Ltd. pisze, że żaden z kanonów, żadna z wytycznych nie ma najmniejszego znaczenia, bo nie jest prawem. Ma rację.

Ale w Ukeju też schematy i algorytmy wydumane przez doktorów w Królewskich Towarzystwach Medycyny Wzajemnej nie są prawem, bo nawet Królewskie Towarzystwa nie mają mocy stanowienia prawa.

W czym zatem rzecz? Otóż schemat podany przez Królewskie Towarzystwo itd. obowiązuje każdego lekarza w Ukeju**). Z akcentem na każdego. Toteż kiedy biedny medicus stanie przed Wysoką Instalacją oskarżony o to, że zrobił pacjentowi kęsim i będzie się zasłaniał algorytmem Królewskiego Towarzystwa itd. to Wysoka Instalacja co zrobi? Ano, jak w Polszcze, powoła biegłego eksperta w dziedzinie, któren sprawę Instalacji wyłuszczy. A co powie ekspert? Powtórzy słowo w słowo algorytm podany do wierzenia przez Królewskie Towarzystwo itd. A jak niezadowolona strona powoła innego, to ten nowy... no, nie uwierzycie! - powie to samo.

I to jest tu piękne. Jedna Medycyna. Nie pomorska, małopolska, kresowa i jaka tam jeszcze się trafi. Jedna. I nie ma potrzeby stanowić specjalnego prawa. Wystarczy, że lekarze szanują się wzajemnie, mają zaufanie do Królewskich Towarzystw itd. i wydanych przez nie algorytmów, procedur i wytycznych.

A w Polszcze one profesory i docenty na wszystkich zajazdach i kongresach się poklepują po ramionach, dusery prawią, a za plecami kółka na czołach kręcą i wyzywają od półgłówków. A w sądach eksperci kłócą się, podają sprzeczne opinie, a każdy mądrzejszy od poprzedniego. "Ach, Wysoki Sądzie, poprzedni ekspert był, no, wiecie, z Miasta, a to wiele tłumaczy, oni tam nic a nic nie wiedzą..." A Sąd może dać wiarę (lub nie) wg uznania, jest przecież niezawisły. I doktory płacą, szpitale płacą, prawnicy zacierają łapki...

Ciekaw jestem, i może to zadanie dla naszego młodego narybku w osobie Adepta Sztuki, jak złapie chwilę czasu, aby sprawdzić ile algorytmów funkcjonujących w polskiej medycynie jest tak naprawdę polskich. Bo coś mi się wydaje, że bogdaj wszystkie są na chama zerżnięte z anglo-amerykańsko-niemieckich. I nie chodzi mi o to, że korzystamy z już istniejących. Po co wyważać otwarte drzwi. Ciekawość jednak, ile nałuka polska wniosła do medycyny codziennego użytku.


____________________________
*) dziś dopisałbym także: w jakim stopniu chroni przed różnymi paskudnymi HbC, CJD, HIV i tp.
**) możliwe są drobne odstępstwa, ale indywidualne i trzeba to wielce uzasadnić

4 komentarze:

Młoda Lekarka pisze...

Szamanie szkoda, że nie słyszysz braw, które rozległy się w mojej głowie po przeczytaniu tego posta.
Osobiście spore nadzieje wiązałąm z LEPem, bo jednak tam obowiązywała jedna słuszna odpowiedź, niezależnie od ukończonej uczelni. Na początku było słabo. Jak ja się do niego uczyłam, to na pytanie : co jest najczęstszą przyczyną choroby x u pacjentów w wieku y-x, w jednej książce (obowiązującej) można było znaleźć 3 różne odpowiedzi. Potem podobno ewoluowało w dobrą stronę. A teraz miłościwie nam panująca, postanowiła wyrzucić to do kosza.

Anonimowy pisze...

Noż ty karol, natychmiast trza założyć Polskie Towarzystwo i jednym głosem mówić! O!
nika

abnegat.ltd pisze...

Szaman, tys jednak jest idealista! Cos tak czulem...
:DDD

Ale co do jednego nie masz racji: u nas dwoch roznych ekspertow potrafi wyprodukowac trzy rozne stanowiska.

Joana pisze...

Ja tak od drugiej a może i nawet trzeciej strony... znaczy się... pacjenta. Jak myślę w Polsce nie tylko jest problemem trzymanie się tej czy innej procedury/szkoły, ale średnie trzymanie się czegokolwiek, a już w głębokim poważaniu posiadanie 'primum non nocere'. Z jednej strony wyłonienie czegoś w typie Królewskiego Towarzystwa działałoby na korzyść lekarzy - trochę przewrotnie działałaby tu zasada 'rączka rączkę myje' ;) - z trzeciej (pacjenta) strony leczony miałby świadomość, że stosowane są najlepsze uznane procedury. Problem jest tylko jeden: co w przypadku, gdy uznana procedura nie jest najlepsza?