niedziela, 20 lutego 2011

Szaman Galicyjski i sprawa ostatniego miasta

Każdy dobry furman nawraca dwa razy. Zatem i ja nawrócę do Toskanii. Ostatnim miastem, które chciałbym wspomnieć na blogu jest Siena.

Jak zwykle historia przeplata się tu z legendą. Wiadomo, że osadę założyli Etruskowie. Jak zwykle u nich był to dobrze broniony fort na szczycie wzgórza. Potem przyszli Rzymianie. Pierwsze wzmianki pisane pochodzą z 70 r.n.e. i dotyczą rzymskiego miasta Saena Julia, założonego w czasach cesarza Augusta. Niektórzy archeolodzy uważają, że w okresie upadku Cesarstwa Rzymskiego panowali tu Gallowie.

Pochodzenie nazwy miasta jest również nieznane. Być może pochodzi ona od etruskiego plemienia Saina, być może od rzymskiego Saenii, być może od galijskiego Saenones. A być może, że od legendarnego Seniusa, syna założyciela Rzymu Remusa, brata założyciela Rzymu.

Sienna nie miała dobrze za czasów rzymskich. Położona z dala od głównych szlaków handlowych żyła własnym, spokojnym życiem. To ubocze oszczędziło jej także chrześcijaństwa, które pojawiło się w Sienie dopiero w IV w.n.e.

Prosperitę przyniósł też najazd Longobardów w VIII w.n.e. Główne drogi handlowe poprowadzono przez Sienę, bowiem stare trakty zbyt były narażona na ataki Bizancjum. Kupcy i pielgrzymi wędrujący do i z Rzymu szerokim strumieniem przepływali przez Sienę, zostawiając tu sporo grosza.

W XIII wieku, wykorzystując spór terytorialny z Arezzo, bogata szlachta "przekonała" rządzącego miastem biskupa, aby oddał im władzę. W tym samym wieku powstała katedra, Piazza del Campo oraz Palazzo Publico. W 1179 Siena miała własną konstytucję.

Siena była poważnym przeciwnikiem dla rosnącej w siłę Florencji. Do decydującego starcia doszło 4 września 1260 roku. Wojska Sieny, wspierane przez oddziały sycylijskiego króla Manfreda czyli niemiecką najemną kawalerię, stanęły na przeciwko półtora raza większej armii florenckiej u stóp wzgórza Montaperti. Przez cały dzień wojska florenckie próbowały atakować broniących się sieneńczyków, ale bez skutku. Dopiero późnym popołudniem, po kolejnym odpartym ataku, armia Sieny ruszyła do kontrataku. Mimo znacznie mniejszej liczebności byli pewni zwycięstwa. I to nie dlatego, że dzień wcześniej, w wielkiej procesji z udziałem wszystkich mieszkańców miasta, dowodzący obroną miasta Buonaguida Lucari oddał miasto pod opiekę Marii Dziewicy*). I nie dlatego, że, jak powiadają, w czasie ataku spłynął z nieba jasny obłok, kryjąc przed oczyma florentyńczyków ruchy wojska sieneńskich. Po prostu mieli w armii florenckiej zdrajcę, niejakiego Bocca degli Abati, który w decydującym momencie zaatakował od tyłu chorążego niosącego sztandar i odciął mu rękę z tymże. W owym czasie armie nie nosiły mundurów, nie było też dobrej łączności, zatem wszyscy patrzyli na sztandar, jako na znak, że tam jest dowódca i to w stanie nienaruszonym. Kiedy sztandar zniknął wybuchła panika. Żołnierze florenccy rzucili się do ucieczki i przegrali bitwę. Zginęła ponad połowa florenckiej armii, co sprawiło, że na długi czas Florencja zaniechała ekspansji na południe.
Do dziś w czasie meczów piłkarskich pomiędzy drużynami z tych dwu miast można usłyszeć, jak sienieńscy kibice wrzeszczą Pamiętajcie o Montaperti!

Bocca degli Abati wg. Dantego trafił za swą zdradę do dziewiątego kręgu piekieł, podobnie jak dowodzący wojskiem w polu Farinata degli Uberti, z tym, że ten za herezję i skłonność do filozofii Epikura. A trwałą pamiątką jest także kościół San Giorgio postawiony przez niemiecką kawalerię króla Manfreda, których bitewnym zawołaniem było imię świętego.
To miasto w naszym prywatnym rankingu dużych miast toskańskich uzyskało maksymalną ocenę 5/5. Nie będę opisywał po raz nie wiem który, jakie to uczucie cofnąć się o kilkaset lat i spacerować po cienistych, wyłożonych kamiennym brukiem placach i ulicach. Męczące jest co prawda stałe włażenie pod górę i schodzenie na dół. To dlatego, że Siena leży na wzgórzach i na szczycie każdego jest coś wartego zobaczenie. I tu mała siurpryza - otóż ojce miasta, dla ułatwienia życia turystom (założę się, że chodziło o Amerykanów) wybudowali liczne ruchome schody, co znacznie ułatwia poruszanie się.

Na zakończenie parę zdjęć.


Rzut oka na miasto.


Kolejna mała, kamienista uliczka.


Małe placyki, małe kościółki...


Chciałbym mieć takie okno, no...


Jako, że Senius był założycielem miasta, wszędzie można spotkać ten rzymski symbol


Mały balkonik pod małą dzwonniczką... buuu.. ja taką chcę...


Jak powłazić na dziedzińce domów, to można znaleźć przepiękne detale



Piazza del Campo - to tu odbywają się słynne wyścigi konne.


Katedra


i jej detale


Tu stale jest po górkę


A za to kochamy Sienę - leżenie na piazza del Campo. (foto Tygrysek, żeby nie było na mnie).


Do tematu Toskanii wrócę jeszcze raz. Na razie. Miłej niedzieli.

PS. Nie piszę o wyścigach konnych Palio di Siena, bo to oklepane. Zresztą, nie widzieliśmy. nie ta pora roku.


_______________________
*) robiono to kilkakrotnie, ostatni raz w 1944 roku, aby osłonić miasto przed alianckimi bombami.

4 komentarze:

(KK) pisze...

Właśnie, właśnie, już nawet Bonda zdążyli tam wcisnąć!

Anonimowy pisze...

Ach, ach, muszę tam wrócić :-)))
nika

Szaman Galicyjski pisze...

Bonda wcisną wszędzie. Szkoda tylko, że generalnie to "wszędzie" ma się nijak do treści.

@nika: koniecznie, to jest tak urocze miasto, że już planujemy kolejną wizytę ;-)

abnegat.ltd pisze...

Animozja co przetrwala 7 wiekow :D Nie wrozy to najlepiej NI czy innym...