środa, 9 czerwca 2010

Szaman Galicyjski i sprawa wody

Życie Szamana twarde jest. Nie zdążyłem przeczytać ostrzeżeń o wodzie, kajaku, wannie i tp. przed wyjazdem, a po przyjeździe do Polski już wiedziałem sam. zamiast jedzenia, spotykania się, odwiedzania, jedzenia i temu podobnych miłych rzeczy, spędziłem tydzień na wybieraniu wody w domu i zabezpieczniu tegoż przed następnymi wylewami (czy też raczej wlewami). Spotkania, owszem, były, z fachowcami od odwodnień, kanalizacji burzowej, drenażu opaskowego i podobnych urządzeń technicznych. Oczywiście każdy z nich to co miał zrobić w czasie budowy zrobił świetnie, a nawet lepiej, a obecność wody w domu była wynikiem partactwa innych. Próba skonfrontowania ich ze sobą, czyli podstępnego umówienia się z nimi w jednym miejscu i czasie spaliła na panewce (przy takiej ilości wody wydawało się to niemożliwe!, ale Polak potrafi), bo jakimś szóstym zmysłem wyczuli podstęp. Każdy z osobna mógł więc śmiało oskarżać innych i zrzucać na nich winę. Ten temat jest jednak jeszcze zbyt bolesny, by o nim pisać.
Wybieranie wody szufelką do śmieci (jak wybierak w żeglarstwie - mój pomysł) odbywało się z prędkością 40 wiader na godzinę i czasmi udawało się zobaczyć dno, czyli podłogę w piwnicy.
W walce dzielnie towarzyszyli nam Tygrysek i Prezes (wielkie dzięki!), którzy rozpoczęli działalność jeszcze przed naszym przybyciem, a teraz pozostawieni sami z fachowcami walczą dalej.
A my zwiedzamy Midlands, czyli środkową Anglię. Szczegóły będą. Zdjęcia też.
Na razie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Oj tak. Wody dużo tj. dużo za dużo... Wory z piaskiem leżą wszędzie... Łoj szkoda gadać.

GoS