poniedziałek, 17 maja 2010

Szaman Galicyjski i sprawa podróży

Życie Szamana trudne jest. Weekend, zaproszeni przez AS Ptysia i Abnegata, spędziliśmy w S-o-T. Zdjęcia i relacja będą później, a niżej wyjaśni się dlaczego.
Dostać się na prawie-drugi-koniec Ukeja można na wiele sposobów. Żaden nie jest pozbawiony wad.
Własne auto. Można. Czasowo niezależni, kiedy chcemy jedziemy. Z tym, że trwa to dość długo, bo od nas (południowo-zachodnie rubieże wyspy) do Cywilizacji (czyli tam, gdzie mieszka Abi) jest daleko jak od Tater do Kołobrzegu.
Pociąg. Też można. Z tym, że choć sama podróż może i wygodna, ale czasu pożera więcej niż jazda samochodem. O ile w tamtą stronę da się to zrobic w 7 - 8 godzin (bo to sobota), o tyle powrót w niedzielę to 14 - 15 godzin, 4 przesiadki i około pięciu godzin oczekiwania w nocy na dworcach na następne połączenia.
Samolot. Zdecydowanie najszybszy. Z tym, że przy ostatnich obostrzeniach podróż wraz z otoczką trwa i tak 5 godzin. Jasnem jednak jest, że wybraliśmy samolot, starannie wysłuchawszy prognoz przesuwania się chmur popiołowych.
Prawie na miejsce zaleciał nas flybe z Exeter. Tylko godzina spóźnienia, bo nad Manchesterem mgła. Abi odebrał nas z lotniska i co było dalej - w kolejnej notce.
Przemiły czas zleciał tak szybko, że paru punktów programu nie zrealizowaliśmy, a trzeba było wracać. Ostatnie spojrzenie na stronkę flybe w necie - nasz lot leci rozkładowo. Na lotnisko zajechaliśmy w godzinę. Ostatnie buziaczki na parkingu, czarne Audi pomknęło z powrotem, a my weszlismy do hali odlotów. I tu bulba! Nasz lot odwołany. No jakże to tak, jak godzinę temu jeszcze był. Ano, tak. W punktach check-in nikogusieńko, co nawet logiczne, bo jak nie latają, to po co siedzieć. W punkcie linii lotniczych - nikogo, bo po co? Żadnych numerów telefonów, kontaktów, nic. Na szczęście udało mi się zoczyć jakąś panienkę w firmowym uniformie ukrywającą się przed pasażerami, zwłaszcza przed tymi z mordem w oczach, i przemykającą chyłkiem. Zrobiłem minę pasażera KLM, żeby ją zwabić, po czym okrążyłem, obezwładniłem i pytam: "co, robaczku, nie latamy?"
- Nie latamy.
- Kontaktujemy się?
- Kontaktujemy. - Wyjęła skrawek papieru z dwoma numerami telefonów. - Tu dzwoń. Na ten oficjalny nie, bo tam się nie dodzwonisz, tylu pasażerów przebukowuje bilety. Ale na ten drugi możesz próbować.
Próbowałem, aż mi się znudziło. Pewnie dała go wielu innym też. Pomyślałem nawet, że linie odrabiają straty, bo pomyślcie ilu klientów wisi na telefonie o numerze 08..., wysłuchując nagrania pt. Twój telefon jest dla nas ważny, a ty sam jesteś najważniejszy.
Refren brzmi: Z tym, że my mamy cię gdzieś...
Krótki sprawdzian pociągów. Są, i owszem. Pierwszy o 20:36. Dojeżdża na miejsce o 11:36, w poniedziałek. Po drodze trzeba spędzić ponad pięć godzin na zimnych, nocnych peronach stacji pośrednich, a te były by cztery. Następny jest o 21:45. Dojeżdża w samo południe, razem podróż trwa czternaście i pół godziny, ale czeka się tylko niecałe pięć godzin po drodze. Nieźle.
Szybka decyzja. Pożyczamy samochód. Decyzja dobra, ale niestety nie byliśmy pierwszymi, którzy na to wpadli. Herz - nie ma nic. Europcar - nie ma nic. Avis - są ostatnie. Jakaś pani o wyglądzie business woman bierze ostatniego Peugeota 207. Już-już tracę nadzieję, kiedy dopada do niej czarno odziana zażywna jegomość, ciągnąca za sobą dwie monstrualnej wielkości walizy,  z pytaniem dokąd też to ona jedzie. Do Torquay. Radosny uśmiech - my też! To może byśmy razem? Dzielimy koszta po połowie. Jak się jest business woman to się okazję umie wyczuć. Czemu nie? Ale "my"? Znaczy ile was? Was okazało się być czworo. Trójka dzieci w wieku wczesnoszkolnym i mamuśka. Plus dodatkowa monstrualna waliza. I Peugeot 207? Panienka z Avis przysłuchująca się rozmowie rzuca propozycję - ma jeszcze Peugeota 607. Wyjdzie drożej, ale jeśli koszta i tak są dzielone, na łebka wypadnie mniej niż za tę 207-emkę. Dyskusja chwilę trwa, 607 zostaje wypożyczony i w ten sposób ostatnia 207-emka trafia w moje ręce. Był mi ten wóz pisany - cały jest czarny, takie lubię najbardziej.
Jest 20:12 kiedy, po dywagacjach czy pożyczyć GPS'a na jedna noc za 40,- funtów czy też kupić wszechangielski atlas drogowy za 6,50 (wygrał atlas), ruszamy na południe. Najpierw A1(M) na wysokość Leeds, potem skręt w prawo, na zachód, aż za Manchester i tam ponowna zmiana kierunku. Tym razem na południe, M6, która łagodnie przechodzi w M5, kończącą się w Exeter, gdzie czeka pozostawiona na parkingu moja Toyota. Poza kilkudziesięciomilowym odcinkiem A1(M), który akurat jest w budowiem jedzie sie wysmienicie. O tej porze drogi pustawe, pogoda dobra, na głowami piekne, czyste(!) niebo usiane gwiazdami i wąskim rożkiem księżyca. Mamy do przejechania ponad 500 mil (780 km).
W czasie jazdy gadamy o znajomych i o naszej sytuacji w Ukeju. Załatwiamy telefoniczną rozmowę z koleżanką locumem*) w Szkocji i z Tygryskiem w Polsce.
Przychodzą mi do głowy dwie myśli:
- pierwsza, jak to dobrze zainwestować w krajowe linie lotnicze. Przy wyspie rozciągniętej południkowo jak Ukej latanie obniża koszta transportu, oszczędza czas i w ogóle jest super;
- druga, jak to dobrze zainwestować w sieć autostrad. Jechałem kiedyś z Krakowa do Kołobrzegu. Też coś około 750 km. Dojechałem w stanie kwalifikującym mnie natychmiast do łóżka i spać. Dochodziłem do siebie cały następny dzień. Tu zjechaliśmy z autostrady na może 10 mil, ostatnich mil do domu. Trzy-cztery pasma, oświetlenie, niezłe oznakowanie.
Dotarliśmy na miejsce o 5:20 tylko dlatego, że prawie godzinę zeszło nam na odbieraniu Toyoty z parkingu, który otwierają o 4:00 rano, a my byliśmy o 3:00. Nie liczę postoju na kawę, bo to nie jest strata czasu - zmęczenie zabija! Zrób sobie przerwę**). O ósmej zacząłem pracę, nieco tylko bardziej niż zwykle ziewając. I klnąć, bo akurat dziś spalił się ekspres do kawy na bloku operacyjnym!!!! Ale na pełną notkę o naszych przygodach na Północy przyjdzie wam poczekać. Mam dziesięć zabiegów, a potem idę spać.


_______________________________
*) zastępstwo na czas określony
**) Tiredeness kills! Take a break. - hasło ostrzegające kierowców, ustawione w Ukeju w wielu miejscach wzdłuż autostrad i tras szybkiego ruchu.

1 komentarz:

abnegat.ltd pisze...

Szaman - jak pomysle jak sie dzisiaj czułem - a nigdzie nie jechałem(!) - to mi się słabo robi ;D

Ale bym sie nie zamienił...