poniedziałek, 14 grudnia 2009

Szaman Galicyjski i sprawa napisów

Znalazłem jeszcze jeden szczegół, którym różnią się od siebie kultury znad Wisły i Tamizy. To wrażliwość na słowo pisane na różnych publicznych płaszczyznach pionowych. U nas pełno agresywnych WSTĘP WZBRONIONY, czasem POD KARĄ ADMINISTRACYJNĄ. Tu prawie tego nie uświadczysz. Przecież wystarczy napisać PRIVATE i wszyscy wiedzą, żeby tam nie wchodzić. No, bo jakże komuś w jego private tak bez zaproszenia?

W moim szpitaliku są trzy strefy. Pierwsza, dostępna przez automatycznie otwierające się drzwi, dla wszystkich. Dla pacjentów z ulicy i wchodzącego i wychodzącego personelu.

Druga, taka, do której mogą wejść tylko pracownicy, zabezpieczona jest elektronicznymi zamkami na magnesik. Czarne pudełeczko koło drzwi i jak się magnesik ma i przytknie, to piska i otwiera. A te zamki wyglądają tak:



Wreszcie jest trzecia, zabezpieczona szyfrowymi zamkami, prowadząca do pomieszczeń bloku operacyjnego i szatni. Tam mogą wejść tylko wysoko wtajemniczeni. A te zamki wyglądają tak:



Ale najlepsze jest, że pomiędzy strefą pierwszą i trzecią są drzwi bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Poza, oczywiście, napisem, że tu tylko staff, czyli personel, może wchodzić. A te drzwi wyglądają tak:



I wiecie, że to działa? Przez półtora roku mojej pracy tutaj nie znalazł się ani jeden niepowołany, który by tam wlazł, bo się zgubił, bo nie wiedział, bo szukał toalety albo wujka Staska, albo po prostu chciał zobaczyć co też tam takiego jest.

Czy one tu, pozbawione naturalnej, słowiańskiej ciekawości, dadzą radę przeżyć? Obawiam się...

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Hmm, ciekawe pytanie :-)
Chociaż ja jako pacjent w szpitalu się nie plączę, tylko siedzę tam, gdzie mnie posadzą :-)
A jak odwiedzam, to też nie łażę tam, gdzie nie trzeba :-)
nika

Anonimowy pisze...

w naturze nadwiślańskiej leży przekorność : co z tego wstęp wzbroniony? ale ciekawe co tam jest?! może nikt się nie kapnie, ze tak zaglądam!


M

Zadora pisze...

to nie ciekawość. Większość pałętających sią szuka miejsca na puszczenie dyma. I za cholerę nie kapują, że nie są to miejsca na takie sprawy.
Polska to kraj zakazów a nie dobrych obyczajów. Już o tym pisałem dawno temu. Na przykład na naszych stokach narciarskich wiszą same zakazy (że bez kolejki, slalomem itd.) I to nie działa. W Dolomitach zwracają uwagę na to samo tylko proszą. Prośba dla inteligentnych jest, widać my nie z tych.

abnegat.ltd pisze...

Oni sa lepiej zaimprehnowani (czym Jas za mlodu etc)- u nas ciekawosc prowadzi do piekla u nich zabija ;)

lavinka pisze...

U na jakby nie łazić,to można przez całą kurację dochtora nie zobaczyć(poza obchodem) a i pielęgniarki też ;)

Szaman Galicyjski pisze...

Świetnie opisał to Borhard w książce "Znaczy, Kapitan". Na któryms statku pasażersko-towarowym odgrodzili pajęczyną z lin część pokładu, żeby zrobić załadunek, i żeby im tam pasażerowie nie łazili, bo wiadomo, że żaden napis nie wystarczy. Po godzinie w pajęczynę zaplątała się jakaś staruszka i nie dała rady wyleźć. Kiedy ja odplątywali zapytali, czemu tu wlazła. Bo ciekawa. A jak myśli, po co te wszystkie sznurki? Szczerze odpowiedziała: "żeby było trudniej?" Mnie się to podoba.

Anonimowy pisze...

Przypomina mi się fragment 'Szwejka', i szwejkowa złota zasada 'Nie wolno, ale można.'

W ogólniaku (czyli sporo czasu temu) nie zaliczyłam jakiejś klasówki z tzw. przysposobienia obronnego, zdaje się jako jedyna. Jakaś teoria maskowo-gazowa, czy inne 'postępowania w przypadku wybuchu bomby jądrowej'.
Prof. C. podczas kartkówki sobie po coś wyszła, i podczas oddawania tychże kartkówek sobie o tym przypomniała 'To w te 3 minuty nic od klasy nie skorzystałaś? Teraz muszę Cię odpytywać...'. (Ściągactwo było i jest dla mnie autentycznym obrzydlistwem, nawet w przypadku bzdur typu 'postępowanie w przypadku wybuchu bomby atomowej'*)

* ta sama pani od PO mawiała po odpowiedziach 'wykutych z podręcznika': 'W przypadku wybuchu bomby atomowej, o ile harcerze nam nie otworzą swojej kanciapy, należy znaleźć najbliższy czarny worek opakować się w niego i poczołgać do najbliższej kostnicy, przypominam, Zakład Medycyny Sądowej znajduje się po drugiej stronie ulicy...'
(Harcerze mieli kanciapę w dawnym schronie atomowym w szkole, a sama szkołą znajdowała się po przeciwnej stronie ulicy niż kompleks Akademii Medycznej).

Groet,
Sarah

kiciaf pisze...

"Jeśli nie wolno a bardzo się chce, to można... "
Żeby, to takie proste było...

Anonimowy pisze...

W Polsce to nawet drzwi numer trzy nie daja na nic gwarancji, bo siedzaca w poblizu babcia po najdalej dziesiatym lekarzu zna kod do tych drzwi. I skorzysta z niego!

A moze u nas tez nalezaloby prosic? Ludzie proszeni zachowuja sie inaczej niz ludzie z zakazem.