niedziela, 6 grudnia 2009

Szaman Galicyjski i sprawa jednego biskupa

Ostatniej nocy chodził po niektórych domach*) pewien gość, aktualnie gruby i w czerwonym wdzianku. U was też był? A byliście grzeczni?

Gościu jest tak fajnym świętym, że nawet niewierzący w niego wierzą i nawet uczą w niego wierzyć swoje pociechy. Podobno był biskupem Myry (w zachodniej Anatolii, dziś Turcja). Bardzo mało wiemy o jego życiu. Chodzą słuchy, że na soborze nicejskim (325 ne) pobił się z Ariuszem, paskudnikiem wielkim, powątpiewającym w boskość Chrystusa. Chyba przylał mu niewąsko, bo arianizm przepadł na życzenie cesarza Konstantyna.

Powiadają także, że pomagał ludziom w potrzebie. Uratował statek płynący do Ziemi Świętej (za co został patronem podróżnych, choć powinien marynarzy i stoczniowców), a także przywrócił życie trzem młodzieńcom zabitym przez hotelarza, bo nie mieli czym zapłacić za nocleg (to może jednak ci podróżni to nie był taki zły pomysł, bo przecież nie mógł zostać patronem hotelarzy?). Został więc także patronem młodych chłopców i kancelistów parafialnych. Kiedy w Myrze panował głód wykombinował jakiś numer ze statkami z Aleksandrii, które płynęły ze zbożem do cesarza. Z każdego statku dostał po około 300 kg zboża, a mimo to kiedy w porcie docelowym zważono dostarczony ładunek waga się zgadzała. Hmm... chyba po tym został patronem złodziei? I piekarzy, czemu się dziwić nie należy. Największy rozgłos przyniosła mu jednak sprawa trzech dziewic. Otóż pewien mieszkaniec Patary (miasta, w którym się Mikołaj urodził) miał trzy córki. Zgodnie z założeniami wolnorynkowego liberalizmu, że biednemu trzeba dać przeszkolenie oraz wędkę, a nie rybę, ojciec wysłał owe panny na ulicę, aby tam zarobiły na swój posag. Biskup Mikołaj tak oburzył się tym postępkiem, że w trzy kolejne noce podrzucał do domu trzech panien woreczek ze złotem, aby uchronić je od założenia prorodzinnej agencji towarzyskiej. Jak to dobrze, że nie słyszał teorii św. Augustyna o pożytku, jaki płynie dla harmonii świata z istnienia niewiast upadłych. Został za to patronem dziewic pragnących wyjść za mąż.

Nie ma jednak pewności, że ten facet w ogóle istniał. Kościół Rzymsko-Katolicki wykreślił go ze spisu świętych w 1969 roku. Zrobił to jednak, jak wiele innych rzeczy, w sposób sobie właściwy: niby go wykreślił, ale w brewiarzu pozostawił adnotację 6 grudnia, że można się do niego modlić. Jest to tzw. " wspomnienie dowolne"**).

W Starej Europie św. Mikołaj był traktowany poważnie. Wyobrażano go w ikonografii tak:



Natomiast całe zło przyszło z ty cały hameryki. Ot, co.
Mikołaj dotarł tam z osadnikami holenderskimi jako Sint Nikolaas vel Sinter Klaas, co przerobiono natychmiast na Santa Claus. Odarto biedaka z biskupich szat i ktoś podprowadził mu pastorał. Ubrali go w kretyński czerwony strój lamowany białym futrem (na pewno sztuczne, robione przez głodujące chińskie dzieci) i w rękę wetknięto mu jakiś kijaszek. Czyli przerobiono biskupa na krasnala z chorobliwą otyłością. Nie bez powodu.
Otóż jak zawsze winien jest rozpasany hamerykanski kapitalizm. Pewna firma zastanawiała się długo jak zachęcić obywateli do picia napojów chłodzących zimą, kiedy ręce same wyciągaja się po grzaną whiskey lub poncz. I uprowadzili Mikołaja, a konkretnie zrobił to znany z nazwiska rysownik Haddon Sundblom (od razu widać, że Żyd!). Oparł swój wizerunek na wierszu Klemensa C. Moore'a (niby profesor teologii, ale też poeta, z pewnością Żyd) z 1822 roku, w którym Mikołaj to wesoły stary elf o wielkim brzuchu trzęsącym się jak galareta (rym "belly/jelly"), który jeździ sankami i przez komin wrzuca prezenty. Robi to nie szóstego grudnia tylko w wigilię. Przerobił go poza tym na barwy swojej firmy i debilowaty biskup-krasnolud do dziś pozuje ze zmrożoną butelką Coca-Coli. Dodano mu na otarcie łez sanki i renifery o głupkowatych imionach. Po paru latach musiał też opuścić przyjazną Laponię***), bo jak przeciętnemu Amerykaninowi wytłumaczyć gdzie to jest. Wywalono Mikołaja na biegun północny. To ostatnie zawdzięcza następnemu rysownikowi, Tomaszowi Nastowi (krypto-Żyd, to pewne). Ostatecznego poniżenia biskupa dokonała Armia Zbawienia, która ubranych w czerwono-białe stroje przebierańców wysyłała celem zbierania pieniędzy w okresie Bożego Narodzenia.

I teraz nasz święty biskup wygląda tak:



Dziwne, że nasz KRK nie upomniał się o swojego wysokiego funkcjonariusza. Pomyślcie tylko ile kasy mógłby na nim zarobić. I nawet lepiej, że się go wyparł w 1969. To było doprawdy przewidujące posunięcie. Taki, weźmy dla naprzykładu, Chopin. Żył, są dowody. I jak skończył? Na flaszce wódki. I co? Płaci ktoś dywidendy rodzinie? Lub choćby Towarzystwu Chopinowskiemu? Ni chu chu. A spróbujcie użyć takiego Supermana, dla drugiego naprzykładu. Zaraz się zlecą adwokaty i każą płacić. Z wymyślonymi tak można, z prawdziwymi nie. Ha, opatentować świętego. To jest myśl.

No, to jak? Był u was? A jak był to który - biskup czy krasnal?

Wpadnijcie jeszcze.

_______________________
*) w Rosji stwiedzono, że ten pan jest nielegalnym imigrantem, który próbuje zabrać pracę Dziadkowi Mrozowi
**) znaczy to mniej więcej tyle samo co "Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek".
***) a skąd się tam wziął?!

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Był, a jakże!
Zostawił prezencik w gustownej torebeczce :)
A Świętego M. widziałam kiedyś będąc pacholęciem. Zawitał do przedszkola dzieciom prezenty rozdawać. Ubrany był w zlocistą szatę, miał na glowie tiarę, a w ręku pastorał. Ale to było jeszcze Starej Europie.

A u Szamana był?

teta

Anonimowy pisze...

Nie wiem, który był, ale efekt pod poduszką jest:)

GoS

Szaman Galicyjski pisze...

@ teta: była Mikołajka i choć prezent należał do tych hmm.. ulotnych, to był super

@GoS: a nie był to kot...?

Anonimowy pisze...

Wczoraj wieczorem wczesnym uskutecznił włam do przedpokoju, a dokładniej do szafki na buty. Poza zamówionymi wcześniej całkiem-całkiem prezentami (cholera jasna, szybki jest, zamówienia późnym popołudniem, prezenty po dwóch godzinach), nadział buty dedykowanymi czekoladowymi literami. Za to nie miał czasu wysmarować nam po obrzydliwym, sarkastycznym poemaciku, może uznał, że my po tubylczemu niebardzo... Dwa lata temu dostałam jednak poemacik po angielsku, więc nie wiem, o co chodzi - może tamten Mikołaj-pomocnik dostał przydział na inną dzielnicę, alboco?
Od rana dnia poprzedniego po mieście za to pomykały 'Czarne Piotrusie' na skuterach z eleganckimi płóciennymi worami. Najwyraźniej przez stacjonowanie w Hiszpanii podłapały śródziemnomorskie nawyki ;).
(Bo tak naprawdę to Mikołaj i jego biały koń przypływają na statku z Hiszpanii, tak koło 20 listopada. Na statku jest cała załoga Czarnych i czarnych od brudu marynarzy, dla ułatwienia na wszystkich woła się 'Piotruś'. Zaciąg na ten osobliwy statek wcale nie jest dobrowolny, to najpaskudniejsze dzieciaki są co roku zabierane do załogi Mikołaja, i odrabiają swoje postępki. Od końca listopada trwa nabór Mikołajów-pomocników, bo sam Mikołaj przecież wszędzie być nie może! Za to pomocnicy - jak najbardziej. 5. grudnia Mikołaj jest u nas, a 6. nadzoruje zostawianie prezentów w Belgii.)

Groet,
Sarah

Anonimowy pisze...

No coś Ty?:) Mój bojowy pies, marki mix, by sobie na to nie pozwolił.

Była to sobie mała wprawdzie paczuszka, ale z całkiem ho, ho zawartością:D z napisem, że od Mikołaja, więc nie wietrzę podstępu.

GoS

abnegat.ltd pisze...

Piękna historia - tylko że to fikcja jest niestety. Bo prawdziwy Mikołaj to stwór groźny i niebezpieczny...

;)

Szaman Galicyjski pisze...

Masz na myśli te fińskie filmiki, Abi?

abnegat.ltd pisze...

Dokladnie :)
troche stare, ale poki co nic ladniejszego nie znalazlem

u mnie Mikolaj byl, zdewastowal karte i polazl

jeszcze tylko Swieta

8)

magbod pisze...

mikolaj byl wczoraj, glownie przywlokl ze soba swiety spokoj, niezwykle mile widziany. i to byl ten pan z mitra i pastoralem.

a w wigilie zawsze wpadaly anioly i zostawialy prezenty pod choinka, po kolacji wigilijnej,a przed pasterka.