Rozmawia dwóch znajomych:
- Pamiętasz, jak byliście u nas na imieninach, to zginęło 1000 złotych, co leżały na telewizorze.
- Ależ stary, niemożliwe, przecież wiesz, że to nie my...nigdy...
- Wiem, one się już znalazły. Ale niesmak pozostał.
Dziś miał być spokój. Od piątku z niejakim niedowierzaniem przyglądałem się rozpisowi zabiegów na ten tydzień. Niedowierzanie wynikało z faktu, iż w środku tygodnia, a dokładnie we wtorek i środę, nie miałem nic na liście.
Ginekolega pojechał do Lądynu, bardzo dumny i blady, bo zaproszono go do panelu komisji egzaminującej kandydatów do Królewskiego Towarzystwa Położonych i Ginekolegów. Nie jestem pewien, czy powiedział o tym sprzątaczkom, które przychodzą po ukończeniu przez nas pracy, ale pozostali wiedzieli o tym z całą pewnością. I to po wiele razy. "Ach, w przyszłym tygodniu mnie nie będzie, jadę do Lądynu. Nic takiego, wiesz, tylko będę w komisji Towarzystwa. No, tak, z całej Anglii te kandydaty będą, wiesz..." Za którymś razem miałem mu już powiedzieć, że nie ma takiego miasta Lądyn, ale by nie załapał. Dość, że pojechał. Widać, kulejorze też nie wiedzieli.
Kolorektala natomiast poniosło do Walii, coby się naumiał jak naprawiać przepukliny przez dziurkę od klucza, czyli tymi patykami. Jakowaś metoda ganz-nówka, że ino pod skórę się te patyki wsadza.
Żeby oni mogli pojechać, ale strat nijakich żeby ośrodek nie poniósł, ich listy poniedziałkowe dostał jednorazowo zębociąg. Całe rano czadziłem mu i okadzałem do rwania, piłowania, rozcinania, borowania i szycia. Skończyliśmy przed lunchem, zgodnie z planem. Pisałem już, ale miłe rzeczy powtórzyć warto, że chłopina jest wporzo, jak mówi to mówi, a jak robi to robi. Zwinąłem cały majdan, zakręciłem wszystkie kurki, zaczopiłem wszystkie rurki, wychodzę. We drzwiach spotyka mnie moja ODP i pyta jakie kroplówki przygotować na po-lunchu i kiedy chcę zacząć. Patrzę na nią jak na zjawisko i pytam niby co zacząć? No, popołudniową sesję. Mamy jeszcze sześć paszcz do ubezzębnienia. Noż, Jezoosku tłuściutki! Idę do komputera, włączam swój grafik, a tam pusto. Pokazuję kobiecie, że ja nic nie wiem o niczym, mówię, że jak się wpatrzy, to wyczyta z tych pustych miejsc, że tera się Szaman raczy herbatką, a nie czadzi kogoś komuś. Na co przebiegła kobieta pokazuje mi inną listę, już bez mojego nazwiska i tam jak wół stoi, że jednak są pacyjęty czekające na czadzenie. A żeby cię chudy Mojżesz! Lunch przebiegł szybciej niż to miałem zaplanowane. Rozłożyłem od nowa całą aparaturę duszącą i do roboty. Znowu poszło gładko.
Ale niesmak pozostał.
Jak miał dwie listy w poniedziałek, to pewnie, myślę, we środę mu zabrali. I faktycznie, nic na liście. Hura.
Rano piję z Najmilszą kawusię śniadaniową i omawiamy plan na dzień, a tu dzwoni komóreczka.
- Cóż jest? - pytam.
- Jesteś już w drodze? Bo my tu na ciebie czekamy.
Już miałem jak Shrek odpowiedzieć "no to sobie poczekacie", ale myślę, cóż ta, co dzwoni winna. Wyraziłem zdziwienie, że czekają, przyznałem, że mi miło, że czekają, ale niby z jakiej racji czekają?
- Bo masz listę. Siedem dusz.
Dopiłem kawę, wsiadłem w moją torpedę i pojechałem. Faktycznie, siedem dusz czeka. To znaczy detalicznie czeka sześć, bo zębociąg z nudów namówił pierwszą, że on to tak rach-ciach w miejscóweczce, że ani się nie zorientuje. Szefowa bloku coś zaczęła mówić, że się spóźniłem, ale tylko jej pokazałem pustą listę pod moim nazwiskiem i rzuciłem, co by zrobiła, gdybym ten telefon odebrał jadąc pociągiem do Plymouth na świąteczne zakupy. Zamyśliła się i obiecała, że coś z tym zrobi. Lista poszła szybko, zębociąg wielce był uradowany, że jednak mnie miał do pomocy, bo faktycznie takie dwa przypadki trafił, że świąt wesołych.
Ale niesmak pozostał.
Polazłem po wszystkim do panienki odpowiedzialnej za układanie list i przypisywanie ich doktorom. Próbowałem jakoś ją przekonać, że źle zrobiła, ale czółko myślą żadną niezmącone, oczka puste jak u zombie, "to mogłeś popatrzeć na listę bloku operacyjnego, tam było". Tłumaczę jak chłopu na miedzy, że ja sprawdzam tylko listy opatrzone moim nazwiskiem, a nie wszystkie możliwe. "Ale mogłeś sprawdzić inne też." Nawiązanie logicznego kontaktu spełzło na niczym.
No i niesmak pozostał.
Zna ktoś sposoby rozmawiania z Barbie?
14 komentarzy:
Zna ktoś sposoby rozmawiania z Barbie?
Ja znam, ale moja żona też czyta ten blog... ;-)
Znam inne określenie na brak refleksji widoczny na licu:
"Głęboka tęsknota za rozumem" :)
A Barbie wymienić na istotę rozumną. Kurs wizażu (jeśli potrzeba) i będzie cacy ;)
teta
Abi twierdzi, że najbardziej skuteczny jest drewniany trep. Bardziej finezyjne sposoby są, jak widać nieefektywne, ale warto próbować;)
GoS
z funkcjonalną blondynką to łopatologicznie;) albo trepem w modo Abnegat albo napisz skargę ( tym waszym zwyczajem ), jak pielęgniarka może na doktora to i doktor na sekretarkę medyczną czy jak ją tam zwą...
flamenco, dawaj dawaj;) nie krępuj się;)
M ( w kolorze bląd;)
Barbie nie służy do rozmawiania tylko do...No dorosły chłopa nie wie.
Pozdrawiam
Joanna
Chyba masz rację, Joanno, bo odkąd wyszła za mąż jakieś pół roku temu to bardzo się jej barbiatość pogłębiła.
Co do trepa - zaraz bym został się za offender, harrasser i bógwico. Abnegat też tylko straszy tym trepem. Myślałem nawet, czy nie napisać, że ona tak w stosunku do doktora z Centralnej Europy, czyli rasistka, ale dłuższe spojrzenie w te tęskniące za rozumem oczęta ujawniło, że ona chyba nie wie co to jest Europa ("to gdzieś po drugiej stronie kanału, tak?").
Do Barbie trzeba mówić głośno, cierpliwie i drukowanymi literami ze świadomością, że generalnie bez magnezu ani rusz.(Człowiekowi się wydaje, że mówi sam do siebie.)
Chociaż mój frends uważa, że Barbie najpierw maczugą w głowę, potem (o ile nie dostała za lekko) klepki na chwilę zaskoczą i może dotrze.
Pozdrawiam
- e.
Ja bym napisała skargę na ciuciurupę. A jakby się nikt tym nie przejął, to nie odbierałabym telefonu, tylko faktycznie siedziała w pociągu do Lądka :-D Wtedy pewnie wszyscy zaskoczą, heheh. nika
A ta barbi jest cała barbiowa, czy po pół roku małżeństwa już tylko barbiowa została umysłowość a fizyczność...jest brytyjsko-opływowa? Bo jeśli to drugie, to barbiowość umysłowa, dla równowagi może się nawet potęgować a to już się robi groźne dla otoczenia. :)
Sposób rozmawiania z barbie... Co prawda analogie są ryzykowne, ale jak by to sprowadzić do, zapewne bliskiego takowej, tematu pudru, który np. wywołuje pryszcze, ale informacja o tym znajduje się na dnie pudełka (oczywiście w środku) a nie na ulotce czy wierzchu opakowania, to może by zrozumiała. W końcu można wydłubać cały puder, żeby sprawdzić, czy na końcu nie ma notatki o działaniac niepożądanych, prawda?
Szatox
Chociaż chyba mam lepszą analogię, do pudelka: Czy nowych plotek o swojej ulibionej aktorce będziesz szukać pomiędzy plotkami dotyczącymi króla popu?
No patrz- jednak myśl moja światła znajduje zrozumienie w narodzie ;DDD
Cholera jasna - stałem się Ośrodkiem Opiniotwórczym
Yesssssssss!
A co mi tam, jeszcze linka podrzucę:
http://static3.demotywatory.pl/uploads/1260477474_by_Nefretete88_500.jpg
Szatox
@emili: maczuga czy trep, i tak bym beknął za fizyczną napaść.
@greg: cały czas taka była, teraz tylko jest bardziej dumna i blada. Co wstępuje w kobiety, że po zamążpójściu nagle robią się takie dostojne? Choć w tym przypadku nie mądrzejsze.
@Szatox: na pudrach to z kolei ja się nie znam. Nie chcę wchodzić na terra incognita z 'blądynką'. wiesz, jak to jest: nie kłóć się z głupim, bo cię sprowadzi do swojego poziomu i wykończy doświadczeniem. Demotywator - cacuszko!
@Abi: a co myślałeś? Tyle odsłon bloga codziennie, zagrożenie użyciem trepa w co drugim poście z Ukeja... Może szkołę założysz? Kurs wszechstronnego użycia trepa bojowego? Ja mam tu prawdziwe, z Polski przywiezione, drewniaki operacyjne. Mogę udostępnić.
Prześlij komentarz