poniedziałek, 1 lutego 2016

Szaman Galicyjski i sprawa nowego po raz drugi

    Pisałem ostatnio o demokracji, że nie może ona funkcjonować prawidłowo. Demokracja rozumiana jako system oparty na woli większości obywateli we współczesnym świecie nie ma racji bytu.

    Spójrzmy na ostatnie wybory, o czym już wspomniałem w poprzednim wpisie. Znany wszystkim Antoni Macierewicz na ten nieskomplikowany przykład. Głosowało na niego 33 960 osób. Na 37 milionów obywateli (dokładnie 37 424 459). To daje 0.09%. Fajna większość.

    Dobra, powie ktoś, ale na niego głosowali ludzie tylko w obwodzie piotrkowskim, a nie w całej Polsce. Zgoda, przeliczmy - w swoim obwodzie otrzymał 11.3% głosów. Też nie jest to imponujący wynik.
A z tego samego obwodu weszli do Sejmu i inni posłowie, np. Dariusz Kubiak z 8004 głosami. I ma taki sam głos jak rekordzistka tych wyborów Ewa Kopacz, na którą zagłosowało 230 894 obywateli. I poseł z najmniejszą ilością głosów - Zbigniew Grylas - tylko 1011.

    O jakiej więc "reprezentacji" można mówić i o jakiej "woli większości"? Utopia.

    Rządzą nami partie. Do Sejmu nie dostał się żaden kandydat niezrzeszony, do Senatu weszła czwórka i to tacy, którzy już wcześniej tam byli. Reszta musi być posłuszna partyjnej dyscyplinie, zatem tak na prawdę potrzebna jest wyłącznie w roli posłusznie podniesionych łapek i naciśniętych guziczków. Czytałem wiele artykułów poświęconych zeszłorocznym wyborom i, wierzcie mi, nie znalazłem w żadnej wypowiedzi szefa którejkolwiek partii, który powiedziałby, że oto cieszy się z wyboru posła X, bo to mądry i rozsądny człowiek, i z wyboru pani Y, bo to doskonały fachowiec w np. negocjacjach lub makroekonomii. Natomiast wszyscy piali nad tym jakąż to ilość posłów mają na sali i co z tą ilością można przegłosować i z kim trzeba się połączyć, żeby przepchnąć tę czy inną ustawę.

    Tłumacząc na polski: ja tu rządzę, reszta to mięso armatnie, nic innego.

    W mediach coraz więcej pojawia się artykułów o tym, jak diaboliczną rolę pełniła przez ostatnie osiem lat Platforma, równolegle do informacji w telewizjach, jak diabelski plan przygotowuje PiS. PO zawłaszczała co się da w białych rękawiczkach i skutecznie kryła swoje działania przed opozycyjna prasą. Teraz PiS jak słoń w składzie porcelany chce się nachapać, byle więcej. Budzi może trochę więcej oporów, bo łapie się nawet za to, co do niego należeć nie powinno i to w sposób, który nazwałbym bezczelnym, z miną "no i co mi, q..a, zrobicie?".

    Dla naprzykładu tylko jedno zdarzenie - wejście do Centrum Eksperckiego NATO. Wyglądało to jak jakiś nocny napad. Przecież jak ktoś ma stosowne papiery, to może przyjść normalnie, za dnia, wylegitymować się, dokumenty przedstawić i po sprawie. Czemu robią taką szopkę? Obawiali się, że płk. Dusza będzie się ostrzeliwał zza biurka?! Albo wysadzi się jak Wołodyjowski?
Pozwolę sobie powtórzyć - ten system, demokracja w wydaniu europejskim, nie da się utrzymać. Albo sam zgnije, albo go ktoś rozwali. I to nie od środka, obawiam się.

Ten system musi upaść, mówię wam.

———————
Odpowiadając Kretce na komentarz (dziękuję!) - nie namawiam do rewolucji, bo to nic nie da. Czemu tak uważam? W następnym wpisie.

5 komentarzy:

Kaczka pisze...

Widze oczyma duszy pulkownika Dusze ostrzeliwujacego sie zza biurka! Made my day! :-)))

Anonimowy pisze...

Tia. Przemyślenia lekarza o polityce są tyle samo warte co przemyślenia polityka o medycynie. Zwłaszcza gdy obaj posługują się wiedzą pozyskaną od dziennikarzy "zaprzyjaźnionych" z pieniędzmi lobbystów.
Przykładem ów "najazd na NATO". Cyrk w dzień byłby kilkakrotnie większy, bo Dusza zdążyłby wezwać "zaprzyjaźnionych" i pod budynkiem stałyby wozy transmisyjne wszystkich stacji telewizyjnych, transmitujące na cały świat, jak to "polski rząd atakuje NATO". Nie zdziwiłbym się też jakby Dusza wzorując się na prokuratorze wojskowym strzelił sobie w policzek etc. W końcu jak się ma "zaprzyjaźnione media" to cyrki robi się bezkarnie.
A co do "partiokracji", to alternatywą jest tylko biurokracja. Polecam serial "Yes Minister".

ali

Szaman Galicyjski pisze...

@Kaczka - my pleasure

@Ali - cyrk był, jak widać, i tak. Ja nie oceniam kto ma, a kto nie ma racji, nie moja to rzecz. Ja wypowiadam się na temat tego co widzę i pozwalam sobie na subiektywną ocenę właśnie tego. Korzystam też z mediów "obu stron", co jest dobrodziejstwem internetu. Podobnie z partiokracją. Ja piszę, co o tym zjawisku myślę i dlaczego tak myślę, bez ocen. No, poza tym, że demokracji nie da się utrzymać.
A "Yes, Minister" oglądałem parę razy, łącznie z 2 i 3 serią, bardzo dobry.

Anonimowy pisze...

Kiedy lekarz czyści w zaciszu swojego gabinetu wrzód, a pacjent się drze, wzywa pomocy, kopie w ścianę etc to czy sensownym komentarzem siedzących pod gabinetem jest że lekarz robi cyrk i że nie powinien zamykać gabinetu tylko pracować przy otwartych drzwiach ? Przecież "mówią co widzą" i słyszą.
Nazwanie czegoś "cyrkiem" nie jest oceną ? W jakim języku ?
W krajach w których się wrzodów nie czyści tylko zakleja plasterkiem (czyli np w tym kraju o którego władzy opowiada "Yes, Minister" istotnie cyrków jest mniej. Ale za to jak już wyjdą spod plasterka to wyglądają jak sprawa gwałtów na nieletnich w Rotherham. Co do rodzaju przestępstwa niemal identycznie jak u nas w Gdyni, ale skala o dwa rzędy wieksza.

ali

Szaman Galicyjski pisze...

@Ali - napisałem, że "nie oceniam kto ma, a kto nie ma racji", a nie, że nie oceniam zdarzeń i zachowań jako takich. To po pierwsze.
Po drugie "cyrk w dzień byłby kilkakrotnie większy" to Twoje słowa i Twoja ocena. W jakim języku? ;-)
Zaś co do różnych afer w różnych krajach, to, jakkolwiek akurat sprawą Rotherham nie ma się co chwalić, ale jednak rozwiązano ten problem dużo szybciej niż niektóre "afery" w eRPe, czyż nie? A przy okazji ile prominentnych osób ustąpiło ze stanowisk, a nie czekało, aż ktoś ich wyrzuci za niedopełnienie obowiązków.
BTW Nie chodź do lekarzy, którzy pozwalają pacjentom drzeć się, wzywać pomocy i kopać w ścianę. Nie wygląd mi to na dobrego fachowca.