poniedziałek, 7 września 2015

Szaman Galicyjski i sprawa pochodzenia

Dawno mnie nie było, ale okres kanikuł to albo ja jestem gdzieś daleko, albo inni, a ja haruję od świtu do zmierzchu.
A w weekendy chodzimy.
Doszliśmy do wniosku, znaczy Najmilsza i ja, że trzeba się wziąć za siebie, bo starość już puka do drzwi. Niekoniecznie naszych, ale w ogóle.
Abi z ASP biegają, ale to młodziaki są i im stawów kolanowych nie żal. Nam żal, zatem wybraliśmy chodzenie, bo jak się dobrze pochodzi, to się jest zdrowszym.
Czego można zazdrościć tutejszym to przygotowanie "terenu" pod chodzenie. Niemalże w każdym większym sklepie można kupić za grosze książki o chodzeniu po okolicy. I to są trasy od 2.5 do 16-18 km. Wszystkie opisane, oznakowane. Po prostu chodzić, nie umierać.
Zatem chodzimy, jak na tutejsze warunki "średnio" czyli około 10-12 kilometrów w każdą sobotę lub niedzielę, od pogody zależne.
Na ten nieskomplikowany przykład dzisiaj - 13 kilometrów i takie, jak poniżej, widoczki. Bardziej jesienne niż letnie, ale nie wybrzydzam.


Takich tu sporo, bo nikt nie zbiera z lęku o zdrowie. My znaleźliśmy sześć, wszystkie tuż przy drodze, prawie ręką sięgnąć.


No, przecież z Anglii piszę, wrzosy muszą być.


Tych też niemało, uszczupliliśmy więc nieco zasoby...

Przy wiadukcie kolejowym siedział na murku mąż niejaki i wpatrywał się w tory jak w toster. Zatrzymaliśmy się, żeby uzupełnić wodę, zapytałem więc czego wypatruje. Raz na cztery tygodnie tą trasą przejeżdża pociąg, ale nie zwyczajny, tylko parowy, z Bristolu do Plymouth. I on czeka, żeby mu cyknąć fotkę. I on wie, gdzie i kiedy te pociągi jeżdżą i tak się na nie zasadza w różnych miejscach. Bo tych pociągów jeździ sporo. Lokomotywa będzie z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Dwa tygodnie temu miała być taka z lat trzydziestych, ale się zepsuła i czekał dwie godziny, aż przyjechał pociąg ciągniony przez jakąś współczesną. 


Zasadziliśmy się i my. Takie cudeńko jechało.
Fajne jest takie hobby, tylko jakby niekompatybilne z pogodą tutejszą zazwyczaj.

To tyle nadziś.


4 komentarze:

Moja Ameryka czyli dwa lata wakacji. pisze...

Podoba mi sie, ze starosc puka...do drzwi roznych :):)
Milego chodzenia. A z kijkami?
Nie mowie, ze o lasce, nie mylic pojec prosze :)

Szaman Galicyjski pisze...

Nie, bez kijków. Jakoś nie możemy się przekonać, że to w jakiś istotny sposób zmieni chodzenie.

Hermi pisze...

Aj, dla takich znalezisk to rzeczywiście warto ruszyć tyły.
Siostra kupiła mi kijki, kiedy się na bieganiu wy... Nadal leżą w szafie. To dla koła gospodyń miejskich jest. Ja się przerzucilam na tabatę. Nie polecam ;)

thalie pisze...

A wiedźma tylko brzuchem tańcuje. Hm. Na kolana też średnio dobre ;)
Ale widoczki (szczególnie ten z lokomotywą!) śliczne.