sobota, 15 lutego 2014

Szaman Galicyjski i sprawa czternastego

Nie lubię czternastego lutego. I już. Tak jak Dnia Kobiet. Albo Dziecka. Jakoś umyka mi idea.
Dzień Zakochanych? To znaczy generalnie że co? Dziś się kochamy, serduszka, różowo, law mnię tender. A jutro dostaniesz z liścia, bo zupa była za słona?
I ten patron. Z zawodu lekarz, z powołania duchowny. Uwięziony i ścięty. Patron chorych na epilepsję i choroby umysłowe. Trafny wybór.
W dzień po tym, jak Waterloo ABBY zajęło 1 miejsce w konkursie Eurowizji wziąłem Najmilszą za rękę i poszliśmy na spacer przez życie*). Trwa on do dziś i choć lata przypruszyły śniegiem nasze głowy, nadal kiedy idziemy razem, trzymamy się za ręce. Dzień zakochanych mamy codziennie. Bo na tym to polega. A nie na jednorazowym, raz do roku, zakupie kwiatka i czekoladki drugiej świeżości.
Podobnie jest z dniem kobiet czy dziecka. Kobietą jest się zawsze, no, prawie zawsze. Teraz to człowiek się gubi. A dziecko to dziecko. Tygrysek ma ...ści parę i nadal jest moim dzieckiem.
Mogę zrozumieć Dzień Strażaka. Albo Leśnika i Drzewiarza. Skoro każdy z nas w Polsce obchodzi imieniny, tradycyjnie związane ze wspomnieniem świętego w krk, to można i korporacyjnie**) też.


________
*) choć wtedy jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka.
**) wiem, że antropomorfizacja korporacji w kontekście imieninowym jest trochę naciągana, ale skoro św. Barbara opiekuje się górnikami, to jakiś precedens był?

Brak komentarzy: