poniedziałek, 24 września 2012

Szaman Galicyjski i sen Heroda

Autostrada numer 2, z Tel Avivu-Jaffy do Hajfy biegnie wzdłuż Morza Śródziemnego. Powinno być ślicznie, piękne widoki, zielono-niebieskie morze, błękitne niebo. Guzik. Z poziomu drogi, nawet patrząc z okien autobusu, nie widać nic. A już z pewnością morza. Półpustynna ziemia, czasem jakieś większe obszary uprawne. Po prawej, czyli w głębi lądu, upraw więcej. Głównie plantacje bananów i daktyli. Gospodarstwa duże, ciągnące się czasem przez dwa-trzy kilometry wzdłuż drogi. Od czasu do czasu sztuczne zbiorniki wodne gromadzące wodę do nawadniania pól.

Zjeżdżamy z autostrady ku brzegowi morza. To tu stało kiedyś miasto-port, wielki sen Heroda Wielkiego. Fajny facet, dziecko swojej epoki. Intrygant, knowacz, wielokrotny morderca (dziś powiedzielibyśmy, że podżegał, własnoręcznie przecież nie zabijał), kupił w Rzymie koronę Judei i rządził tam ok. 35 lat, rozbudował Świątynię Salomona i m.in. wybudował miasto-port nazwane lizusowsko Caesarea, żeby się przypodobać Imperatorowi. Przez 10 lat darł koty i kochał się ze swoją drugą żoną, Mariamne, z którą miał czworo dzieci i którą w końcu zabił, a potem bardzo żałował. W Talmudzie jest legenda, wg której Herod zabalsamował ciało żony w miodzie i trzymał przez siedem lat. Nie pytajcie czemu siedem, nie wiem. Ale do dziś istnieje talmudyczne określenie takich zwichrowanych poczynań "czyn Heroda". Jedna z wież pałacu Heroda w Jerozolimie nosiła też imię Mariamne. Przez stulecia (tysiąclecia?) oskarżany był też o wymordowanie niewiniątek w Betlejem. Do jego charakteru może to by pasowało, ale jakoś nie ma o tym wzmianki w żadnej historii (nie mam tu na myśli historyjek opowiadanych sobie pokątnie, żeby przestraszyć maluczkich i dzieci), są natomiast duże fragmenty o innych jego zbrodniach dotyczących pojedynczych ludzi. Zatem jak mogła by umknąć współczesnym dość wszakże duża akcja zgładzenia kilkudziesięciorga dzieci? Poza tym ma alibi. Zmarł w Jerycho w 4 r. pne., a więc na parę lat przed inkryminowany, zdarzeniem.

Dajmy pokój rozważaniom o rodzinnych perypetiach Heroda. Było, minęło. Z rozbudowanej przezeń Świątyni w Jerozolimie też nic nie zostało. Tylko niektórzy piszą o niej "Świątynia Heroda", większość pozostaje przy Drugiej Świątyni.

Coś jednak po Herodzie zostało. Cesarea Maritima, Cezarea Nadmorska. Zamarzyło się bowiem Herodowi  wystawić wielki (jak na owe czasy) port. I wybudował Cezareę. Port ogromny, mogący pomieścić nawet 400 statków, Sebastos - z greckiego Augustus (lizus). Amfiteatr nad morzem. Hippodrom. Pałac, w którym mieszkał on, a potem Poncjusz Piłat, prokurator Judei. A nad tym wszystkim górowała świątynia ku czci Cezara Augusta (mówiłem, lizus). Ciekawostką budowy falochronów było zastosowanie sprowadzonego z Italii pyłu wulkanicznego pozzolana, który z wodą tworzy nierozpuszczalny, twardy cement (w obecności wodorotlenku wapnia, dla dociekliwych). Budowano wielki drewniane skrzynie o podwójnych ścianach, wypływano je na morze i wypełniano owym pyłem. Skrzynie tonęły, pył twardniał i gotowe. Z tym, że wybudowanie w tych czasach ponad 800 metrów falochronu na otwartym morzu to jednak coś, nie?
Miał jednak Herod pecha albo złych geologów. Postawił port na uskoku biegnącym wzdłuż wybrzeża i już w I i II wieku n.e. trzęsienia ziemi zniszczyły miasto i port. Potem przyszli barbarzyńcy z Bizancjum, świątynię augusta zburzyli i postawili swój ośmiokątny kościół. Potem w 638 r.n.e. przyszli Muzułmanie, miast zdobyli nie bez pomocy zdrajcy, który przeprowadził ich kanałami do miasta. Po kościele nie zostało wiele, powstał meczet. Do czasu, aż przyszli krzyżowcy, miasto zdobyli, stracili, znowu zdobyli i znowu stracili. Tym razem na rzecz Mameluków. Ci zaś miasto zrównali z ziemią, co było ich obyczajem w stosunku do nadmorskich twierdz krzyżowców. Port zapadł się w morze po kolejnym trzęsieniu ziemi. I był spokój.

Dziś jest to turystyczna atrakcja. Na marginesie: ciekawostką izraelska jest, że oni "odbudowują" zabytki. W wielu miejscach do znalezionych ruin dodają fragmenty tak, że są one bardziej okazałe. Wrócę do tego tematu jeszcze raz, później.

Teraz Caesarea Maritima.
A Cesarea Maritima wygląda tak: (ze zewnątrz)


Ciekawostka dla zainteresowanych - widoczna tu fosa jest fosą suchą. W kraju takim jak ten, trudno było by utrzymać wodę we fosie.

A tak wygląda w środku:


Resztki portu.



Poniżej hippodrom, a właściwue to, co zeń zostało. Te kamienne budowle na pierwszym planie to pit-stopy dla rydwanów.


A teraz uwaga! Po raz pierwszy w internecie! Ci, o słabszych nerwach, proszę zakryć oczy. Oto Wasz Nieustraszony Szaman Na Drucianym Rydwanie! /foto Najmilsza/


Można otworzyć oczy. Coś, co bardzo mi się podobało i chciałbym takie cuś mieć, tyle, że klimat u nasz w Kornwalii na takie swywole nie pozwala. To co widzicie, to fragment pałacu Heroda Wielkiego (i Poncjusza Piłata) - basen z morską wodą. Z widokiem na morze, oczywiście. Wszystko było przykryte daszkiem, mile ocieniającym kąpiących się, a kolumnada od morza stwarzała niesamowity widok. Teraz tutejsi łowią z brzegu ryby. ale jak można łowić ryby w cudzej łazience?! Paweł i Gaweł?



I jeszcze słynny kamień z imieniem Piłata na dowód, że tu mieszkał. Jedne ze źródeł mówią, że to było oznaczenie jego miejsca w hipodromie lub amfiteatrze, ale jakoś mi się nie wydaje, żeby rzymski prokurator Judei musiał znaczyć swoje miejsce. W każdym razie imię jest, wyryte i choć to tylko kopia (oryginał w muzeum w Jerozolimie) i każden go fotografuje.


O, tu, w drugiej linijce od góry. PILATVS.

cdn.

2 komentarze:

Lila pisze...

Przecież już było Twoje zdjęcie. Przy basenie, tylko mniej ubrany byłeś... Tak, chodzi mi o to gołe :-)

BTW, będę za miesiąc lecieć w podobne okolice, do Abu Dhabi, ale tam tylko przesiadka i lecę dalej. Twoje opowiadanie o śmieciach, z trzech postów wstecz - nieco mnie zmartwiło. Głupio w śmietniku latać.

Szaman Galicyjski pisze...

Ale tamto, to był Szaman Luuuz /wcześniej było podobne w Kornwalii, dla porównania/. Pierwszy raz Szaman w akcji na niewidocznym rydwanie!

Jak wszyscy siedzą na miejscach, to tak bardzo nie rzuca się w oczy. Zobaczysz przy wychodzeniu.