Coś tam powiedziałem w domu na ten temat, a tu Najmilsza uśmiechła*) się tajemniczo, powędrowała do swojego komputera i przyniosła mię gazetę. Papierzaną. Zrobiłbym skan, ale za duża, wielkości, no, Wyborczej. I tam, na pierwszej stronie wywalony artykuł o... dentystce z Polski, co narobiła wiochy. I pełnoekranowe zdjęcie.
Nasamprzód nie przerwała czynności medycznych, kiedy jej pacjentka zemdlała z bólu. Tu nawet ją rozumiem, jak nietomna, to nie boli, rwać i borować ile wlezie. Ale niesmak pozostał.
Potem inna jej pacjentka połknęła cuś, co nie jest wyraźnie określone, poza stwierdzeniem, że to była część instrumentu, co to go owa dentystka używała. Widocznie część małą była, ruchomą i tanią, to co pacjentkę straszyć, a strata niewielka, więc doktórka nic nie powiedziała. A powinna.
Znowuż następnie przyszedł pacjent, co miał padaczkę i jej na fotelu dostał drgawek. Doktórka, pewnie zorientowawszy się, że borować w ruchomym celu trudno będzie, zwłaszcza, że zęby zaciskał złośliwie, sobie poszła, zleciwszy pomocy stomatologicznej, zajęcie się pacjentem. Co ta uczyniła wraz z miejscowym manago i cudownie uleczyła chorego dając mu
I jeszcze przyszła matka z 13 letnią dziewczynką, a pani stomatolog wyharatała dziecku zęba, choć matka nie wyraziła zgody na ten czyn brutalny. Ale, co tam nieuczona matka wie, nie?
Prawie-że na końcu przyszedł ten, co to miał drgawki i znowu na fotelu dostał, ale progresja była, bo dostał dwa razy. I znowu stomatolożka wyszła, a kłopot zwaliła na personel pomocniczy, któren to doświadczenie niejakie przecież już miał, a pani doktór nadal żadnego.
General Dental Council, czyli tutejsza Izba Lekarska dla Dentystów, na razie zawiesiła panią w czynnościach zawodowych i sprawę bada. A pani doktór nadal pracuje, ino jako pielęgniarka stomatologiczna (znaczy się, po polsku - pomoc, bo przecież dyplomu pielęgniarki nie ma). A lud okoliczny prasie się skarży, że ona pracuje pod nadzorem pana stomatologa z Niemiec, co też jakieś wyroki za professional misconducts (czyli brzydkie zachowanie zawodowe) ma i strach się bać, bo ze strachu zęby ich jeszcze bardziej bolą.
W naszej prasie napisano by Elżbieta Z-S., tu podano wszystkie nazwiska, adresy i tepe. Ja się od podania nazwiska powstrzymam, ale kto ciekawy może znaleźć szczegóły tu i tu. English is essential.
Może więc nie tylko brytyjskie stomatolożki czytają inne książki?
Tu przypomniała mi się moja własna sprawa, którą dla naprzykładu przytoczę. Otóż w pierwszym miesiącu pracy w tutejszym szpitalu też miałem pacjentkę, która w dzieciństwie cierpiała na padaczkę, ale od siedmiu lat była bezobjawowa i nawet leków nie zażywała. A po krótkim zabiegu dostała regularnego napadu drgawek, a potem drugiego i trzeciego. Zająłem się stabilizacją czego tam trzeba w takich wypadkach, a kiedy już w miarę było dobrze zadecydowałem, że poobserwujemy chorą w naszym centrum i będzie dobrze. Ale mój clinical lead czyli pielęgniarka przełożona (?), prywatnie panikara do kwadratu, zadzwoniła do Królewskiego Szpitala i ambulance kobitkę ciupasem odwiozło 50 km. na tutejszy SOR. Po 4 godzinach obserwacji, w wykonaniu Pakistańczyka dwa lata po dyplomie, wysłali ją do domu. Zrobił się z tego clinical incident i mnie też zarzucono, że nie zadzwoniłem po karetkę osobiście i chciałem obserwować chorą u nas. Na swoją obronę powiedziałem, że nie wiedziałem gdzie dzwonić, bo w czasie wprowadzenia nikt mi tego nie powiedział. Pół godziny trwało ich bicie się w piersi, że narazili mnie na stres niewiedzy, a następnego dnia dostałem trzystronicową instrukcję z numerami telefonów, faksów i emilii. Takie tu są obyczaje.
________________________________________
*) uśmiechła, bo to był mały uśmieszek, jakby był duży, to by się uśmiechnęła
1 komentarz:
na szczęście ja mam loga nie lożkę :)
Prześlij komentarz