niedziela, 22 maja 2011

Szaman Galicyjski i sprawa języka klasowego

Wspomniałem, że mamy trochę nowych doktorów. I zdarzyło się, że jeden z nich, nie-brytyjczyk, na sali operacyjnej opowiedział dowcip. Pozwolę sobie go tu przytoczyć.

Wszyscy znamy Króliczka Duracell. W dziesiątkach reklamowych spotów w TV, po włożeniu bateryjki Duracell, mógł on biegać, wiosłować, wspinać się i robić mnóstwo rzeczy dłużej i szybciej niż wszystkie inne króliczki wyposażone w baterie innych producentów. Kiedy one padały wyczerpane, on mógł to go, to go, to go! Obecnie z przykrością musimy poinformować Was, że Króliczek Duracell zmarł.

To tytułem wstępu. Ten dowcip zasadza się na wielorakim znaczeniu słów. Otóż w oryginalnym haśle Króliczek Duracell mógł to go, to go, to go! Co może znaczyć iść, ale też w ogóle robić to co akurat robił.
Cd dowcipu:

Ktoś przez pomyłkę włożył mu bateryjkę "do góry nogami" (czyli zamienił bieguny) i biedny Króliczek zaczął to come, to come, to come! , i umarł z wyczerpania. 'To come' w angielskim jest odwrotnością 'to go' i oznacza przychodzić, ale może też znaczyć mieć orgazm, co z biedą można przybliżyć po polsku jako dochodzić, żeby pozostać w kręgu 'chodzenia'.

Dowcip taki sobie, mnie ucieszył, bo go zrozumiałem*).

Co mnie zdziwiło, to fakt uznania go za offensive przez pielęgniarki. Opowiedzenie na głos, publicznie, w obecności czterech osób (trzy kobiety plus mężczyźniany anestezjolog) i śpiącego głęboko pacjenta, dowcipu o takim podtekście jest STRASZNE!

I naszła mnię taka oto refleksja:

Pamiętam z czasów, kiedy pracowałem w NI, że mój szef, najbardziej luzacki lekarz w Ukeju, jakiego dane mi było spotkać, kiedy miał powiedzieć jakieś "brzydkie" słowo (np. ulubione w eRPe shit) zawsze sciszał głos, mówił prawie szeptem i zasłaniał usta, rozglądając się, czy aby kto nie słyszy. Nie przypominam sobie ani jednego wypadku, żeby powiedział cokolwiek, co mogłoby być podciągnięte pod przeklinanie, przy pielęgniarkach, nie mówiąc już o kobietach-lekarzach ukejskich. Nigdy nie wyraził złego zdania o żadnym innym lekarzu, a szczytem jego niezadowolenia było "on jest, no wiesz, dziwny**)". Jeśli zdarzyło się mu powiedzieć "sam wiesz, jaki on jest" było to odpowiednikiem wypowiedzi Capo di tutti capi, że gościa należy się pozbyć.
Błądząc w pamięci nie znajduję takiej sceny, bym słyszał przekleństwa, nawet z pozoru najniewinniejsze, w pracy. Kiedyś mojej ODP wyrwało się jakieś shit i kiedy zorientowała się, że to usłyszałem, chyba z pięć minut mnie przepraszała i pytała, czym aby zdolny do dalszej pracy po tym szoku.
Raz jedna z pacjentek w czasie wybudzania nieco się pobudziła (zawsze twierdzę, że chirurdzy nie potrafią dawać porządnej sedacji) i rzuciła słowo f***ing cośtam. Wierzcie mi, że do końca jej pobytu lepiej by dla niej było gdyby nawaliła wieką kupę na środku wybudzeniówki, niż wyraziła się w ten sposób. Pielęgniarki traktowały ją dokładnie jak właśnie wielką, śmierdzącą kupę. Ale żadna z nich nie powiedziała ani jednego złego słowa, bez względu na to, co sobie myślały - profesjonalizm w każdym calu.

Myślę sobie czasem o tym wspominając to, co prezentują polscy lekarze lub OMC lekarze. W pracy, w domu, na ulicy. I na blogach, a kilka lekarsko-studenckich czytam. Kiedy przypominam sobie jakie słowa latały po polskich salach operacyjnych w obecności kobiet, co mówiło się w dyżurkach, jakie określenia padały pod adresem pacjentów i kolegów, to mi wstyd. Bo ja przecież też tam byłem.
Tak umiera i odchodzi w przeszłość to coś, co kiedyś określało się mianem "klasa". Bo dla mnie klasą pozostanie ordynator ginekologii, który patrząc, jak stażystka nieporadnie próbuje wkłuć się do żyły i podać lek, spokojnie powiedział: "Koleżanko, toż wcześniej nastąpi partus niż infuzja".

Znajdę pewnie w komentarzach, że cosi fan tutte, trzeba iść z postępem, także językowym, lekarze to teraz normalna grupa zawodowa, żadna tam elita i tp. Że sam jestem nie-wolny od tych przywar i czasem na moim blogu pojawiają się słowa niewystępujące we wszystkich słownikach.  A przecież mi żal...
Czy naprawdę nasza droga wiedzie pod budkę z piwem?

_____________________________
*) ci, którzy uczą się języka obcego rozumieją o co chodzi, kiedy śmieją się z dowcipu opartego na wieloznaczności słowa.
**) przy czym używał słowa strange, a nie np. weird

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"Koleżanko, toż wcześniej nastąpi partus niż infuzja"
mój idol :-)))
nika

Anonimowy pisze...

A co do lekarskich blogów, to chyba wiem, który masz na myśli, zaczyna się od j...
Faktycznie, jakiś straszny frustrat go pisze.
nika

Adept Sztuki pisze...

Chciałem napisać coś mądrego, może na obronę i na pewno nie cosi fan tutte, ale tak się zamyśliłem... Nie da się :| Aż się zastanawiam ilu było moich nauczycieli, którzy zachowywali się jak chamy... No i przede wszystkim czy mi się zdarzyło. Wiem, że czasem jestem nieprzyjemny dla pacjentów, ale nie klnę przy nich.

Choć z drugiej strony - te przegięcie w drugą stronę w UKeju jest... przegięte. Shit to chyba nie jest aż takie wielkie przekleństwo. Jak wspomnę Niemców i ich wszechobecne Scheisse...

Anonimowy pisze...

To nie chodzi o shit czy co innego. Chodzi o to, że jest się w pracy, a w pracy obowiązuje profesjonalizm, a to wyklucza prezentowanie swojego chamstwa. A taka tresura, jak w UK dobrze chamowi zrobi, wykształci coś w rodzaju odruchu Pawłowa, że nie będzie na dzień dobry kurwamaciami mantrował (wzięte z klasyka Abiego)
@ Adepcie, student może być nieprzyjemny wobec pacjentów? o_O
nika

Adept Sztuki pisze...

Nika - czasami tracę cierpliwość, gdy zadawszy konkretne pytanie po raz wtóry, słyszę w odpowiedzi przydługą historię typu "bo to wszystko się zaczęło od mojej babci w siedemdziesiątym czwartym...". Wtedy już nie wytrzymuję i mówię, że pytanie jest konkretne, więc fajnie by było, gdyby odpowiedź też była taka. Może nie używam ostrych słów, ale przesłanie i ton raczej trafiają do odbiorcy...

Anonimowy pisze...

@Adept: ja osobiście wstydzilbym się przyznać przed samym sobą, a co dopiero pisać na forum publicznym, że bywam nieprzyjemny dla pacjentów - nieprzyjemnym to można bywać po 25latach praktyki, dwóch rozwodach i porażce w życiu rodzinnym, chociaż to i tak słaba wymówka, a skoro człowiek, który jeszcze nie wszedł do zawodu i nie poznał obciążenia prawdziwą odpowiedzialnością i stresem, jaki ona ze sobą niesie "bywa nieprzyjemny", to wypadałoby się zastanowić, czy ma konstrukcję psychiczną odpowiednią do pracy z ludźmi.

Adept Sztuki pisze...

Cóż - każdy raz na jakiś czas traci cierpliwość. Hipokryzją byłoby pisanie, że jest inaczej.
Nikt się nie rodzi z umiejętnością pracy z ludźmi. Ja ciągle się tego uczę i pewnie nigdy nie przestanę.
Mam się wstydzić, że nie jestem ideałem? o_O

Tak swoją drogą to jestem ciekaw jak Ty zbierasz wywiad z pacjentami, którzy wykazują tendencję do ustawicznego zbaczania z tematu.
W pewnym momencie trzeba przystopować chorego, ponieważ na rozmowę oraz badanie nie ma się dwóch godzin, tylko kilka-kilkanaście minut. (Przynajmniej tak to wyglądało u mnie na zajęciach oraz w szpitalu w mojej rodzinnej miejscowości, gdzie miałem praktyki wakacyjne przez cztery sezony z rzędu.)

Ja nie mam 25-letniego doświadczenia w kontaktach z pacjentami. Nie mam jakiejś uniwersalnej metody na rozmowę z perorującymi ludźmi. Czasem muszę zwrócić uwagę, że odchodzą od tematu. Po drugiej czy trzeciej takiej uwadze, zwykle staram się być bardziej stanowczy co - jak zwrócili mi uwagę koledzy - niektórzy pacjenci mogą uważać za nieprzyjemne.

Nie ma w tym celowego chamstwa z mojej strony.
Nie napisałem, że bywam nieprzyjemny, bo tak lubię. To nie jest zamierzone tylko przypadkowe.
Jeśli jednak wolisz - posypię głowę popiołem.

@ Nika - tak sobie myślę, że autor tego bloga na "j" to może lepiej, że wyładowuje frustracje w internecie, niż w pracy ;)

Szaman Galicyjski pisze...

@nika: o Twoim idolu postaram się jeszcze napisać w takim razie.

@Adept: można być stanowczym i kulturalnym jednocześnie, jedno nie wyklucza drugiego. Mnie chodzi generalnie o poziom kultury języka w środowisku lekarskim, który jest coraz to gorszy z roku na rok. Może teraz to bardziej widzę, przez roczne przerwy w odbiorze i kontrast ze standardami ukejskimi.
Nie trzeba mieć 25 lat doświadczenia w zawodzie, żeby być miłym, uśmiechniętym (nawet nieco sztucznie) i taktownym. To coś, co wynosi się z domu. I powiem Ci, tak na marginesie, że wiele kobiet uważa to za bardzo sexy.

Adept Sztuki pisze...

Kurcze mam wrażenie, że muszę się bronić za coś, czego nie zrobiłem ;/

Nie napisałem, że jestem niekulturalny. Z resztą - nie mi oceniać.

Ostatni komentarz, że zabrzmiałem nieprzyjemnie był po tym jak powiedziałem do pacjentki: "...Rozumiem, ale odchodzimy nieco od tematu. Czy mogłaby pani powiedzieć czy..." Po prostu straciłem cierpliwość. Nie wykrzyczałem tego. Nie wysyczałem tego. Po prostu powiedziałem.

To nie jest - w mojej ocenie - kwestia [mojego] słownictwa, czy nawet tonu, ale tego jak niektóre osoby do tego podchodzą.

Uwierz mi - staram się uśmiechać. Z resztą tak jest łatwiej "wydobyć" niektóre informacje.

Anonimowy pisze...

Ano, pacjenci są różni. A facet z bloga na j..., no cóż, niech się chłopina w necie wyżyje ;-)
nika

Anonimowy pisze...

Może pozostawmy ocenę podejścia Adepta Sztuki do pacjentów jego nauczycielom, a powróćmy nieco do tematu poruszonego przez Szamana. Zdecydowanie zgadzam się, że można i trzeba być profesjonalnym, kulturalnym w stosunku do współpracowników, klientów i nam Polakom dużo w tej materii brakuje. Szaman poruszył język niektórych lekarzy i pielęgniarek ale jest to problem nasz, polski: od rozmowy znajomych po programy telewizyjne.
Ja jednak chciałbym obronić "prawo" do przeklinania od czasu do czasu. Dla mnie przekleństwo czasami działa jak wentyl bezpieczeństwa. W tej chwili to najczęściej jak mnie coś mocno podirytuje to wychodzę gdzieś w ustronne miejsce i .... jak Smok Wawelski ogniem, tak jak słowami... Wracam zdećko uspokojony. Jak jest zgrana ekipa to i wśród tej ekipy pojawi się to słowo - z tym, ze jest to raczej jak wisienka na torcie a nie jak przecinek. I nie traktuje tego jako cofnięcie się do poziomu budki z piwem, tylko jako wentyl bezpieczeństwa czy odrobina chili do potrawy. Natomiast taka straszna poprawność UK-ejska jest nienaturalna. W końcu ludźmi jesteśmy i nic co ludzkie nie jest nam obce. :) Ale to u nich zdarzają się ludzie, którzy w pewnym momencie eksplodują, swą frustracje rozładowują bardzo gwałtownie - lądują później na kozetce u psychologa, ale swoje powiedzieli. A opierając sie i na własnych pewnych doświadczeniach i na obserwacjach Abnegata coś mi się zdaje, ze Anglicy może i nie klną, ale swoim kwiecistym językiem i wyszukaną składnią potrafią wyszydzić i upokorzyć danego człowieka w sposób trudny do obrony dla osoby, dla której język angielski nie jest językiem ojczystym. A to jest według mnie gorsze niż mruknięcie pod nosem k..mać w chwili stresu.
Piwosz.

Anonimowy pisze...

@ Szaman, dzięki :-) Chętnie poczytam o idolu :-)))
nika

agulha pisze...

Cała Polska bluzga, aż uszy więdną. Wykształcenie nie ma tu nic do rzeczy - ani kierunek, ani poziom tego wykształcenia. Nawet zauważam, że u mnie w fabryce monter rozmawiając ze mną bardziej się pilnuje, niż moi rozmaici koledzy z biura. Był taki kierownik produkcji, co zabronił kląć publicznie. Ale go zwolnili - i sprawa wróciła do tzw. głębokiej normy.

Szaman Galicyjski pisze...

@Adept: chyba zboczyliśmy trochę z tematu. Nie wiem jak pracujesz, więc nie oceniam tu konkretnie Twojego sposobu prowadzenia rozmowy. Twierdzę jednynie, że kultura języka niektórych naszych lekarzy jest na poziomie budki z piwem i to tej gorszej.

@Piwosz: oczywiście, że jest to wentyl bezpieczeństwa, ale, na wszystkich bogów podziemia, powinien działać tak, jak ten wentyl, a nie cały czas! A grzeczność Ukejczyków nie jest sztuczna. Po prostu w tym stadzie takie są obyczaje. Tu ludzie mówią sobie po imieniu, ale znają miejsce w szeregu i nie traktują tego jak my bruderszaftu. Tu ludzie nie rzucają mięsem, żeby powiedzieć komuś, co o nim myślą, co czasem prowadzi do ukejsko-eRPeckich pomyłek. Dla Polaków czasem jest nieczytelny taki sposób zachowania i odnoszą mylne wrażenie. Zaś nie znając języka trudno się bronić przed kimkolwiek. Z tym, że kwiecistym językiem i wyszukaną składnią można obrobić komuś część zadnią w każdym języku, po polsku też.