Miało być o jedzeniu i będzie.
Muszę się przyznać, że jedzenie jest czymś, co lubię. Zawsze będąc w obcym kraju przechodzę na ichniejszą kuchnię. Ludzie, którzy od stuleci żyją na jakimś terenie, na pewno wiedzą, co dobrego można znaleźć wokoło. Zatem będąc w Toskanii zdałem się na tamtejszą kuchnię.
Nawet gotując samodzielnie w domu przygotowywaliśmy posiłki zgodnie z recepturą podaną przez miejscowych.
Nie mówiąc o knajpkach, gdzie zamawialiśmy toskańskie przysmaki.
I tak, w domu robiliśmy pizze, detalicznie dwie. I detalicznie to Prezes z Tygryskiem wyżywali się we włoskim placuszku z resztkami. Nie, żebym się czepiał, ale każdy naród ma swój sposób zagospodarowania nadmiaru żywności. U nas, w Polszcze, rolę tę pełnił bigos, tradycyjnie noworoczny, w którym znalazły miejsce ostatecznego spoczynku wszystkie mięsa niedojedzone w Święta. Francuzi mają swoje zapiekanki, a Włosi pizzę. Oczywiście, w miarę postępu i bogacenia się społeczeństw "utylizacja resztek" stała się potrawą samą w sobie.
Jako rzecz dobrą i słuszną uznaliśmy wszyscy użycie mozzarelli jako sera podstawowego dla tego typu wypieków, tarty ser innych, twardych gatunków modo Parmezan, pozostawiając na posypywanie makaronów i kluseczek. A te jadaliśmy, również głównie produkcji Tygryskowo-Prezesowej, z sosami rozmaitymi. A to serowo-brokułowym, a to z tuńczykiem, oliwkami i cebulką, a to z kulkami mięsnymi i sosem pomidorowym z bazylią.
Swoje miejsce znalazły także zupy, te może mniej włoskie, ale z pewnością śródziemnomorskie. Zupa z chorizo (fajna, ostra, paprykowa kiełbasa) czy groszkowo-pestowa z grzankami świetnie smakują pod pergolą nad basenem.
Postaram się w miarę możliwości poumieszczać co ciekawsze przepisy, w konwencji step-by-step, czyli krok po kroku.
W knajpkach natomiast wyszukiwaliśmy potrawy lokalne, których nazwy zostały spisane na długo przed wyjazdem. I tak w Cortonie poszliśmy do Nessun Dorma*) zamówiliśmy triangoli, małe trójkątne (cóż za niespodzianka przy takiej nazwie!) pierożki ze szpinakiem i pomidorami w sosie z orzeszków pini, oraz mezzelune - półksiężycowate ravioli nadziewane serem i migdałami w sosie z lekkim curry (tu zwątpiłem w 100% włoskość potrawy, ale cóż, i tak były pyszne) i gnocci toscana czyli gnocci w sosie przypominającym bolognese.
Mała dygresja: będąc na kursie atestacyjnym do dwójki, spędziłem dwa tygodnie w Poznaniu. Tamże, w okolicach rynku, był bar, w którym podawano pyzy, najlepsze jakie jadłem, puchate olbrzymki, dwie na porcję, w sosie bolognese. Byłem tam codziennie i do dziś wspominam.
Wracając do Toskanii - gnocci w Cortonie były w dobrym, pomidorowo-bazyliowym sosie mięsnym, ale o klasę niżej niż poznańskie.
Będąc w domu próbuję zlokalizować smakowo owo curry od pierożków. Jak dotąd nie znalazłem, ale badania trwają.
W Arezzo na głównym placu siedzieliśmy w knajpce przy kawie i ciastku (jednym, bo kawał był ogromny a zawartość cukru przekraczała 50%). Podobnie było w Sienie, z tym, że tam była pizza.
I powiem wam, że to właśnie jest we włoskim jedzeniu najlepsze. Siedzieć na zupełnym luzie przy stoliku knajpianym, w zacienionej części placu toskańskiego miasta, patrzeć na leniwie przewalający się tłumek, sączyć espresso, rozkoszować się chianti classico, śmiać się we włoskim mieście z dowcipów opowiadanych po angielsku przez kelnera Chińczyka, czekać aż poda ravioli w atmosferze curry i mieć wszystko powyżej drugiego fałdu Kohlrauscha**).
I takich posiłków i atmosfery wam życzę. Dołączając parę fotek. Na zachętę.
______________________
*) Niech nikt nie śpi - pierwsze słowa słynnej arii Kalafa z niedokończonej opery Pucciniego Turandot. Śpiewana na ostatnim publicznym występie Luciano Pavarottiego podczas otwarcia igrzysk olimpijskich w Turynie w 2006 r.
**) google wie. Otto Ludwig, nie Fryderyk Wilhelm.
7 komentarzy:
No i mi się koment sknocił nieco - za niewypał ślicznie przepraszamy ;)
Pyzy wymieniam na kluski śląskie w jednym z poznańskich barów przy Starym Rynku i też będzie niezapomniany smak przepyszny... Uaktualnienie takie ;)
Pozdrawiam ciepło,
zazdroszcząc włoskich specjałów, czekając na przepisy jakoweś, bo mi ostatnio cebulowa wyszła palce lizać :)
O Jesu, Jesu, Szaman, achhh, Florencja, Arezzo, Toskania vel Etruria, kawusia, pergola, zielone pagórki itd. ale mi smaku narobiłeś i wspomnienia obudziłeś! Aj! :-)))
nika
Aha, a propos Nessun dorma. Aria jest napisana dla tenore spinto. Ale Pavarotti (tenore lirico) ładnie ją interpretował. W 2006 był już ciężko chory i nie zaśpiewał tego dobrze.
A tu Franco Corelli:
http://www.youtube.com/watch?v=MZsGl4aDAlA
Na jutubie też jest Nessun dorma Pavarottiego w formie :-)
nika
@Malutka: przepisy będą, jest już nawet materiał zdjęciowy. W moim szamańskim życiu zdarzyło mi się jadać śluski kląskie, bo robione daleko poza tym regionem i przez ludzi nie stamtąd. Stąd o takich prawdziwych, rodowitych, pojęcia nie mam. A słyszałem, że dobre.
@nika: jak talenta w niebie rozdawali to do kolejki po słuch się spóźniłem i takich natenprzykład tenorów nie rozróżniam, a soprano to dla mnie mafijna rodzina w USA ;-)
Prostak i tyle. A jak tam jest pięknie, to tylko tyle powiem, że gdybym miał wybierać sobie miejsce do życia (na emeryturze np.) to byłaby to Irlandia albo Toskania.
BTW Etruria, czy to nie obejmuje tylko południowych fragmentów Toskanii?
Słuch się ćwiczy ;-) Wiem to po sobie :-) A poza tym ja bym tam wolała być dobrym anestezjologiem niźli humanistką, o!
A Etruria to dzisiejsza Toskania i północne Lacjum.
Etrusek=Eto Rusek ;-)
nika
Szaman: kluski śląskie najlepsze w Poznaniu, w porównaniu np z tymi robionymi na Pogórzu Wiśnickim, czy innym Bocheńskim... W takich się tylko orientuję ;)
Miłego wieczoru1
Prześlij komentarz