czwartek, 17 grudnia 2015

Szaman Galicyjski i sprawa wielkich korporacji

Wracając co jakiś czas do Polski z krótką wizytą spotykam się z narzekaniami na polską rzeczywistość i to, jak wielkie zagraniczne korporacje wykorzystują Polaków do cna, a jak mi tam, w UKeju jest dobrze i jak o mnie dbają, żeby mi się krzywda nie działa.

Tymczasem w UKeju...

Drogi tutejsze są wąskie i kręte, a tutejsi kierowcy mają niewiele więcej wyobraźni niż polscy. Co oznacza, że trzeba jeździć bardzo ostrożnie i być zawsze przygotowanym na niespodzianki.

Takaż się przytrafiła i mnie. Musiałem w trybie natychmiastowym zjechać na lewe pobocze, żeby uniknąć otarcia się o beztroską paniusię jadącą środkiem całkiem wąskiej drogi. Pomachała mi przepraszająco łapką, w końcu kultura i życzliwość obowiązują i pojechała dalej straszyć następnych użytkowników drogi.

Ja natomiast przednim kołem wpadłem w jakąś koleinę wyżłobioną przez traktor, który na tej jezdni nie mieścił się w ogóle, ale co tam, pojechałem spokojnie do domu.

Następnego dnia, w dziennym świetle obejrzałem auto i stwierdziłem, że w wyniku wstrząsu odniesionego w koleinie, urwała mnię się przednia lampa przeciwmgielna i z fasonem wpadła gdzieś do środka pomiędzy te plastiki, które robią za zderzak. Dała się jednak zobaczyć, znaczy się nie zginęła.

Przeciwmgielnych prawie nie używam, bo choć mgieł ci u nas dostatek, to opisane wyżej drogi nie pozwalają tym światłom na wykazanie się jakąkolwiek wyższością nad zwykłymi krótkimi. Ale jak są, to powinny działać, logiczne.
Pojechałem zatem do serwisu umyśliwszy sobie, że zrobią, jeśli nie na poczekaniu, to może w jakimś sensownym terminie. Byli mili, prosili siedzieć, nawet pokazali ekspres do kawy, żebym sobie umilił czas oczekiwania. Po jakiejś półgodzinie stwierdzili, że nie są w stanie nawet się wypowiedzieć o co biega i że może bym tak umówił termin za parę dni, to oni rozbiorą, obejrzą od środka i się wypowiedzą.

Przyjechałem za parę dni na umówione spotkanie, z samego rana, bo do pracy muszę, zatem dali mi zastępcze auto i zapowiedzieli, że się odezwą. Odezwali się w południe, że owszem, rozebrali, zajrzeli, zdjęcia porobili i wysłali do takiego innego serwisu, gdzie robią karoserie, bo oni tylko mechaniczne rzeczy. Odpowiedź co i jak dostanę do domu wraz z szacowaną wyceną. Po pracy pojechałem, dałem się skasować za tę fotograficzną sesję siedem dych, zabrałem moje ranne auto i wróciłem czekać na wycenę.

Dwa dni jak z bicza strzelił i jest!
Dobrze, że siedziałem, bo bym se usiadł. Bo owa wycena wyglądała tak:


Zwróćcie uwagę na Grand total.

Usunąłem z niej wszelkie dane wrażliwe, bo nie chcę być posądzonym o kryptokrytykę. Nie dość, że chcą mi wymienić pół auta w sześć godzin i sześć minut, to także tablicę rejestracyjną(!) nie wiem po co i dlaczego. Niedrogo, tylko 12 funtów, co przy całej sumie wygląda jak kiepski napiwek dla majstra. Gorzej, że trzeba było dać cały nowy zderzak za ponad dwie stówki i nową lampę, bo "stara nie świeci, sprawdzaliśmy dwa razy", a to dodatkowe prawie siedemdziesiąt funcików jak nic.

Z samochodami jak z medycyną. Poprosiłem o drugą opinię, tym razem u "Pana Brzózki"*), który kiedyś reanimował ravkę Najmilszej. Pojechałem, obejrzał.
- Przyjedź jutro, sie zrobi.

Jutro się "nie zrobiło", bo ten akurat, co miał zrobić, zachorzał i musiałem czekać dwa dni. Po dwóch dniach przyjechałem, a jakże, raniutko, bo do pracy. Zastępczego auta nie było, Najmilszej zabrałem ravkę i, nieco spóźniony, dotarałem do pracy. Koło dziesiątej zadzwonił Pan Brzózka i powiedział, że gotowe.

Jakże to tak - chciałem zakrzyknąć - w dwie godziny?, ale byłem na sali operacyjnej i nie wypadało zakrzyknąć. Pojechałem po pracy, auto stało, lampa świeci, wszystko ok. Dostałem rachunek. I też se usiadłem (bo tym razem nie siedziałem).

Bo rachunek wyglądał tak:


Tym razem nie Grand total
 tylko Gross.
Usunąłem z niego wszelkie dane wrażliwe, bo nie chcę być posądzonym o kryptoreklamę.

- Ale jakże to tak, skoro sama lampa kosztuje prawie 70 funtów? A przecież nie świeciła.
- No, trzeba było trochę żarówkę docisnąć, bo się od tego wstrząsu poluzowała.


I tak wygląda współpraca z wielkimi korporacjami samochodowymi w UK.
____________________
*) tak naprawdę, to powinien być Pan Buk, ale określenie "Pan Brzózka" ukuł kiedyś Colorectal, bo mu się drzewa pomyliły i tak zostało.

Brak komentarzy: