środa, 29 lutego 2012

Szaman Galicyjski i sprawa książek.

Dzisiejszy wpis skierowany jest głównie do Anny Black Warrior i Abnegata. Abnegat tu bywa, Anno, a Ty?

Szamańska Matka prawie całe swoje zawodowe życie spędziła na pracy w jednym z bardziej znanych i cenionych wydawnictw. Był bowiem czas, kiedy ludzie czytali papierowe książki, a nie tylko zrzuty z ekranu. Zatem o pracy edytorskiej, przez osmozę, coś tam wiem. I zdumiałem się dzisiaj, kiedy jedna z naszych pielęgniarek, Starsza Pani, oznajmiła bez żadnych wstępów: "Napisałam książkę. Chcesz kupić w internecie? Już jest."

Cykl wydawniczy książki, według mojej osmotycznej wiedzy, to było coś koło roku (jak przewidywano bestseller) albo koło dwóch lat (jak taka se książka).

"Gratuluję, to fantastyczne!" - tu od tego się zaczyna. Zawsze. "Jak tego dokonałaś? Powiedzże, proszę."

I tu Starsza Pani (dobrze po sześćdziesiątce) opowiedziała mi o książce, którą napisała w Wordzie (taki edytor tekstu), weszła na stronę Amazon'a, w podstronę Kindla "Sam publikuję" i posiłkując się filmikiem tam zamieszczonym... wydała książkę, ustaliła ile dostanie od egzemplarza i - ta dam! - książkę można kupić. Po dwóch godzinach. W wydaniu elektronicznym co prawda, nie papierowym, ale zawsze.

Taka wrzuta o najnowszej technice. Anno, Abi, może i wy, następnym razem?

3 komentarze:

abnegat.ltd pisze...

Ale ja do tego nie mam głoowy... Fronczewskiego chcą ze mnie zrobić...
Copyrajt MIŚ
;)

Szaman Galicyjski pisze...

;), ale połowę roboty masz za sobą. Wystarczy tylko dopracować szczegóły wpisów na blogu i happy days!

Anonimowy pisze...

Tekst wyświetlany na czymkolwiek nigdy nie zastąpi zapachu i szumu przewracanych kartek.

Texcoco