Przychodzę dziś do pracy na luzie, bo nic na liście poważnego nie mam. Taki papierzasty dzień. A kupka papierów nie za duża, bo zawsze staram się drobnymi kroczkami, ale stale...
U swojego biurka siedzi Kolorektal. Na moje wesołe top of the morning ledwo coś burknął i wielką kupę żółtych papierów przewala. Chciałem zagaić, jak zwykle pogodnie, co słychać, ale w pół zdania spojrzał na mnie jak na wyskrobany płód*), więc zamilkłem, przysiadłem cichutko u siebie i wziąłem się za swoją robotę.
Bogdaj nazywa się do przeprowadzanie dowodu z dokumentów czyli kwalifikacja pacjentów do zabiegu na podstawie przesłanych nam papierów. Jezusku tłuściutki, jakie farmazony ludzie wypisują! - Choruje na coś?
- Patrz leki.
- Co w lekach? Jeden preparat zarejestrowany dla sześciu różnych chorób. I bądź tu mądry.
Trzy leki przeciwpadaczkowe, a w rubryce "padaczka" ptaszek, że nie ma. No, nie ma, bo leki bierze. Po to je dostała, żeby padaczki nie mieć, to jak bierze, to nie ma.
Ale nie o tym miało być, tylko o Kolorektalu.
Siedzi zatem za moimi plecami, papierami przerzuca nerwowo, coś tam do siebie mruczy. Rzuciłem okiem, czy aby piany nie toczy, ale nie. Luzik. Napisał jakiegoś emila, wysłał i dalej burczy. Się nie odzywam, bo jeszcze mnie się dostanie. Nagle drzwi się otwierają i wchodzi nie kto inny jak nasza Barbie umiłowana, mateńka nasza administracyjna. Kolorektal nagle uśmiechnął się od ucha do ucha, prosił siedzieć, o kawusię abo i herbatkę czy przynieść zapytał. I zaczął Ba(r)bie tłumaczyć, jak chłopu na miedzy, posiłkując się przerzucanym uprzednio w nerwach papierami w czym rzecz.
A rzecz się ma cała tak, że on ludności tutejszej i napływowej rury Hi-Tech do zadków wraża, na ekran telewizora się podziwa i potem co zobaczy to opisuje, a jak mu się coś nie spodoba, to nożem elektrycznym tak zgrabnie wycina, że co brzydkie wytnie, a dziury w kiszce nie zrobi. Potem co wyciął do inkszych doktorów uczonych wysyła, żeby mu powiedzieli, co wyciął. I pacjenta zaprasza znowu, żeby mu powiedzieć, co dalej ma z tą kiszką czynić. Czasem pacjent musi co roku się stawić, coby mu w kiszkę zajrzeć. Ot, taka dola Kolorektali.
Barbie słucha, głową kiwa, jakby rozumiała, o czym mowa. I tu łagodnym łukiem Kolorektal przeszedł do drażliwego punktu pogawędki. Otóż przychodzą - mówi - pacjenty, a ja nie mam ani moich notatek, com je przy badaniu poczynił, ani wyniku, co to go uczone doktory przysłały. Bo Administracja, pod dowództwem Barbie, nie przygotowuje tego, co mu trza. I Zonk. Pacjent przyjeżdża, a on mu nic powiedzieć nie może, ponad to, żeby przyjechał jeszcze raz, w terminie późniejszym.
Barbie zapłonęła świętym**) oburzeniem. To nie jest wina administracji! Kolorektal daje za krótkie terminy, tylko sześć tygodni, one się nie wyrabiają!
Kolorektal spokojnie wyjaśnił, że listy przyjęć pacjentów przygotowuje administracja, a nie on, więc nie do niego ta mowa.
Barbie pomyślała nad tym chwilkę i mówi: "to powiedz mi, kto takie felerne listy przygotowuje?"
Listy są pisane w programie komputerowym do obsługi Centrum i ani charakteru pisma ani podpisu określić się nie da - Kolorektal tłumaczył cierpliwie - zatem to Barbie, jako kierowniczka tych hmm... kobiet powinna wiedzieć.
Ja - dumnie wyprostowała się i uniosła głowę Barbie - mam własny pokój i nie widzę co robią inni.
Barbie, ja potrzebuję wyniku hist-pat***) i moich notatek, które są w historii choroby, inaczej wizyta pacjenta nie ma sensu.
Przecież jak pacjent przyjdzie, to możesz zadzwonić do nas i my te notatki i wyniki znajdziemy.
Tak zrobiłem! Pielęgniarka zadzwoniła do was, jedna taka odebrała i powiedziała, że nie ma i nie wie skąd się to bierze. Pielęgniarka zasugerowała, że może z pracowni hist-pat, gdzie się te badania robi. Z tym, że jedna taka nie wiedziała, która to pracowania. To może ja zadzwonię, bo wiem? - niebacznie podrzuciła myśl pielęgniarka. Oj, tak, zadzwoń - radośnie odrzekła jedna taka i odłożyła słuchawkę. Kolorektal i pacjent siedząc w sali endoskopowej czekali pół godziny, ale wynik pielęgniarka wydzwoniła. Czas był tak krótki, bo faksy są tu dość popularne.
No widzisz! Radość Barbie nie miała granic. Ja ci załatwię, żebyś zawsze mógł się do tej pracowni dodzwonić.
Ale chodzi o to, żebym ja te wyniki miał gotowe, a nie żebym dzwonił i tracił czas przeznaczony na badanie. Zatem potrzebuję wyniku hist-pat i moich notatek, które są w historii choroby wcześniej, inaczej wizyta pacjenta nie ma sensu.
To może zadzwonisz dzień wcześniej? Barbie miała proste rozwiązania.
Ale to jest wasze zadanie, Barbie. Ja robię coś innego. I powtarzam potrzebuję wyniku hist-pat i moich notatek, które są w historii choroby, inaczej wizyta pacjenta nie ma sensu.
Wiesz, Kolorektal, ja mam dziesięć osób pod sobą, ja nie wiem, kto miałby to robić.
Potrzebuję wyniku hist-pat i moich notatek, które są w historii choroby, inaczej wizyta pacjenta nie ma sensu.
A gdybyś tak ty....
Potrzebuję wyniku hist-pat i moich notatek, które są w historii choroby, inaczej wizyta pacjenta nie ma sensu.
To ja się zastanowię...
Tylko pamiętaj, ja potrzebuję wyniku hist-pat i moich notatek, które są w historii choroby, inaczej wizyta pacjenta nie ma sensu.
Barbie wyszła. Kolorektal spojrzał na mnie, pokiwał smutnie głową i napisał do Generalnego, że prosi o zwołanie zebrania w sprawie administracji. Poczym stwierdził, że emocji na dzisiaj ma dość i poszedł do domu.
Ani razu nie przeklął. Profesjonalizm i cierpliwość splecione nierozerwalnym węzłem. I anielski spokój. No, takiego mam Kolorektala.
_________________________________
*) mogłoby być, że jak na kupę, ale że on kolorektal, to dlań owa jako ten chleb powszedni, czyli grozy sytuacji bym nie oddał
**) w płomieniu świętego oburzenia, na granicy widoczne jest błękitne halo, w zwykłym oburzeniu płomień jest tylko czerwony.
***) histopatologia, mikroskopowe badanie wycinków
7 komentarzy:
faktycznie, sam spokoj i swieta cierpliwosc! jestem w szoku :))
skrzacik
Podziwiam go!
Sama bym tak chciala.....
blueboston
Kurczę felek, mistrz po prostu. Zazdroszczę po prostu, bo sama kiedyś karczemną awanturę w finansach urządziłam. Należało się babom, ale w sumie potem głupio się poczułam.
nika
O, ja, święty! :)
Też go podziwiam. Gdyby znał polski pokazałbym mu te komenty. Choć po zastanowieniu chyba jednak nie. Gdyby znał polski wolałbym, żeby o blogu nie wiedział ;-) Kto wie, co jeszcze przyjdzie mi napisać...
odniosłam wrażenie, że B. ma jakiś uszczerbek na intelekcie. na miejscu Kolorektala sprawdziłabym obecność mózgu - drogą typowego przezeń wykonywanego badania. serio. ten Człowiek jest jakiś święty.
Przepraszam za OT, ale kiedy będzie jakas notka o blogowych lekarskich frustratach spod znaku doktora o koitalnym tytule bloga?
Prześlij komentarz