poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Szaman Galicyjski i sprawa teologii

GreenParadise w poście o dywagacjach teologicznych (o tutaj) opisuje swoje trzytygodniowe dysputy na tematy jak wyżej z wykorzystaniem najnowszych zdobyczy w dziedzinie komunikacji międzyludzkiej. Ktoś przeko próbował nieskutecznie przekonać Green i pewnie sam nie dał się przekonać do greenowych racji. Nazbierało się i Green puściła farbę na blogu.

Najbardziej podoba mi się fragment: "Jakoś niewiele w tym mówieniu o Bogu, samego Boga.
Nie mam na tyle odwagi, żeby stwierdzić, że istotą chrześcijaństwa jest tylko to, co napisał św Paweł.
Zupełnie tak, jakby nie było Ewangelii."

Nie jestem teologiem, ale bardzo zgadzam się z tą tezą. W większości dysput tego typu Boga nie ma. Ewangelii nie ma. Bo to przecież margines jakiś jest. Ważne jest to, co ja chcę powiedzieć i moje zdanie / interpretacja / opinia / punkt widzenia*) się liczy. Jeśli mogę się podeprzeć wyrwanym z kontekstu zdaniem, które akurat przypadkowo pochodzi z Ewangelii, to super. Nie mogę? No, to "bóg tak chce", "spełniam tylko wolę boga" lub "bluźnisz!", a potem już tylko "na stos z nim!" i po sprawie. Aby nasze na wierzchu.

Bóg w religii przeszkadza, chyba, że da się traktować instrumentalnie. Dwa tysiące lat temu pewien żydowski rebbe nauczał na peryferiach Cesarstwa Rzymskiego o miłości bliźniego, byciu uczciwym i takie tam. I dobrze mówił. Jego prace się nie zachowały, jeśli jakieś napisał. Pisali o nim inni, więc może co poprzekręcali, kto to wie? Ale dobrze mówił. Mądrze. Ja przyznaję mu rację. I staram się postępować według głoszonych przezeń reguł. I naprawdę nie ważne czy był Bogiem czy nie był bogiem. Słusznie prawił, dać mu wód.., dolać mu wina. To podejście zwalnia mnie z "obowiązku" wymachiwania krzyżem przy każdej okazji, latania na pielgrzymki, potępiania homoseksualistów i temu podobnych rzeczy.

W liceum w Mieście nasza Pani Profesor J. od matmy kazała nam wykonywać operacje na wektorach zawieszonych w przestrzeniach pięciowymiarowych. Tak w ramach przygotowań do matury. Nigdy nie widziałem przestrzeni pięciowymiarowej ani nawet nie potrafiłem jej sobie wyobrazić. A zadania rozwiązywałem, czego dowodem piątka na maturze z matmy. I naprawdę, żeby przekonać mnie o słuszności swoich wywodów Pani Profesor J. nie musiała chodzić po wodzie, wskrzeszać zmarłych i rozmnażać chlebów i ryb. Wystarczyło, że mówiła z sensem i potrafiła nam pokazać, że to działa. Dlatego staram się być dobrym człowiekiem, bo ja tego chcę, a nie dlatego, że ktoś mi to nakazał. Bo pomyślcie, czy dobre uczynki kogoś, kto wierzy w nagrodę w niebie, rzeczywiście są bezinteresowne?

_________________________
*) niepotrzebane skreślić. Co skreślasz?! No, co?! Paszoł...

26 komentarzy:

kiciaf pisze...

Dobrze mówisz - dać ci wódki...

Anonimowy pisze...

http://www.andrzejrysuje.cba.pl/index.php/2010/07/26/przeniesienie-krzyza-2/

Bez komentarza.
Małe sprostowanie - to nie farba, a szczery żal.

Malutka... pisze...

Szaman, co racja, to racja. Do tego o nagrodzie i bezinteresowności dodałabym jeszcze dział "na pokaz" - i przed Bogiem, i przed ludźmi "na pokaz".

Szaman Galicyjski pisze...

kiciaf: nie pijam, ale dzięki za propozycję

green: dopiero po trzech tygodniach coś napisałaś, więc "puściłaś farbę", a że w kolorze żalu... A obrazek śliczny!

Malutka: święte słowa, może nawet tego pokazu jest nie tak mało.

Anonimowy pisze...

"Dlatego staram się być dobrym człowiekiem, bo ja tego chcę, a nie dlatego, że ktoś mi to nakazał. Bo pomyślcie, czy dobre uczynki kogoś, kto wierzy w nagrodę w niebie, rzeczywiście są bezinteresowne?"

Skoro się trzymamy teologii katolickiej, bądźmy precyzyjni.
Otóż, istotą moralności chrześcijańskiej jest Biblia w tym nauka Chrystusa i dekalog.
A to niesie dla każdego wierzącego, poza zbiorem zasad moralnych, jakieś wytyczne.
Bo wiara bez uczynków -parafrazując św Pawła- jest martwa.
Dla mnie system wartości wiąże się ze sposobem zachowania. I albo ktoś to przyjmuje, albo nie. Simple.
Natomiast mówienie o interesowności, widzisz, żeby "interesownie" zapracować sobie na niebo, trzeba być bezinteresownym w życiu.Na tym polega paradoks. Nie nam oceniać tę domniemaną interesowność, bo od rewizji ludzkich serc i intencji jest Bóg.
Jeżeli ktoś w Niego wierzy. Może zamiast weryfikować kto i co robi na pokaz,i na ile to interesowne- warto się zająć sobą i swoim sumieniem? Trochę mi to przypomina kobiety, które chodzą do kościoła pooglądać jak kto się ubrał i nie pamiętają ani Ewangelii, ani kazania, ale mają materiał do "wrzutek" i łatek na cały tydzień.
Warto pilnować swoich belek, zamiast cudzych źbeł, to zdrowsze Ktoś robi dobrze - to cool, po co wnikać i oceniać?

Aha, ja piszę trochę częściej niż raz na 21 dni - gwoli ścisłości.
I nie zawsze wylewam żale.
Przepraszam za ton, ale cenię sobie precyzję, bo w kwestiach "kościółkowych" łatwo i mieliznę interpretacynją i inne "frankensteiny".

Szaman Galicyjski pisze...

Jak już napisałem, teologiem nie jestem. Z trwogą niejaką więc wchodzę w dysputę, ale jeśli "istotą moralności chrześcijańskiej jest Biblia w tym nauka Chrystusa i dekalog", to odnoszę dziwne wrażenie, że z ww. coponiektórzy wybierają sobie co im pasuje. Bo skoro nie wolno nosić odzienia tkanego z dwóch rodzajów nici, to jak można używać współczesnych ubrań (polyester + wełna np.)? A sianie dwóch rodzajów roślin na jednym polu? A rodzinne wyjazdy na plaże naturystów? To jakoś nie jest aktualne. A skoro tak, to czemu nie będziesz spał z mężczyzną jak z kobietą? To z tej samej księgi (Leviticus). Z Nowym Testamentem nie jest wcale lepiej. Też "przeredagowano" go parę razy, choćby przed synodem w Kartaginie. Stąd moja rezerwa co do "pisanego".

Nikogo nie oceniam, ani z intencji ani z czynów, chyba, że mnie bezpośrednio dotyczą. Napisałem, że pokazu jest dużo, ale to - bądźmy precyzyjni - stwierdzenie istnienia zjawiska, nic więcej. Nie weryfikuję nikogo ani niczego. I moje sumienie, dziękuję, ma się dobrze. Jest pod dobrą opieką.

W swoim poście napisałaś "od trzech tygodni" i to była pierwsza wzmianka na ten temat, stąd się ten termin wziął i u mnie. Czytam Cię na bieżąco, wiem kiedy piszesz ;-)

Pozdrawiam

Maria pisze...

Ponieważ się nie znam, pozwolę sobie

Istotą wiary jest i zawsze było doświadczenie, a nie jakiekolwiek interpretacje - bo nawet święty to tylko człowiek i może nie mieć właściwego rozeznania ewentualnie doświadczenia.

Pismo Święte jest drogowskazem, a nie tekstem którego wierni mają się trzymać toczka w toczkę.

Bo znowu Bóg ześle swego Syna, aby rozpędził to faryzejskie towarzystwo.

Wierzący to poszukujący, który dla ułatwienia otrzymał szereg zasad, nie po to jednak aby w ich imię krzywdzić, zabijać lub osiągać inne swoje cele.

Wiary nikt nie posiadł, trzeba ją wciąż na nowo zdobywać.

Tak mi się wydaje

Poza tym wierzę mocno, że Bóg ma poczucie humoru.

Cyrk pod PP to jedno wielkie pogaństwo i szkoda, że święci kościelni nie odkryli tego wcześniej.

Oczywiście nie kończyłam żadnej teologii
Ja tylko szukam.
Wciąż i nieustająco

Maria pisze...

I do tego wszystkiego wcale nie muszę mieć racji

Całuski dla wszystkich dyskutantów:)

Anonimowy pisze...

"to odnoszę dziwne wrażenie, że z ww. coponiektórzy wybierają sobie co im pasuje."

Dlatego lepiej zająć się sobą i mieć w nosie co robią inni. Po co tracić energię na ocenianie kogoś, kogo ktoś rozliczy?!

"A skoro tak, to czemu nie będziesz spał z mężczyzną jak z kobietą? To z tej samej księgi (Leviticus). Z Nowym Testamentem nie jest wcale lepiej. "

Wiesz, powiem tak: otóż, ja mogę się powołać na przykazanie: "nie będziesz cudzołożył", to także obejmuje heteryków. (Tak, tak... to nie jest tak, że jednym można bezkarnie, a drudzy pójdą do piekła, bo mają taką, a nie inną orientację.)
Nikt tutaj nie jest przypadkowo, nawet gej. A jak napisał Stachura:"Dla wszystkich starczy miejsca, pod wielkim dachem nieba".
Zresztą, uważam, że Bóg jest miłością, więc jeżeli on nie potępia człowieka, i nakazuje miłować bliźniego, to ...nie ma względu na orientację.

Proste.
Nie sądzę, żeby Bóg, tak jak jeden z księży - zalecał palenie gejów na stosie. Zresztą, to co mówi na ten temat Pismo, to materiał na oddzielny post. Za który katole mnie mogą zjeść. (Wiele zależy od tłumaczenia i interpretacji.) Może kiedyś wystarczy mi odwagi. Chociażby na popełnienie tekstu, który zaprzecza temu co mówią księża na przykładzie Biblii. Ale muszę mieć trochę siły i wyłączyć komentarze, bo nie chcę się użerać z oponentami, mając świadomość, że mam rację ;))

"I moje sumienie, dziękuję, ma się dobrze. Jest pod dobrą opieką. "

Wiem, bo używasz mózgu (gdyby było inaczej, nie byłoby mnie tutaj). ;p

Chodziło mi o to, że ludzie tak się przejmują, tym, że ktoś przegina,że sami przeginają w osądach. I nie traktuj tego personalnie. Uogólnianie szkodzi.

(Chodziło o wzmiankę w komentarzach na temat działu na pokaz.)

Mario,
"Istotą wiary jest i zawsze było doświadczenie, a nie jakiekolwiek interpretacje - bo nawet święty to tylko człowiek i może nie mieć właściwego rozeznania ewentualnie doświadczenia."

Literalnie, istotą wiary jest...łaska.
Jedni mają łaskę wiary drudzy nie, potem masz Pismo, i doświadczenie.
Jednakowoż wszystko zaczyna się od łaski.

"
Poza tym wierzę mocno, że Bóg ma poczucie humoru".

Na pewno większe niż - chociażby ja.

Pozdrawiam.

;p

- e.trat

Maria pisze...

Chyba nawet nie muszę wierzyć - choć trudno powiedzieć

Wszak stworzył nas na obraz i podobieństwo:)

Maria pisze...

Emili
A gdzie wolna wola?

Anonimowy pisze...

Wolna wola jest tam, gdzie być powinna.
Skoro deklarujesz się jako osoba wierząca, to masz świadomość, że nie stoi nad Tobą Trójca Święta z Maryją Zawsze Dziewicą dzierżąc w dłoniach miecze ogniste i nie mówi:

- Mario, wierz, bo jak nie to...będą bencki.

Wiara rozumiana jako łaska, może być przyjęta, albo nie.
I tu masz pole do manewru dla wolnej woli.

"Emili
A gdzie wolna wola?"

Czyja?

Jeżeli pytasz o moją wolną wolę, to czuje się lepiej niż dobrze i jest tam gdzie trzeba.

Szaman Galicyjski pisze...

@Maria: masz absolutną rację - Pismo Święte jest (powinno być) drogowskazem, zebraną razem mądrością i moralnością stuleci, ale jeśli czytać ją spokojnie i z dystansem, to aż mrowie po krzyżu przechodzi, jaka to moralność i mądrość. Poza tym stoi w nim, że ani jedna litera nie może być zmieniona, zatem czasem ów drogowskaz, o którym piszesz traktowany jest zbyt dosłownie, a kiedy indziej literacko, kiedy to wygodne dla lepszej kontroli nad ludem.

Green: do wiary potrzebna jest... potrzeba wiary. Możesz to oczywiście nazwać łaską, jak chcesz.
To nie wiara jednak jest groźna. Bo każdy może wierzyć w co chce, jeśli lepiej mu żyć w świecie, gdzie jest Ktoś czuwający nad ogólnym Ładem, nawet jeśli logika i codzienne obserwacje niekoniecznie potwierdzają takie istnienie. Taką potrzebę odczuwa spora część ludzkości i wobec tego należy przyjąć to zjawisko jako naturalne i zostawić w spokoju. Dla mnie bardziej groźne są religie. Bo religia to "zagospodarowana wiara". Niestety, zagospodarowana często przez kogoś, kto próbuje uczynić z niej narzędzie do kontrolowania innych. I to niekoniecznie w "zbożnym" celu. Z imieniem boga na ustach i sztandarach, trzy największe monoteistyczne religie, wychodzące się z jednego pnia tak geograficznego jak i kulturowego, mordowały się nawzajem (i nadal to robią). Politeiści nie są lepsi, vide Indie, Pakistan, Malezja i tp.

Dlatego moja wiara, jest moją wiarą, a od religii trzymam się jak mogę najdalej.

Szaman Galicyjski pisze...

P.S. Green: dzięki za ten passus o używaniu mózgu. Rosnę w dumę. ;-)

Maria pisze...

Emili

Polecam książkę "Imię róży" U.Eco

Nie zmienia ona niczyjej wiary, pozwala jednak spojrzeć innym okiem na religię. Autor "zjadł zęby" na religiach, choć powieść jest beletrystyczna

Oczywiście w pełni zgadzam się z Szamanem(ale kontekst:DDD)

Anonimowy pisze...

Mario,ja, mogę Ci polecić dwie lektury:
a) definicję słownikową wyrazu "wyczucie" (bo masz ewidentny problem z wyczuciem w relacji ze mną. Nie wypominając sytuacji i nie przypominając jakie były tego skutki.)

b) oraz Katechizm Kościoła Katolickiego - lektura rozwieje Twoje wątpliwości skuteczniej niż ja. Oraz uzupełni (skutecznie i rzeczowo luki w wiedzy).
(Jednakowoż, nie wiem czy Cię usatysfakcjonuje, bo to dość gruba książka, i brak w niej znamion poczucia humoru. (czyt. jest taka kostyczna jak ja))

Aha, jako bonus polecam słownik łacińsko polski.
Tam znajdziesz znaczenie zwrotów:
Satis Verborum oraz ewidentne do sytuacji i relacji ->Gutta cavat lapidem non vi sed saepe cadendo.

Moja notka-zacytowana nomen omen- z bloga etykietowanego jako, pamiętnik osobisty, nie miała za zadanie "lepienia teologii alternatywnej",tylko była wyrazem mojego osobistego żalu. Zatem, nie ze mną się dyskutuje o dogmatach ew o błędach Kościoła.

Jako teolog, przyjmuję ten majdan i staram się być wierna ideologicznie. Tyle w temacie.

A teraz państwo pozwolą, że ja się wycofam z tej dyskusji. Bo tak.
Bez odbioru.

Ps. Takie jednostki jak ja, czytały Eco już w podstawówce. Z "Imienia Róży" najbardziej mi się podobał opis pożaru biblioteki.
KROPKA.

Morfeusz pisze...

"Istotą wiary jest i zawsze było doświadczenie, a nie jakiekolwiek interpretacje - bo nawet święty to tylko człowiek i może nie mieć właściwego rozeznania ewentualnie doświadczenia."

"Wiara jest poręką tych dóbr, których się nie spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy."

Z listu do Hebrajczyków.
Z wiary wynika prawda - z doświadczenia już niekoniecznie, bo może być ono ułudą.
s. Ligocka miała doświadczenia, podobnie jak cała masa innych fałszywych mistyków i ludzi podobnego podejrzanego autoramentu. Nieciekawie się to dla tych osób (i tych, kórzy im wierzyli) skończyło.

Oczywiście to sie ładnie wiąże z tym co Green napisała o łasce.

"Stąd moja rezerwa co do "pisanego""

Oni inaczej pojmowali pisane i historię niż my. Niektóre księgi to wymieszane zakazy, nakazy z poradami typu "nie rozwieszaj prania w deszcz, bo będziesz prał jeszcze raz" i trzeba umieć to rozdzielić.
Trochę to przypomina np. Mickiewicza - w liceum wkuwało się (przynajmniej za moich czasów) jego biografię, żeby zrozumieć dokładnie o czym on w swoich dziełach pisze/bredzi po pijaku ;)

Maria pisze...

Przykro mi Morfeuszu.
Wiem, że masz odpowiednie wykształcenie,ale dla mnie doświadczenie zawsze pozostanie pierwsze.

Obawiam się, że jest to jest kwestia(że brzydko porównam): Co było pierwsze jajko czy kura?

Nie twierdzę, że doświadczenie jest dostępne każdemu, ale bez niego nie przyszłaby nikomu do głowy wiara w Boga.

Maria pisze...

Nie zamierzam czytać żadnych ksiąg na których czytanie nie mam ochoty.

Niestety jestem już dużą dziewczynką("Takie jednostki jak ja, czytały już to w podstawówce").

Bardziej liczy się dla mnie to co przeżywam niż jakiekolwiek słowo pisane(i tu będę w zgodzie ze sobą - przede wszystkim doświadczenie).

Emili,
to tylko wymiana poglądów, nie angażuj się tak, naprawdę nie warto.

Może zdarzyć się, że ani ja ani nikt z rozmówców nie ma racji.

Nie warto doprowadzać się do takiego stanu, że rękoczyny są tylko z tego powodu niemożliwe, że dzieli nas odległość.

Ustępuję Ci placu:)

Maria pisze...

Jeśli zaś chodzi o Mickiewicza

Ten to dopiero miał poczucie humoru - proszę poszukać w "Panu Tadeuszu"

Proszę nie bądźmy tacy serio -choć bardziej pasuje sierioznyj

Anonimowy pisze...

Mario, nie doprowadziłaś mnie do stanu after rękoczyny, ale li i jedynie - Twoje namolne i pozbawione podstaw merytorycznych komentarze - wywołały niesmak.

Pocieszę Cię - nie tylko mój. I nie tylko tutaj.

Jeżeli masz ochotę mnie uderzyć, nadstawiam drugi policzek.


Jeżeli chcesz werbalnej corridy, dlaczego jej nie zorganizujesz u siebie? Tylko psujesz klimat na obcym blogu. To jest co najmniej żenujące.

Tylko najpierw wchodzisz na mojego bloga (na którym ktoś nie chce z
Tobą rozmawiać), a potem wchodzisz w polemikę z nami tutaj? Dogmaty mają to do siebie, że się je przyjmuje i nie dyskutuje.

A w teologii katolickiej jest tak, że przyjmujesz to co jest, albo nie.
Całkiem nieźle wychodzi Ci lepienie nowej nauki.

Uczenie nas teologii, jest tak logiczne jak np. moje pouczanie gospodarza bloga jak ma znieczulać.

Pamiętaj, że w każdej dyskusji merytorycznej, liczą się fakty, a nie to, co Ci się wydaje.

Chciałaś na siłę kogoś zdenerwować, ale tylko i wyłącznie dostałaś bana w komentarzach na moim blogu. Bo Twoje zachowanie wygląda jak przepychanie się o ostanie słowo i pozbawione klasy irytowanie na siłę, chociażby po to, żeby kogoś ośmieszyć.


Jeżeli nie rozumiesz, jak ktoś prosi : "zostaw mnie już", to obawiam się, że masz problem.
Ze sobą.

"Nie zamierzam czytać żadnych ksiąg na których czytanie nie mam ochoty".

Skoro tak jest, po co zarzucasz mnie propozycjami lektur i wysyłasz linki?

Powinnaś wiedzieć, że nic na siłę.
Ani rozmowa, ani znajomość.

Po raz ostatni proszę - daj mi spokój.
I już mnie zostaw.

Maria pisze...

Przeczytałam

Anonimowy pisze...

Tak patrzac nieco z boku...

Mocno upraszczajac: Kazda religia ma swoj "zbior przepisow prawa". Katolicyzm ma Pismo. I jak kazdy Kodeks, ma tez i wykladnie w tym wypadku Katechizm.

Emili ma racje: Z dogmatami sie nie dyskutuje. Taka jest specyfika definicji slowa "dogmat"

Bierzemy z calym dobrodziejstwem inwentarza, albo odrzucamy w calosci. To nie wiersz, ktory kazdy moze sobie na swoj sposob interpretowac. Interpretacja jest jedna, obowiazujaca - nam zostaje poruszac sie tylko w jej granicach.

I tak zupelnie na marginesie:
to tylko wymiana poglądów, nie angażuj się tak, naprawdę nie warto.

Jezeli nie warto angazowac sie w dyskusje - to po co ja wogole rozpoczynac?

Tuki

Morfeusz pisze...

"Wiem, że masz odpowiednie wykształcenie,ale dla mnie doświadczenie zawsze pozostanie pierwsze."

Niektórych rzeczy doświadcza się tylko raz - po prostu trupowi jest wszystko jedno i doświadczanie nie jest mu potrzebne do leżenia w grobie.

Takich co to doświadczali w szpitalu (i na cmentarzu) jest na pęczki ;)
Gdyby zamiast doświadczeniem kierowali się wiedzą mieliby pewnie szansę jeszcze paru rzeczy doświadczyć.

"Nie twierdzę, że doświadczenie jest dostępne każdemu, ale bez niego nie przyszłaby nikomu do głowy wiara w Boga."

Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli ;)

A tymczasem idę pilnować CVVH u takiego co to doświadczał i nery mu wysiadły ;]

Szaman Galicyjski pisze...

Hej, hej, hej! Na pięć minut Was zostawić samych w piaskownicy i już sobie piaskiem sypiecie po oczach! Bo zabiorę łopatki!

To był żart! Dla rozładowania atmosfery.

A poważnie: za często pojęcia "wiara" i "religia" są stosowane wymiennie. Wiara to wiara, każdy ma ją w sobie, nawet ten, co mówi, że nie wierzy, bo i on wierzy, że nie ma kogoś/czegoś. Nic mnie nie rusza, czy ktoś wierzy w Jahwe, a Allaha, Światowida czy Thora. Niech se.
Ale religia, to już zupełnie co innego. I dlatego nie zgadzam się ani z Marią ani z Morfeuszem.

Po kolei:
Maria pisze: "Istotą wiary jest i zawsze było doświadczenie, a nie jakiekolwiek interpretacje "
Doświadczenie, moim zdaniem, przynależne jest nauce. A wiara zaczyna się tam, gdzie nauka się kończy. I vice versa. Bo ja nie wierzę, że w systemie dziesiętnym 2+2=4. Ja to wiem. Tak, jak wiem, że mam 10 palców. A w to, czy bóg istnieje mogę (lub nie) tylko wierzyć. Bo inaczej pozostają mi właśnie "jakiekolwiek interpretacje" tego, co mnie otacza. Piorun strzelił w drzewo? Jest Zeus Gromowładny! Pojawiła się tęcza po burzy? Chwała Ochumare (Nigeria i Benin)! Albo ktoś położył łuk przymierza na nieboskłonie...?
Najgorszą rzeczą, która wg mnie zdarzyć się może w wierze, rozumianej jako właściwość jednostki, jest przekonanie, że jeśli coś dobrego dzieje się w moim życiu, to jest to bożą zasługą, a jeśli spotyka mnie coś złego - to wina leży po mojej stronie, jako wyraz źle rozumianej wolnej woli i złych wyborów lub też - jeśli poprzednie tłumaczenie kupy się nie trzyma - jest to dowód na to, że bóg mnie doświadcza i na pewno kiedyś okaże się to dla mnie zbawienne. Bardziej dołującego podejścia do wiary nie znalazłem.

Morfeusz pisze: "Z wiary wynika prawda - z doświadczenia już niekoniecznie, bo może być ono ułudą." O ile mogę się zgodzić z drugą częścia zdania, choć w całym życiu zawodowym opieram swoje działania na doświadczeniu moim i innych, z akcentem na innych, to pierwsza jest naciągnięta do granic przyzwoitości. Z której wiary? Na świecie, wg Wikipedii, jest ok. 10 tysięcy religii i wyznań. Znaczy się ok. 9999 musi się mylić (wg wyznawców tej jednej pozostałej, tylko której?)

I dalej: "Oni inaczej pojmowali pisane i historię niż my. Niektóre księgi to wymieszane zakazy, nakazy z poradami typu "nie rozwieszaj prania w deszcz, bo będziesz prał jeszcze raz" i trzeba umieć to rozdzielić."
I właśnie dlatego można to przeczytać jak taki właśnie zlepek i nic więcej. Uwierzyć w co się chce i stosować, jak kto chce. Doprawić do smaku. A my niestety od paru tysięcy lat (bo nie mam na myśli tylko religii chrześcijańskiej, choć on służy za przykład) mamy do czynienia z grupkami cwaniaków-interpretatorów, którzy jako jedyni, obdarzeni przez boga wiedzą i prawem wykładni, "zagospodarowują wiarę" innych, biorąc ich pod but. Bo jedni lubią malować święte obrazki, a inni im za to podrzynają gardła. Bo jedni chcą communio sub utraque specie a inni im za to gotują stosy i rzezie, z wzajemnością zresztą. W imę boga miłościwego. Z tym, że chodzi i tak o władzę, ziemię i złoto, a obecnie rynki zbytu, ropę i pieniądze. Ale wykorzystuje się do tego zmanipulowaną wiarę ludzi. Bo czymże innym jest "nasza" wojna o krzyż w Warszawie?

@green: wybacz, że na "moim" terenie spotkała Cię przykrość. Nie moja to wina i nie moje intencje. Ale skoro ja zacytowałem Twój blog i ja dałem linkę, więc ja chcę przeprosić, nie tylko jako gospodarz.
Miałem coś napisać względem kiszonego warzywa, ale się powstrzymam, bo znowu wyjdzie nie tak. Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Szamanie->, że tak powiem "daj se luz", na blogu nie ma (jeszcze) ani klucza, ani zastrzeżonych praw autorskich, więc miałeś prawo do cytatu.

Poza tym, ja nie muszę Ci się tłumaczyć z sytuacji (jesteś za inteligentny, żebym to robić i tak widzisz co się dzieje), każdy z nas ma ograniczoną wyporność i każdemu szwankują "zdolności dyplomatyczne".

Szczególnie w sytuacji, kiedy od niedzieli tłumaczy się, że nie ma się ochoty na jakąś wymianę zdań.
Bo już ktoś kiedyś się "wielce zasłużył" kiedyś, i było wiadomo jaki będzie finał. "Znamy się" z Marią od dawna.

Tyle w temacie. To ja przepraszam za corridę - de facto z mojego powodu i przeze mnie. Zaśmieciłam Ci bloga i jest mi wstyd.

Dla mnie nie ma o czym mówić, przepraszam, że tak brutalnie powiedziałam "dość", ale wydaje mi się, że ktoś musiał, bo zanosiło się na werbalny "kwas" bez końca.

Nie spotkała mnie żadna przykrość, plusem całej sytuacji jest...uzdrowienie klimatu. I już.
W nagrodę dostaniesz...wpis z dedykacją u mnie na blogu.
Pozdrawiam

- F jak furiat