piątek, 20 sierpnia 2010

Szaman Galicyjski i sprawa jedzenia

Napadło mnie. Zupełnie z nienacka. W pracy. Siedziałem spokojnie na sali operacyjnej, zanieczulając bogu ducha winną kobietę, kiedy wylazło skądiś i mnie napadło. Długaśne, składające się z wielu cienkich, lekko kleistych macek pokrytych bardzo jasnobeżową substancją. W kłębowisku macek ciemniały jakieś czarniawe, kostkopodobne punkty. Gapiło się na mnie żółtym, przypruszonym czarnym pyłem, okiem.

Nie, to nie będzie próba odebrania Abnegatowi chwały pisania postów grozy. Bowiem to, co mnie napadło to spagetti alla carbonara. Wróciłem do domu i chyłkiem, żeby w Najmilszej (nadal dieta!) nie wzbudzać jakich niedietetycznych refleksji, wykonałem dla siebie. Mogę się podzielić, ale tylko przepisem, bo zeżarłem całe.

100 g spagetti ugotować al dente w dużej ilości osolonej wody. W tym czasie podsmażyć na masełku i małym ogniu pokrojony w kostkę boczek*), ja wziąłem 110 g (tak tu pakują) wędzonego, który w Polsce byłby uznany co najwyżej za podwędzany. Kiedy jedno się gotuje, a drugie smaży, wziąć dwa jajka, jedno żółtko zachować, resztę rozkłócić ze śmietaną. Tutaj używam tzw. single, czyli jest to około 10%. Nie za dużo tej śmietany, tak ze trzy-cztery łyżki. I to koniec. Jak makaron dojdzie, to go odcedzić, wrzucić do boczku, zamieszać, poczekać z minutę, dwie, żeby złapał temperaturę, zestawić z ognia, dolać jajka ze śmietaną (jeśli to zrobić na ogniu śmietana może się ściąć w nienajapetyczniej wyglądające kluchy), wymieszać (jajko zetnie się w kontakcie z gorącym boczkiem, tłuszczykiem wytopionym i makaronem, stąd nie dawajcie za dużo śmietany!), ładnie zawińcie w zgrabny koczek na talerzu (ja podaję w głębokich), posypcie tartym żółtym serem (oryginalnie parmezanem, w Ukeju polecają mature cheddar, ja używam mozzarelli), pietruszką posiekaną i na szczyt koczka połóżcie owo zachowane żółtko posypane pieprzem. Do tego kieliszek białego, wytrawnego wina.

No, coś takiego.



Róże i świeczka nie są obowiązkowe. A poniżej mniej romantycznie, ale dokładniej. Plus pomidorki.




ŻÓŁtko do zdjęcia przekłute, żeby spływało między nitki makaronu!
Jak Wam pociekła ślinka, to do kuchni. Proste, jak mówią tutejsze surykatki.

______________________________

*) na małym, bo jak się ostro i gorąco weźmiecie do smażenia, to wychodzi dobry, ale nieco twardawy. A spagetti all carbonara powinna bez trudu zjeść bezzębna babcia nie gubiąc szczęki.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mniam, mniam :-) Przepis idzie do skarbczyka przepisów wszelakich :-)
nika

abnegat.ltd pisze...

Bandyta :D
Ja tu o suchym pysku od rana - a ten bedzie o mackach... Mam nadzieje ze Ci Szanowna Malzonka (raczkami caluje !) urwie leb za probe demolacji diety :P

Anonimowy pisze...

a czajaca sie salomnella? czy jak tam zowia staszaca w polskich lokalach chorobe... od razu z lezka w oku wspominam tatara ... jajko jajkiem, ale gdzie dobre /czytaj bez szalenstwa i wlosnicy/ mieso surowe ubic... ?