sobota, 31 lipca 2010

Szaman Galicyjski i sprawa pewnego uniwersytetu

Przepraszam wszystkich za długą nieobecność, niczym prawie nieuzasadnioną. Ale, jak już wielokrotnie wspomniałem, życie szamana twarde jest i czasem czasu nie staje na wszystko, co chciałoby się zrobić.

Pisałem czas jakiś temu o Banbury, gdzie w pocie czoła przypominałem sobie jak, gdzie i po co wbija się ludzikom igły tak długaśne, że gdyby je im pokazać, to by uciekli z wyciem. Wracając z Banbury wstąpiłem z Najmilszą do Oxfordu. Trzeba w końcu było zobaczyć gdzież to elyta ukejska zdobywa wiedzę.

Miasteczko, nie powiem, urocze, choć zatłoczone niemiłosiernie. Zupełnie przypadkiem trafiliśmy na dzień, w którym kończy się rok akademicki. Zatem wszystkie collegiums były niedostępne dla zwiedzających, na ulicach mnóstwo było poubieranych w ciemne szatki i czwórrożne czapeczki studentów i pałętających się wkoło pociech dumnych rodziców. Pociechy zresztą patrzyły na to z wyraźną niechęcią i miały wielką ochotę się urwać, co pewnikiem nastąpiło zaraz po oficjalnych uroczystościach.

Legenda głosi, że uniwersytet w Oksfordzie powstał w 872 roku, kiedy to król Alfred Wielki (849-899) spotkał sie tutaj z grupą mnichów i prowadził długie dysputy. Historia jednak odnotowała powstanie pierwszego koledżu dopiero w XII w. Ze zmiennym powodzeniem uniwersytet rozwijał się i rozrastał. Powstawały kolejne koledże, zwiększała się liczba studentów, zwłaszcza po roku 1167, kiedy to w Paryżu nakazano zagranicznym studentom opuścić miasto. Wielu z nich przeniosło się do Oksfordu. W 1209 roku studenci narozrabiali w mieście i kazano im się wynosić, co też zrobili i tak powstał uniwersytet w Cambridge. Mieszczanie wytrzymali bez żaków 5 lat. W 1214 doszli do wniosku, że jednak studenci to niezły dochód i poprosili ich o powrót. Uniwersytet rozkwitł znowu. I tak do dziś.

Muszę przyznać, że myślałem o Uniwersytecie w Oksfordzie tak, jak myśli się o naszych szkołach wyższych. I kiedy jechaliśmy odkrytym piętrowym autobusem ulicami, po których od stuleci chodzą profesorowie i studenci uniwersytetu usłyszałem od przewodnika, że to zupełnie coś innego, bo tak na prawdę, to University of Oxford... nie istnieje!

To znaczy nie istnieje w naszym polskim pojęciu. University of Oxford jest uniwersytetem kolegialnym(?) czyli składa się ze względnie niezależnych kolegiów, z których każde ma swoją własną administrację, bibliotekę, profesorów itp. Zarząd główny, czy jak go tam zwać, organizuje z kolei wykłady dla wszystkich zainteresowanych, laboratoria, badania, bibliotekę centralną, określa programy naukowe i wytyczne nauczania. Szefem jest chancellor - odpowiednik rektora, ale jest to funkcja raczej tytularna niż wiążąca się z codziennym prowadzeniem uniwersytetu. Ciekawostką jest, że funkcję tę sprawuje się od obioru dożywotnio. Obioru dokonuje ciało zwane Convocation, którego członkami są wszyscy alumni uniwersytetu z tytułem master i doctor. Jedyna funkcją tegoż ciała jest obór chancellora i profesora poezji (nie pytajcie dlaczego).

W Oksfordzie działa 38 Colleges i 6 Permanent Private Halls. Te ostatnie mają status równy college'om a zostały założone przez różne instytucje religijne. Ich wielkość w rozumieniu ilości osób z personelu i uczniów bardzi się różni. Jedne z najmniejszych, All Souls College i Campion Hall mają po 8 studentów, a jeden z większych, Christ Church College - ponad 650. Student przyjęty do danego college studiuje na "całym" Oxfordzie, ale część jego zajęć organizowana jest przez college. Dość to skomplikowane, zatem dość na tym.

Sztandarowym wręcz i chyba najczęściej pokazywanym miejscem Oksfordu jest to:



czyli pasaż, który nieodmiennie kojarzy mi się z tym:



Są tu tak urokliwe zakątki, że nagle poczuliśmy się jak w innym, niestudenckim mieście, cichym i spokojnym.



Za koledżem Św. Magdaleny, nad rzeką, która kiedyś napędzała młyny, tak popularna w Anglii wypożyczalnia łodzi.



A to jeden z oksfordzkich akademików.


Ogród, założony dla oddania honorów bohaterom wojen, najpierw pierwszej, zwanej tu Wielką, a potem drugiej.
Wiecie co? Zazdroszczę im tych kolorów, a w naturze wyglądają jeszcze lepiej.


I jeszcze ostatni rzut oka na zabudowę. Pięknie tu. Najmilsza mówi, że mogła by tu mieszkać. Niestety, Międzynarodowa Firma Zdrowotna R nie ma w Oksfordzie swojej placówki. Szkoda.



Do następnego razu.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Fajnie, że wróciłeś :-) A do Oxfordu bym się przeleciała, coby zobaczyć ichni księgozbiór antycznych klasyków :-)
nika

kiciaf pisze...

Powitać, powitać... :)
Uniwersytety to najbardziej feudalne instytucje jakie znam...

Anonimowy pisze...

...ufff, dobrze Cię widzieć w jednym, nienaruszonym kawałku.

Pozdrawiam