Nie lubię Walentynek. Tych słodziutkich, różowych, pokrytych brokatem w siedmiu kolorach tęczy. Biorąc pod uwagę, że św. Walenty był męczennikiem i zginął raczej tragicznie, zamiast tych wszystkich cukierkowatych serduszek i gołąbków bardziej "w duchu" byłoby pójść z ukochaną i obejrzeć jakieś soczyste, krwawe morderstwo.
Ja mam Walentynki z Najmilszą codziennie, przez okrągły rok.
Dziś takie. Powiem Wam tylko, że kawa po irlandzku smakuje w Kornwalii bardzo dobrze.
Najlepszego.