Nie tylko w Polsce są długie weekendy. Tu też. Taka ilość czasu trzeba jakoś zagospodarować.
Ostatnio znajomi zaprosili nas na weekend do Bretanii.
Pojechaliśmy zatem do portu w Plymouth i przez noc płynęliśmy na południowy zachód. Uprzednio prewencyjnie przyjęliśmy doustnie pewną, ściśle określoną dawkę leków chroniących przed morską chorobą. Zadziałało wspaniale, nikt nie miał najmniejszych dolegliwości. Dla zainteresowanych - było to po pół butelki czerwonego wina na osobę.
O wschodzie słońca zobaczyliśmy brzegi Francji. A wschód słońca nad Kanałem*) wygląda z kabiny tak:
Takich trawniko-grządek o tej porze roku jest mnóstwo w każdym mijanym miasteczku i wiosce.
Takich domów też, ale te raczej w miastach.
W takim domu spędzaliśmy ten weekend. Właściwie to "spędzaliśmy" go raczej na włóczeniu się po okolicy.
W tej okolicy znalazło się Concarneau. W takich zakątkach można się zakochać.
Zwłaszcza, że w takich creperiach
o wnętrzach takich jak np. to, pełnych marynistycznych akcentów,
dają nie tylko świetną kawę, ale naleśniki, o takie, na ten przykład:
Przyznaję, że poznałem niejedną kuchnię, ale po raz pierwszy dostałem kruchy naleśnik z jajkiem sadzonym. Potem był drugi, z lodami, czekoladą i bitą śmietaną. Pycha.
Oczywiście, jako stały element bycia nad morzem pojawiła się też i latarnia morska**).
Ta konkretnie nie była, niestety, stojącą na smaganej wichrem i falami skale tylko stała spokojnie prawie w środku miasta, ale cóż, mamy, co mamy.
Były też urokliwe zakątki, które swoim charakterem i zielonością przypominały mi Irlandię.
I na koniec kwitnące migdałowce. Tak, jak w ogrodzie mojego dzieciństwa w Mieście. Piękne i delikatne różowe kwiaty, kwitły właśnie w maju.
I nigdy nigdzie nie dostałem tylu małż na jedną kolację. Cztery tuziny, w cudownie aksamitnym czosnkowym sosie z białym winem i smażonym boczkiem. Policzyliśmy z Najmilszą, jak tylko uporała się ze swoją kaczką. Mimo, że w liczeniu przeszkadzał nam wypity przeze mnie Muscadet i Chateauneuf du Pape wypity przez Najmilszą.
Miejcie miły weekend.
_____________________________________
*) nazwa Kanału zależy od tego, z której strony na niego patrzymy. Jeśli patrzymy skierowani twarzą ku północy to jest to Kanał La Manche, jeśli na południe to English Channel.
**) czy latarnia morska stojąca nad oceanem jest nadal latarnią morską, czy awansuje do stopnia latarni oceanicznej?
niedziela, 29 maja 2016
piątek, 20 maja 2016
Szaman Galicyjski i sprawa globalnego ocieplenia
W grudniu ubiegłego roku (ależ ja mam zapłon, qurka wodna)*, w Paryżu, odbyła się konferencja na temat globalnego ocieplenia pod auspicjami ONZ.
Się nagadali, naustalali, naniezgadzali co cud.
Tak, jakby całe to uczone i upolitycznione grono nie zdawało sobie sprawy, że u podstaw podstaw nie leży emisja dwutlenku węgla, warstwa ozonowa i inne tego typu gadżety. To są nie przyczyny, a efekty. I dopóki nie zrozumiemy (tak, my wszyscy), że konieczny jest zwrot o 180 stopni, że należy całkowicie zmienić paradygmat nauk społecznych i zamiast wzrostu populacji gatunku ludzkiego przejść do zmniejszania lub przynajmniej zatrzymania jej wzrostu, odejścia od wzrostu ekonomicznego, konsumpcji i gromadzenia bogactw materialnych do kontrolowanej recesji, przeniesienia środka ciężkości na jakość życia, edukację, zdrowie i rozwój intelektualny to żadne wysokie komisje i międzynarodowe układy niczego nie zmienią.
Przyczyną podstawową zmian klimatycznych, poza zwykłym procesem dziejącym się z Ziemią co jakiś czas, nie jest emisja dwutlenku węgla. Jest nią fafdziesiąta plastikowa bluzeczka wyprodukowana w Chinach, przewieziona do Paryża i sprzedana komuś, kto założy ją trzy razy i wywali do śmieci, bo już niemodna. I jednorazowa pielucha, która broni się przed rozpadem 550 lat. I fafnasty styropianowy kubek na kawę, który tak naprawdę służy 10 minut i ląduje na wysypisku, na którym rozkłada się 7,5 miliarda lat.
Trzeba zacząć pracę od podstaw. Ha, bardzo aktualnie mi wyszło.
Miłego weekendu.
_________________________________
*) dopisywanie uwag w nawiasach kursywą ściągnąłem od Kaczki, bo mi się spodobało. All the credits go to her.
Się nagadali, naustalali, naniezgadzali co cud.
Tak, jakby całe to uczone i upolitycznione grono nie zdawało sobie sprawy, że u podstaw podstaw nie leży emisja dwutlenku węgla, warstwa ozonowa i inne tego typu gadżety. To są nie przyczyny, a efekty. I dopóki nie zrozumiemy (tak, my wszyscy), że konieczny jest zwrot o 180 stopni, że należy całkowicie zmienić paradygmat nauk społecznych i zamiast wzrostu populacji gatunku ludzkiego przejść do zmniejszania lub przynajmniej zatrzymania jej wzrostu, odejścia od wzrostu ekonomicznego, konsumpcji i gromadzenia bogactw materialnych do kontrolowanej recesji, przeniesienia środka ciężkości na jakość życia, edukację, zdrowie i rozwój intelektualny to żadne wysokie komisje i międzynarodowe układy niczego nie zmienią.
Przyczyną podstawową zmian klimatycznych, poza zwykłym procesem dziejącym się z Ziemią co jakiś czas, nie jest emisja dwutlenku węgla. Jest nią fafdziesiąta plastikowa bluzeczka wyprodukowana w Chinach, przewieziona do Paryża i sprzedana komuś, kto założy ją trzy razy i wywali do śmieci, bo już niemodna. I jednorazowa pielucha, która broni się przed rozpadem 550 lat. I fafnasty styropianowy kubek na kawę, który tak naprawdę służy 10 minut i ląduje na wysypisku, na którym rozkłada się 7,5 miliarda lat.
Trzeba zacząć pracę od podstaw. Ha, bardzo aktualnie mi wyszło.
Miłego weekendu.
_________________________________
*) dopisywanie uwag w nawiasach kursywą ściągnąłem od Kaczki, bo mi się spodobało. All the credits go to her.
wtorek, 17 maja 2016
Szaman Galicyjski i sprawa listy
Takie coś znalazłem dziś w naszym komputerowym systemie organizacji pracy.
Angielska część znaczy, że "POSS odwołał listę".
Ale ta końcówka.... Dla Polaka...
Śmiesznie jest być dwujęzycznym. Czasami.
Angielska część znaczy, że "POSS odwołał listę".
Ale ta końcówka.... Dla Polaka...
Śmiesznie jest być dwujęzycznym. Czasami.
niedziela, 15 maja 2016
Szaman Galicyjski i sprawa niedzielna
Dziś w Kornwalii piękny, słoneczny dzień.
Śniadanie dla Najmilszej. Podane do łóżka. Zwyczajnie, jak to w niedzielę.
Śniadanie dla Najmilszej. Podane do łóżka. Zwyczajnie, jak to w niedzielę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)